— Te są zasłyszane — przeczytane — i były skatalogowane jako dowcipy, więc zapisał je w tym zbiorze. Ale nie rozumie ich, bo nigdy nie był… człowiekiem . Ostatnio stara się wymyślać dowcipy. Bardzo kiepskie. — Spróbowałem wyjaśnić jej, na czym polega żałosność Mike’owych prób stania się „człowiekiem”. — W dodatku czuje się samotny.
— Biedactwo! Ty też czułbyś się samotny, gdybyś przez cały czas tylko pracował, pracował i pracował, uczył się, uczył i uczył, i nikt cię nawet nie odwiedzał. Okrucieństwo, ot co.
Opowiedziałem jej o mojej obietnicy szukania „nie-głupich”.
— Czy zechciałabyś pogadać z nim, Wye? I nie śmiać się, jeśli powie coś niemądrego? Gdy się z niego śmiejesz, milczy i dąsa się.
— Oczywiście, Mannie! Eee… kiedy już wydostaniemy się z tych opałów. Jeśli będę mogła zostać w Luna City. Gdzie jest ten biedny komputerek? W Centrum Usług Komunalnych? Nie wiem nawet, gdzie to jest.
— On nie jest w L-City; jest pod Crisium. I nie możesz do niego pojechać; musiałabyś mieć przepustkę od gubernatora. Ale…
— Stop! „Pod Crisium…” Mannie, czy to jeden z tych komputerów w Kompleksie Zarządu?
— Mike nie jest, jednym z tych” komputerów — odpowiedziałem, zirytowany w imieniu Mike’a. — On jest szefem; kieruje całą resztą. Reszta to zwykłe maszyny, narzędzia Mike’a, tak jak to coś to moje narzędzie — powiedziałem, zaciskając palce lewej ręki. — Mike nimi rządzi. Osobiście obsługuje wyrzutnię; to było jego pierwsze zadanie — wyrzutnia i radary balistyczne. Ale kontroluje także system telefoniczny, od kiedy otwarto centralę wszechlunańską. Poza tym nadzoruje także inne systemy.
Wyoh zamknęła oczy i przycisnęła palce do skroni.
— Mannie, czy Mike cierpi?
— „Cierpi”? Nie przemęcza się. Ma czas na czytanie dowcipów.
— Nie o to mi chodzi. Chodzi o to: Czy on cierpi? Czy czuje ból?
— Co? Nie. Można go zranić — w przenośni. Ale nie czuje bólu. Nie sądzę. Nie, na pewno nie czuje, nie ma receptorów bólu. Czemu pytasz?
Przykryła oczy dłonią i szepnęła:
— Boże, zmiłuj się nade mną. — Potem podniosła wzrok i powiedziała: — Nie rozumiesz, Mannie? Ty masz przepustkę, żeby wejść tam, gdzie jest ten komputer. Ale zwykły Lunatyk nie może nawet wyjść z kolejki na tej stacji: tylko dla pracowników Zarządu. Nie mówiąc już o dostaniu się do głównego ośrodka komputerowego. Chciałam wiedzieć, czy on czuje ból, bo… no, bo zrobiło mi się go żal, tak opowiadałeś, jaki to on samotny! Ale, Mannie, czy wiesz, co zrobiłoby z nim parę kilo toluoplastyku?
— Oczywiście, że wiem! — Byłem wstrząśnięty i zdegustowany.
— Tak. Zaatakujemy natychmiast po wybuchu — i Luna będzie wolna! Mmm… dostarczę ci plastyku i zapalników, ale możemy zadziałać dopiero wtedy, gdy będziemy na tyle zorganizowani, by to wykorzystać. Mannie, muszę stąd iść, muszę zaryzykować. Umaluję się. — Zaczęła wstawać.
Mocno, lewą ręką, posadziłem ją. Była zaskoczona, i ja też — dotychczas nie dotknąłem jej ani razu, poza nieuniknionym kontaktem. Och, czasy się zmieniły, ale to było w 2075 i nikt nie dotykał kobiety bez jej zgody — zawsze było pod dostatkiem samotnych mężczyzn, gotowych pośpieszyć jej na ratunek, a do śluzy też nigdy nie było daleko. Jak mówią dzieci, sędzia Lynch nie śpi.
— Siadaj i zamknij się! — powiedziałem. — Ja wiem, co spowoduje eksplozja. Ty, jak widzę, nie wiesz. Gospoża, przykro mi to mówić… ale gdybym miał wybierać, prędzej wyeliminowałbym ciebie , niż wysadził Mike’a w powietrze.
Wyoming nie wściekła się. Naprawdę, pod wieloma względami była jak mężczyzna — to pewno dzieło wieloletniej rewolucyjnej dyscypliny — ale w sumie była najprawdziszą dziewczyną.
— Mannie, mówiłeś, że Krasnal Mkrum nie żyje.
— Co? — W pierwszej chwili nie pojąłem jej, tak nagle zmieniła temat. — Tak. Na pewno. Obcięło mu jedną nogę, tuż pod biodrem; musiał wykrwawić się na śmierć w dwie minuty. Nawet chirurgiczne amputacje na takiej wysokości są niebezpieczne. — Znam się na tym, sam uszedłem z życiem tylko dzięki szczęściu i obfitym transfuzjom, a ręka to nie to, co stało się z Krasnalem.
— Krasnal był — powiedziała trzeźwo — moim najlepszym przyjacielem w tym mieście i jednym z najlepszych na całym świecie. Był dla mnie ideałem mężczyzny — lojalny, uczciwy, inteligentny, dyskretny i odważny — i oddany Sprawie. Ale czy widziałeś, żebym po nim płakała?
— Nie. Za późno na łzy.
— Na łzy nigdy nie jest za późno. Tłumiłam łzy, od kiedy powiedziałeś mi o tym. Ale nie mogę sobie na nie pozwolić, bo Sprawa nie zostawia czasu na płacz. Mannie, gdyby taka była cena wolności dla Luny — a choćby i część ceny — sama wyeliminowałabym Krasnala. Albo ciebie. Albo siebie. A ty wzdragasz się wysadzić w powietrze komputer!
— Wcale nie o to chodzi!
Ale o to chodziło, przynajmniej częściowo. Kiedy umiera człowiek, nie jest to takie straszne; każdy z nas rodzi się z wyrokiem śmierci. Ale Mike był wyjątkowy, mógł żyć wiecznie. Nieważne, czy miał „duszę” — spróbujcie mnie przekonać, że nie. Jeśli jej nie miał, tym gorzej. Nie? Pomyślcie jeszcze raz.
— Wyoming, co się stanie, jeśli zniszczymy Mike’a? Powiedz.
— Nie wiem dokładnie. Ale wywoła to spore zamieszanie, a tego właśnie…
— Stop. Nie wiesz. Zamieszanie, da. Telefony nie działają. Kolejka staje. Twojemu miastu niewiele to zaszkodzi; Hongkong ma własne zasilanie. Ale w L-City, Nowymlenie i innych osiedlach nie ma prądu. Totalna ciemność. Wkrótce robi się duszno. Potem spada temperatura i ciśnienie. Gdzie masz skafander?
— W szatni na Zachodniej Stacji kolejki.
— Mój też tam jest. Myślisz, że tam trafisz? W całkowitych ciemnościach? Zanim zabraknie powietrza? Ja bym chyba nie trafił, a urodziłem się w tym osiedlu. Przez korytarze pełne krzyczących ludzi? Lunatycy to twardy naród; musimy być twardzi — ale co dziesiąty dostaje kota w ciemności. Czy wymieniłaś butle na pełne, czy też za bardzo ci się śpieszyło? I czy znajdziesz swój skafander pośród tysięcy innych ludzi, którym wszystko jedno, czyj skafander zakładają?
— Ale są chyba systemy awaryjne? Jak w Hongkongu, Luna?
— Są. Ale nie za dużo. Obwody kontrolujące wszystko, co niezbędne do życia, powinny być zdecentralizowane i dublowane tak, by w razie awarii jednej maszyny mogła zastąpić ją druga. Ale to kosztuje, a jak sama zauważyłaś, Zarządu nic nie obchodzi. Mike nie powinien zajmować się wszystkim. Ale najtaniej było przysłać jeden komputer, zainstalować go głęboko w Skale, gdzie będzie bezpieczny, i zwiększać mu pojemność, i dodawać nowe funkcje — czy wiesz, że Zarząd kasuje za wynajem usług Mike’a prawie tyle, co za sprzedaż mięsa i pszenicy? Tak. Wyoming, nie wiem, czy Luna City przestałoby istnieć, gdyby Mike wyleciał w powietrze. Lunatycy mają smykałkę do techniki i mogliby klecić jakieś prowizoryczne obwody do czasu przywrócenia automatyki. Ale wiem jedno: wielu ludzi umrze, a reszta będzie miała na głowie inne sprawy niż polityka.
Nie mogłem się nadziwić. Ta kobieta spędziła prawie całe życie w Skale… a ma pomysły jak jakiś żółtodziób — zniszczyć komunalne urządzenia kontrolne.
— Wyoming, gdybyś była równie mądra, jak piękna, nie mówiłabyś o wysadzaniu Mike’a w powietrze, zastanawiałabyś się, jak przeciągnąć go na waszą stronę.
— Jak to? — powiedziała. — Komputerami zarządza gubernator.
Читать дальше