— A ja usiłowałem skontaktować się z panią, aby porozmawiać na temat pani badań. — Wyciągnął rękę. — Richard Wright. Zajmuję się badaniami związanymi z neurologicznymi przyczynami występowania doświadczeń granicznych.
— Joanna Lander — przedstawiła się lekarka, potrząsając jego ręką. — Proszę pana, naprawdę bardzo mi przykro. Ja…
— Miała pani wyjątkowo zły dzień. — Uśmiechnął się szeroko.
— No właśnie — przytaknęła, a jego zdumiało przygnębienie w jej oczach.
— Powiedziała pani, że to nieodpowiednia pora na rozmowę — zaczął pośpiesznie. — Możemy ją przełożyć. Jeśli pani woli, spotkajmy się jutro.
Kiwnęła głową.
— Dzisiaj po prostu… Jeden z moich pacjentów… — Usiłowała dojść do siebie. — Jutro będzie lepiej. O której?
— O dziesiątej? Albo możemy zjeść razem lunch. Kiedy jest czynny bufet?
— Sporadycznie. — Uśmiechnęła się. — Może być dziesiąta. Gdzie?
— Mam laboratorium na piątym piętrze we wschodnim skrzydle. Pokój pięćset dwa.
— Do jutra do dziesiątej — powtórzyła i ruszyła korytarzem, ale niemal natychmiast zawróciła.
— Co… — zaczął.
— Cśśś… — szepnęła, mijając go. — Maurice Mandrake — mruknęła i popchnęła białe drzwi z napisem „Tylko dla personelu”.
Wright się obejrzał, dostrzegł garnitur w cienkie paski wyłaniający się zza rogu i za przykładem Joanny dał nura za drzwi. Znaleźli się w klatce schodowej, prowadzącej na dół.
— Przepraszam — odezwała się Joanna, ruszając po pomalowanych na szaro betonowych schodach. — Bałam się, że jeśli przyjdzie mi z nim rozmawiać, zabiję go.
— Znam to uczucie — potwierdził Richard, podążając za nią w dół. — Miałem okazję z nim dzisiaj mówić.
— Dojdziemy tędy na parter — wyjaśniła, stojąc na półpiętrze — a tam znajdziemy główne windy.
Nagle zatrzymała się jak wryta ze zdumionym wyrazem twarzy.
— Co jest? — podszedł do niej. W poprzek klatki schodowy ktoś rozwiesił żółtą taśmę z napisem „Nie wchodzić”. Dalsza część schodów błyszczała od mokrej jasnoniebieskiej farby.
„O kurwa”.
Ostatnie słowa zarejestrowane na większości czarnych skrzynek, odzyskanych po katastrofach samolotów
— Może farba już wyschła — zasugerował Richard, chociaż nie ulegało wątpliwości, że wciąż jest wilgotna.
Joanna się pochyliła i dotknęła podłogi.
— Bynajmniej. — Podniosła palec i pokazała mu jasnoniebieską plamkę na opuszce.
— Nie ma innej drogi?
— Tylko tam, skąd przyszliśmy. Czy pan Mandrake nie powiedział panu przypadkiem, dokąd się wybiera?
— Owszem. Miał się spotkać z panią Davenport.
— No nie, on tam będzie siedział godzinami — uznała Joanna. — Historia życia pani Davenport jest dłuższa niż większości ludzi. Poza tym minęły trzy godziny od chwili, kiedy się z nią widziałam. W tym czasie bez wątpienia „przypomniała” sobie najrozmaitsze szczegóły. A to, czego sobie nie przypomniała, wymyśli pan Mandrake.
— Jak to możliwe, że pomyleniec pokroju pana Mandrake’a otrzymał pozwolenie na prowadzenie badań w tak renomowanym szpitalu?
— Pieniądze — wyjaśniła krótko. — Przekazał szpitalowi połowę dochodów ze Światła na końcu tunelu . Książka rozeszła się w przeszło dwudziestu pięciu milionach egzemplarzy.
— Dowodząc słuszności powiedzenia, że głupców nie sieją, sami się rodzą.
— A ludzie wierzą w to, w co chcą wierzyć. W szczególności Esther Brightman.
— Kto to taki?
— Wdowa po Haroldzie Brightmanie z Brightman Industries i najstarsza członkini rady powierniczej Szpitala Miłosierdzia. A także wierna uczennica Mandrake’a, pewnie dlatego, że w każdej chwili może powędrować na tamten świat. Przekazała szpitalowi jeszcze więcej pieniędzy niż Mandrake z Instytutem Badawczym, a kiedy umrze, pozostawi tutaj cały swój majątek. O ile niespodziewanie nie zmieni testamentu.
— Co oznacza, że Mandrake może bez przeszkód psuć tutejsze powietrze.
Skinęła głową.
— I paskudzić wszystkie prace badawcze, związane z doświadczeniami granicznymi. A właśnie tym się tutaj zajmuję.
— Czy pani Brightman nie obawia się, że rzetelne badania naukowe podważą ideę życia po śmierci? — Richard zmarszczył czoło.
— Jest przekonana, że nauka dostarczy dowodów na istnienie życia po śmierci, a ja się do tego przyczynię — uspokoiła go Joanna. — Powinnam być jej wdzięczna. Większość szpitali za żadne skarby nie zgodziłaby się na badanie doświadczeń granicznych. Mimo to nie jestem wdzięczna. Zwłaszcza teraz. — Zapatrzyła się na drzwi. — Moglibyśmy się przekraść, korzystając z tego, że pani Davenport opowiada mu wstrząsającą historię o dyktandzie z trzeciej klasy. — Weszła na palcach na schody i lekko uchyliła drzwi.
Pan Mandrake stał w korytarzu, rozmawiając z Tish.
— Pani Davenport i inni zostali odesłani z powrotem w charakterze emisariuszy — perorował. — Mają zanieść nam słowo o tym, co nas czeka po Tamtej Stronie.
Joanna ostrożnie zamknęła drzwi i zeszła do doktora Wrighta.
— Rozmawia z Tish — szepnęła. — Opowiada jej, że doświadczenia graniczne to wiadomości z Tamtej Strony. Tymczasem my utknęliśmy po tej stronie.
Minęła lekarza i zeszła na półpiętro.
— Nie wiem, jak pan, ale ja nie zniosłabym konieczności wysłuchiwania jego teorii o życiu po śmierci. Może kiedy indziej, ale nie dzisiaj. W takiej sytuacji myślę, że pozostaje mi tylko zaczekać tutaj, aż sobie pójdzie.
Skręciła za półpiętrem i usiadła tak, aby nie widzieć drzwi. Stopy oparła na stopniu tuż powyżej żółtej taśmy.
— Niech pan się nie czuje zobowiązany siedzieć tu ze mną, panie doktorze. Jestem pewna, że ma pan znacznie ważniejsze sprawy…
— Pan Mandrake już raz mnie dzisiaj zatrzymał. Zresztą chciałem z panią porozmawiać, prawda? W sprawie nawiązania współpracy. Mam wrażenie, że znaleźliśmy się w miejscu wręcz stworzonym do takich rozmów. Cicho, nikt nam nie przeszkadza. Tylko proszę nie mówić do mnie panie doktorze w chwili, gdy oboje utknęliśmy na nie domalowanej klatce schodowej. Mam na imię Richard — wyciągnął rękę.
— Joanna. — Lekarka potrząsnęła jego dłonią.
Usiadł na półpiętrze twarzą do kobiety.
— Opowiedz mi o swoim złym dniu.
— Zmarł człowiek. — Oparła głowę o ścianę.
— Ktoś bliski?
— Nawet go nie znałam — zaprzeczyła. — Przeprowadzałam z nim wywiad na oddziale nagłych wypadków… a on…
W jednej chwili był, a w drugiej odszedł, pomyślała. Nie chodziło jej wyłącznie o charakterystyczną figurę retoryczną, eufemizm określający śmierć, taki jak „ostatnie tchnienie”. Opisała to, co czuła. Przyglądała mu się, jak leży, wpatrywała się w piszczący kardiomonitor, śledziła rozpaczliwą akcję reanimacyjną kardiologa i pielęgniarek i wcale nie czuła, żeby Greg Menotti zmarł, zszedł. Raczej odniosła wrażenie, że znikł.
— Miał jakieś doświadczenia graniczne?
— Nie. Nie wiem. Przeszedł zawał serca i reanimowano go w karetce, a potem stwierdził, że niczego nie pamięta, ale podczas badania kardiologicznego ponownie doznał zawału i powiedział: „Za daleko dla niej”. — Podniosła wzrok na Richarda. — Pielęgniarki myślały, że mówi o swojej dziewczynie, ale to nieprawda, ona już przy nim stała.
To on był gdzie indziej, przyszło jej do głowy. Tak samo, jak Carl Śpiączka. Gdzieś za daleko dla niej.
Читать дальше