— Masz przy sobie coś do jedzenia? — spytała zaskoczona.
— Kiedy idę do bufetu, zawsze jest zamknięty. Czy on w ogóle bywa otwarty?
— Nie. — Joanna nie miała wątpliwości.
— Zdaje się, że w okolicy nie ma żadnych barów.
— Fakt. Najbliższy to Taco Pierre’s, znajduje się jakieś dziesięć przecznic stąd.
— Taco Pierre’s?
— Sprzedają burrito i pałeczki okrężnicy na wynos.
— Hm — mruknął. Wyjął jabłko, wytarł je o kołnierz i wyciągnął do Joanny. — Chcesz jabłko?
Z wdzięcznością przyjęła owoc.
— Najpierw ratujesz mnie przed panem Mandrakiem, a potem od śmierci głodowej. — Ugryzła owoc. — Zrobię wszystko, czego zażądasz.
— To dobrze. — Sięgnął do drugiej kieszeni. — Chciałbym, żebyś podała mi definicję pojęcia doświadczeń granicznych.
— Definicję? — wymamrotała z pełnymi ustami.
— Chodzi mi o wrażenia ludzi. Czego doświadczają podczas śmierci klinicznej. — Wyciągnął owinięty w folię balonik zbożowy i wręczył go Joannie. — Czy wszyscy mają takie same wspomnienia, czy może każda osoba pamięta co innego?
— To nie tak — odparła, usiłując rozerwać opakowanie. — Nie ulega wątpliwości, że istnieje pewne wspólne wszystkim doświadczenie, tak jak twierdzi pan Mandrake. — Oderwała zębami fragment folii. — Zdefiniowanie go to jednak zupełnie inna sprawa.
Richard wyjął z jej rąk batonik, rozerwał opakowanie i oddał przekąskę Joannie.
— Dziękuję. Problem w tym, że istnieje książka pana Mandrake’a i wszystkie opracowania związane z doświadczeniami granicznymi. Ludziom powiedziano, co powinni widzieć, i jak się łatwo domyślić, wszyscy teraz widzą to samo.
— A zatem nie uważasz, że ludzie faktycznie mają przed oczyma tunel, światło i jakąś nieziemską postać? — Zmarszczył czoło.
— Tego nie powiedziałam. — Ugryzła baton. — Doświadczenia graniczne nie pojawiły się u ludzi dopiero wtedy, gdy tą tematyką zainteresował się pan Mandrake i wydano o niej tyle książek. Istnieją dowody na to, że to zjawisko dostrzeżono już w starożytnej Grecji. W Państwie Platona pojawił się opis żołnierza o imieniu Er, który zmarł i wędrował korytarzami prowadzącymi do krainy zmarłych, gdzie ujrzał duchy i coś w rodzaju nieba. Tybetańska księga zmarłych z ósmego wieku opowiada o opuszczaniu ciała, przebywaniu w mglistej pustce i wkraczaniu do krainy światła. Większość zasadniczych doświadczeń związanych z życiem po śmierci pojawiła się więc już dawno temu.
Na chwilę przerwała, aby odgryźć kolejny kęs batonu.
— Nie o to chodzi, że ludzie tak naprawdę nie widzą tunelu ani niczego innego. Rzecz w tym, że niezwykle trudno jest oddzielać ziarna od plew. A plew są całe tony. Ludzie wykorzystują doświadczenia graniczne, aby zwrócić na siebie uwagę. Albo żeby uzasadnić swoją wiarę w zjawiska nadprzyrodzone. Dwadzieścia dwa procent ludzi głoszących, że mieli doświadczenia graniczne, twierdzi, że posiedli zdolność telekinezy i pozazmysłowego postrzegania, albo też przyznają się do regresji do przeszłości, tak jak Bridey Murphy. Czternaście procent osób uważa, że porwali ich kosmici.
— Więc jak oddzielasz ziarna od plew, że użyję twojego sformułowania?
— Zwracam uwagę na język ciała. — Wzruszyła ramionami. — W zeszłym miesiącu miałam pacjentkę, która powiedziała: „Kiedy wpatruję się w światło, pojmuję tajemnicę wszechświata”. Tak na marginesie, tego typu komentarz pojawia się dość często. Kiedy spytałam, jaka to tajemnica, oznajmiła: „Obiecałam Jezusowi, że jej nie zdradzę”, lecz mówiąc te słowa, wyciągnęła ręce, jakby usiłowała złapać coś znajdującego się poza zasięgiem jej ramion — wytłumaczyła Joanna, demonstrując opisywany gest. — Poza tym muszę poszukiwać niekonwencjonalnych wspomnień i zwracać uwagę na spójność relacji. Opisując to, czego doświadczyli, ludzie często podają zbyt wiele szczegółów, niekiedy pozornie nieistotnych, w przeciwieństwie do sytuacji, gdy opisują to, co ich zdaniem powinni byli dostrzec.
— A czego naprawdę doświadczają?
— Na pewno pojawia się wrażenie ciemności, a także światła, zwykle w takiej kolejności. Poza tym najwyraźniej słyszą jakieś dźwięki, chociaż nikt nie potrafi ich dokładnie opisać. Pan Mandrake twierdzi, że to brzęczenie…
— …więc wszyscy jego pacjenci twierdzą, że to brzęczenie — dokończył Richard.
— Tak, ale nawet oni nie wydają się o tym całkowicie przekonani. — Joanna przypomniała sobie wahanie w głosie pani Davenport. — Moi badani podają najrozmaitsze wersje. Słyszą stuki, ryki, drapanie i piski.
— Ale z całą pewnością pojawia się jakiś dźwięk?
— Oczywiście, tak twierdzi osiemdziesiąt osiem procent moich pacjentów. I niczego im nie sugeruję.
— A co z unoszeniem się nad stołem operacyjnym? — Richard wyciągnął z kieszeni torebkę rodzynek.
— Pan Mandrake utrzymuje, że sześćdziesiąt procent jego pacjentów ma wspomnienia związane z opuszczeniem ciała, lecz osobiście zauważyłam takie przeżycia u zaledwie jedenastu procent swoich badanych. Siedemdziesiąt pięć procent moich rozmówców wspomniało o odczuciach spokoju i ciepła, a niemal pięćdziesiąt procent twierdzi, że widziało jakąś postać, zazwyczaj religijną i ubraną na biało, niekiedy błyszczącą lub promieniującą.
— Świetlisty Anioł Mandrake’a — stwierdził Richard.
Wyciągnęła rękę i zgarnęła kilka rodzynek.
— Osoby, którym pan Mandrake wyprał mózgi, widziały Świetlistego Anioła i swoich zmarłych krewnych, czekających na możliwość powitania ich po Tamtej Stronie, lecz wszyscy inni mają spostrzeżenia uwarunkowane religijnie. Chrześcijanie dostrzegają anioły lub Jezusa, chyba że są katolikami, wówczas widzą Matkę Boską. Hinduiści mają przed oczyma Krisznę lub Wisznu, a niewierzący — najbliższych. Albo Elvisa. — Zjadła rodzynkę. — Właśnie to mam na myśli, mówiąc o plewach. Ludzie wnoszą tak wiele ze swoich wspomnień, że niemal nie można stwierdzić, co widzą naprawdę.
— A co z dziećmi? — padło pytanie. — W ich pamięci znajduje się mniej trwale zakodowanych wyobrażeń.
— Zgadza się — potwierdziła Joanna. — Ale jednocześnie są bardziej skłonne zadowalać dorosłego, który przeprowadza z nimi wywiad, czego dowiodły wypadki wykorzystywania przedszkolaków w latach osiemdziesiątych. Dziećmi można tak manipulować, że powiedzą wszystko.
— No nie wiem — powątpiewał Richard. — Dzisiaj poznałem dziewczynkę, która nie wydawała się szczególnie podatna na wpływy. Znasz ją. Maisie.
— Rozmawiałeś z Maisie Nellis? — Zmarszczyła brwi. — Nie wiedziałam, że wróciła.
— Prosiła, żeby ci przekazać, że ma ci coś ważnego do powiedzenia. — Richard skinął głową. — Przeprowadziliśmy interesującą pogawędkę na temat Hindenburga.
— A więc taka jest katastrofa dyżurna w tym tygodniu. — Joanna uśmiechnęła się.
— Tak, i jeszcze wielka powódź melasy. Wiedziałaś, że w 1919 roku dwadzieścia jeden osób zginęło śmiercią naleśnika?
— Ile czasu z nią spędziłeś? — spytała rozbawiona. — Czekaj, niech zgadnę. Maisie doskonale potrafi zatrzymywać ludzi. Jest w tym niezrównana. Poza tym to wyjątkowe dziecko.
— Powiedziała mi, że ma kardiomiopatię i migotanie komór.
— Wirusowe zapalenie wsierdzia. Nie udaje się nad tym zapanować, a ona źle reaguje na leki znoszące arytmię serca. To prawdziwa tragedia.
— Pewnie stąd zainteresowanie Hindenburgiem.
Читать дальше