Ale „Twardy Kamień” to nie tylko rzucanie kamieniami; to także powiadomienie Terry, co zamierzamy zrobić i dlaczego — i dlaczego mamy do tego prawo. Wszystko przygotowali Profesor, Stu, Sheen i Adam, jako awaryjny program oparty na symulacji ataku. Teraz przeżyliśmy prawdziwy atak i trzeba było dopasować do niego propagandę. Mike już wszystko przepisał i wydrukował, żebym mógł sobie poczytać.
Spojrzałem znad długiego zwoju papieru.
— Mike, wszystkie te doniesienia i nasze posłanie do NS dają, że wygraliśmy w Hongkongu. Jak bardzo jesteś tego pewien?
— Prawdopodobieństwo powyżej 82%.
— Czy to dość, żeby to wysyłać?
— Man, prawdopodobieństwo, że wygramy tam, jeśli jeszcze nie wygraliśmy, jest bliskie 100%. Ich statek nie może się ruszyć; pozostałe były suche albo prawie suche. W HKL nie ma aż tyle jednoatomowego wodoru; będą musieli szukać go tutaj. Co oznacza transport żołnierzy po powierzchni, gąsienicówką — w Słońcu to ciężka podróż, nawet dla Lunatyka — a potem zdobycie osiedla. Nie dadzą rady. Przy założeniu, że tamten statek i żołnierze byli uzbrojeni nie lepiej od innych.
— A co z tą ekipą dla BL?
— Już pracują. Man, pozwoliłem sobie posłużyć się twoim głosem i wszystko przygotowałem. Mrożące krew w żyłach zdjęcia ze Starej Kopuły i nie tylko, zwłaszcza z Górnego Churchill, dla TV. Odpowiednie komentarze. Natychmiast przekażemy wiadomości do nich na Ziemię i jednocześnie ogłosimy wykonanie „Twardego Kamienia”.
Odetchnąłem głęboko.
— Rozpocząć wykonanie operacji „Twardy Kamień”.
— Czy chciałbyś osobiście wydać rozkaz? Tylko powiedz, a ja wszystko dopasuję, głos i słownictwo.
— Nie, zrób to sam. Z moim głosem i moimi kompetencjami jako ministra obrony i pełniącego obowiązki premiera. Dalej, Mike, obrzuć ich kamieniami! Wielkimi kamieniami, do diabła! Niech popamiętają!
— Już się robi, Man!
„Maksimum dydaktycznego schrecklichkeitu [20] Schrecklichkeit (niem.) — straszliwość.
połączone z minimalnymi stratami ludzkimi. Zerowymi, jeśli to możliwe” — tak Profesor podsumował naszą doktrynę operacji „Twardy Kamień”, i tak Mike i ja wcieliliśmy ją w życie. Chodziło o łupnięcie Ziemniaków tak mocno, żeby ich przekonać — a jednocześnie tak delikatnie, żeby nie zrobić im krzywdy. Wydaje się to niemożliwe, ale poczekajcie tylko.
Oczywiście podróż z Luny na Terrę zajmie kamieniom trochę czasu; może to wynosić od dziesięciu godzin, z górną granicą określoną jedynie przez naszą pewność siebie. Prędkość wylotu z wyrzutni to wartość niezwykle krytyczna, i różnica rzędu 1% może skrócić o połowę (albo przedłużyć dwukrotnie) czas na trajektorii. Mike mógł robić takie rzeczy z niesamowitą dokładnością — czuł się równie swobodnie doręczając wolne piłki, po kursach powykręcanych we wszystkie strony, jak strzały nie do obrony — żałowałem tylko, że nie rzucał dla Yankees. Ale jakkolwiek by je posyłał, docelowa prędkość tuż nad Terra będzie bliska terrańskiej prędkości ucieczki, praktycznie 11 km/s. Tę straszną prędkość zawdzięczamy grawitacyjnej studni ukształtowanej przez masę Terry, 80 razy większą od masy Luny, a czy Mike delikatnie przepchnie pocisk nad jej cembrowiną, czy też wypstryknie go jak z procy, to już bez różnicy. Tutaj nie liczyły się mięśnie, ale ogromna głębokość tej studni.
Mike mógł więc zaprogramować rzucanie kamieniami tak, żeby wystarczyło nam czasu na propagandę. Ustalili z Profesorem, że realizacja programu rozpocznie się w pierwszym celu po trzech dniach plus nie więcej niż jeden pozorny obrót Terry — 24 godz. 50 28,32 sęk. Otóż Mike potrafił okręcić pocisk wokół Terry i huknąć w cel po drugiej stronie, ale działał dokładniej kiedy widział cel, w ciągu ostatnich minut obserwował pocisk na radarze i w razie potrzeby mógł posyłać mu mikroskopijne szturchnięcia na poprawienie celności.
To dzięki tej wyjątkowej celności uda się nam zastraszyć ich maksymalnie, unikając całkowicie albo prawie całkowicie strat w ludziach. Ostrzeżemy ich o strzałach, powiemy dokładnie , gdzie i kiedy dostaną — i damy im trzy dni, żeby wynieśli się z tamtych miejsc.
I tak nasz pierwszy komunikat dla Terry, o 2.00 13 X 2076, w siedem godzin po ich inwazji, nie tylko zawiadamiał o zniszczeniu ich desantów i potępiał brutalność inwazji, ale także obiecywał bombardowania odwetowe, wymieniał miejsca i godziny i podawał dla każdego narodu ostateczny termin, do którego mogą potępić działalność NS, uznać nas i w ten sposób uniknąć bombardowania, termin upływał na 24 godziny przed lokalnym „uderzeniem”.
Dla Mike’a to było aż za dużo czasu. Na tak długo przed trafieniem w cel kamień będzie daleko w przestrzeni, z dziewiczo nietkniętymi rakietami sterującymi, i będzie mnóstwo miejsca do manewrowania. Nawet na znacznie mniej niż 24 godziny przed uderzeniem Mike mógł całkiem ominąć Terrę — dać kamieniowi bocznego kopniaka, i niech kręci się wokół Terry na stałej orbicie. Ale i na godzinę przed trafieniem można zepchnąć pocisk do jakiegoś oceanu.
Pierwszym celem był Dyrektoriat Północnoamerykański.
Miały dostać wszystkie wielkie narody z Wojsk Pokoju, siedem mocarstw z prawem weta: Dyrektoriat PA, Wielkie Chiny, Indie, Sowiety, Pan-Afryka (z wyjątkiem Czadu), Mitteleuropa, Związek Brazylijski. Mniejszym narodom też przydzieliliśmy cele i godziny — i powiedzieliśmy im także, że oberwie nie więcej niż 20% celów — po części z braku stali, choć również dlatego, by nie przesadzać z okropnością: jeśli za pierwszym razem dostanie się Belgii, to Holand może ochronić swoje poldery wychodząc z gry, zanim Luna znów wzejdzie na jej niebie.
Ale każdy cel wybrany był tak, żeby w miarę możliwości w ogóle uniknąć zabijania. Najtrudniej było osiągnąć to w przypadku Mitteleuropy; cele musiały być w wodzie albo w wysokich górach — Adriatyk, Morze Północne, Bałtyk itd. Ale większość Terry, choć tłoczy się na niej i rozmnaża 11 miliardów, to jednak pustkowie.
Północna Ameryka wydawała mi się strasznie zatłoczona, ale jej miliard mieszkańców trzyma się w kupach — to nadal prerie, góry i pustynie. Nałożyliśmy siatkę na Północną Amerykę, żeby sprawdzić, jak dokładnie możemy trafiać — Mike sądził, że 50 metrów to już byłby spory błąd. Zbadaliśmy mapy, Mike sprawdził radarem wszystkie skrzyżowania okrągłych współrzędnych, np. 105° zach. na 50° płn. — jeśli nie było na nich żadnych miast, trafiały na siatkę celów… zwłaszcza jeśli w okolicy było miasto, tak blisko, żeby miał kto widzieć i się przestraszyć.
Ostrzegliśmy ich, że nasze bomby mogą wywołać tyle zniszczeń, co bomby H, ale podkreśliliśmy, że nie będzie żadnego opadu radioaktywnego, żadnego śmiercionośnego promieniowania — tylko straszny wybuch, fala uderzeniowa w powietrzu, wstrząs sejsmiczny. Ostrzegliśmy, że od tego mogą się rozpaść budynki daleko poza miejscem eksplozji, i żeby sami wymyślili, jak daleko trzeba uciekać. Jeśli zablokują drogi, bardziej z paniki niż z autentycznego zagrożenia — cóż, tym lepiej, tym lepiej!
Lecz bez przerwy powtarzaliśmy, że nikomu, kto usłucha naszych ostrzeżeń, nie stanie się nic złego, że za pierwszym razem wszystkie cele będą w miejscach niezamieszkanych — zaproponowaliśmy nawet, że zrezygnujemy z celu, jeśli jakiś naród poinformuje nas, że mamy nieaktualne dane. (Oferta pusta — Mike miał sokoli radarowy wzrok.)
Za to nie powiedzieliśmy, co będzie za drugim razem, sugerując w ten sposób, że nasza cierpliwość ma swoje granice.
Читать дальше