Mary Russell - Dzieci Boga

Здесь есть возможность читать онлайн «Mary Russell - Dzieci Boga» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dzieci Boga: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dzieci Boga»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Debiutancka powieść Mary Dorii Russell „Wróbel” zdobyła dla autorki powszechne uznanie. Oto kontynuacja owej jednej z najwspanialszych powieści fantastycznych ostatnich lat. Zaledwie ojciec Emilio Sanchez, jedyny członek pierwszej wyprawy, który powrócił na Ziemię, zdołał odzyskać zdrowie i równowagę psychiczną po straszliwych przejściach na planecie Rakhat, Towarzystwo Jezusowe prosi go (a właściwie zmusza), by zechciał wziąć udział w kolejnej misji. Sancheza dręczą wspomnienia i lęki, ale nie może uciec od swojej przeszłości. Rozpoczyna się druga batalia o rozum i duszę tak ciężko doświadczonego przez los kapłana.

Dzieci Boga — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dzieci Boga», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nie cofnął też swojej decyzji o porzuceniu Towarzystwa Jezusowego, chociaż nie było to dla niego łatwe. Rezygnacja to sprawa jego sumienia, więc procedura administracyjna powinna być uproszczona, ale kiedy podpisał odpowiednie dokumenty — „EJ. Sandoz” — i wysłał je do rzymskiego biura ojca generała, wróciły po kilku tygodniach z adnotacją, że wymagany jest podpis z pełnymi imionami. Tak więc jeszcze raz wziął pióro, które Giną przyniosła mu w pewien piątek, przystosowane dla osób o ograniczonej sprawności, i spędzał wieczory na mozolnym ćwiczeniu. Minął miesiąc, a nowy komplet dokumentów jeszcze nie nadszedł z Rzymu.

Uznał te opóźniające manewry Giulianiego za żałosne, później za irytujące i w końcu wysłał list do Johannesa Voelkera, w którym prosił go, by powiadomił ojca generała, że dopóki nie przyślą mu dokumentów, będzie zbyt chory, aby dalej pracować. Następnego ranka Vincenzo Giuliani przywiózł mu papiery osobiście.

Spotkanie miało miejsce w neapolitańskim biurze ojca generała i było krótkie, ale pełne napięcia. Później Sandoz poszedł do biblioteki, postał tam nieruchomo, póki nie zwrócił na siebie uwagi wszystkich czterech kolegów i warknął:

— W moim mieszkaniu. Za dziesięć minut.

* * *

— Ktoś inny załatwił mi pióro — powiedział Candottiemu Sandoz, ciskając plik papierów na drewniany stół, przy którym John siedział z Dannym Żelaznym Koniem. Na dole każdej kartki widniał czytelny, pełny podpis: „Emilio Jose Sandoz”. — Jeśli nie chciałeś maczać w tym rąk, John, mogłeś być na tyle uczciwy, by mi to powiedzieć.

Do tej pory Sean Fein przyglądał się fotonicznemu wyposażeniu pracowni Sandoza, lecz teraz spojrzał na Candottiego, podobnie jak Joseba Urizarbarrena, wsparty o niską ściankę oddzielającą pokój od schodów do garażu. Danny Żelazny Koń również zerknął na Johna, ale nic nie powiedział, obserwując Sandoza krążącego niespokojnie po pokoju.

John wbił spojrzenie w leżące na stole papiery.

— Po prostu nie byłem w stanie…

— Zapomnij o tym — warknął Sandoz. — Panowie, dziś o dziewiątej rano przestałem być jezuitą. Poinformowano mnie, że choć mogę opuścić Towarzystwo… czy Korporację, jakkolwiek to dzisiaj nazywacie, kapłanem jestem na wieki. Poza przypadkami zagrożenia, nie mogę jednak spełniać posług kapłańskich, chyba że zostanę inkardynowany przez biskupa do jakiejś diecezji. Nie będę się o to starał — powiedział, omiatając ich spojrzeniem. — Tak więc mój status to vagus, ksiądz bez upoważnienia i władzy kapłańskiej.

— Z technicznego punktu widzenia od kasaty wszyscy jesteśmy w podobnej sytuacji — zauważył pogodnie Danny. — Oczywiście definicję pojęcia „zagrożenia” traktujemy niekiedy bardzo elastycznie. Jakie są twoje plany?

Świnka morska, obudzona krokami Emilia, zaczęła chrapliwie pogwizdywać. Poszedł do kuchni i znalazł kawałek marchewki, nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, co robi.

— Zostanę tutaj, dopóki nie spłacę wszystkich długów — powiedział, wrzucając marchewkę do klatki.

Żelazny Koń uśmiechnął się kwaśno.

— Niech zgadnę. Czyżby stary miał dokładną listę wszystkich wydatków, na jakie naraziłeś nas od pierwszego dnia formacji? Chyba przesadzasz, mistrzu.

— Za protezy też nie może żądać — dodał Sean. — Firma dba o ubezpieczenia. Masz pokrycie.

Sandoz zatrzymał się i przez chwilę popatrzył na Danny’ego, a potem na Seana.

— Dzięki. Johannes Voelker zapoznał mnie z moimi prawami. — John Candotti wyprostował się nieco na te słowa, ale zanim zdążył coś powiedzieć, Sandoz mówił już dalej: — Są jednak pewne nadzwyczajne zobowiązania, za które czuję się odpowiedzialny. Zamierzam się z nich wywiązać. Może to zająć trochę czasu, ale mam rentę i wynegocjowałem pensję równą poborom profesora lingwistyki naFordham, przynajmniej na czas trwania tego projektu.

— A więc zostajesz, przynajmniej przez jakiś czas. To dobrze — zauważył Joseba, wyraźnie zadowolony, ale nie ruszył się z miejsca.

Danny Żelazny Koń też usadowił się wygodniej na drewnianym krześle.

— A co po projekcie k’san? — zapytał. — Nie możesz się wiecznie ukrywać, szefie.

— Nie. Nie mogę. — Zapanowało milczenie. — Może po odwaleniu tej roboty przejadę się do Neapolu i zwołam konferencję prasową. Wyznam wszystko. Oświadczę, że jadłem niemowlęta! Może będę miał szczęście i zlinczują mnie.

— Emilio, proszę… — zaczął John, ale Sandoz zignorował go i wyprostował się dumnie; w końcu płynęła w nim hiszpańska krew.

— Panowie — powiedział z emfazą — muszę wam oznajmić, że nie tylko przestaję być aktywnym kapłanem. Jestem apostatą. Jeśli w tych okolicznościach nie chcecie się ze mną wiązać, to…

Danny Żelazny Koń wzruszył ramionami.

— Dla mnie to bez różnicy. Jestem tu, żeby nauczyć się języków.

Spojrzał po wszystkich, którzy przytaknęli milcząco, a potem ponownie utkwił oczy w Sandozie. Dostrzegł lekkie rozluźnienie, może nawet lekkie westchnienie ulgi. Sandoz stał przez chwilę nieruchomo, a potem usiadł na skraju łóżka, wpatrując się gdzieś wdał.

— Fajne ciuchy — powiedział w końcu Danny.

Sandoz, całkowicie zaskoczony, wybuchnął zduszonym śmiechem i spojrzał w dół: niebieskie dżinsy, biała koszula w wąskie niebieskie paski. Nic czarnego.

— Wybrała mi to signora Giuliani — powiedział z zażenowaniem. — Wszystko jest chyba trochę za duże, ale ona twierdzi, że teraz taka moda.

— Tak, wszystko musi być za duże — odezwał się John, rad ze zmiany tematu. Było oczywiste, że na Sandozie i tak wszystko wisiałoby jak na strachu na wróble. Zawsze był niski i drobny, teraz jednak wyglądał jak widmo: prawie tak źle, jak po wyjściu ze szpitala.

Żelazny Koń, najwyraźniej podążając tym samym tokiem myśli, zauważył:

— Ale tak naprawdę mógłbyś trochę przytyć, mistrzu.

— Odwal się — warknął Emilio, wstając. — No dobra. Koniec przerwy. Mam robotę.

Podszedł do ściany urządzeń do analizy dźwięków, dając im do zrozumienia, żeby sobie poszli. Joseba wstał, Sean ruszył ku schodom. John również wstał, ale Danny Żelazny Koń nadal rozpierał się na krześle, z rękami założonymi za głowę.

— Sandoz, założę się, że ważę o jedną nogę więcej od ciebie — powiedział, mierząc Emilia od stóp do głów swoimi czarnymi, chytrymi oczkami. — Czy ty w ogóle coś jesz?

John próbował dać mu znać gestami, by przestał okazywać swoje zatroskanie, ale Sandoz okręcił się na pięcie i rzekł dobitnie:

— Tak. Jem. Ojcze Żelazny Koniu, jesteś tutaj, aby studiować ruanja i k’san. Nie pracujesz jako pielęgniarka.

— Zgadza się, bo nie jestem zainteresowany tą posadą — oświadczył pogodnie Danny. — Ale jeśli jesz i wyglądasz tak, jak wyglądasz, to zastanawiam się, czy wiesz, na co umarł D.W. Yarbrough na Rakhacie. Annę Edwards nigdy nie rozwiązała tej zagadki przed jego i swoją śmiercią, prawda?

— Jezu, Danny! — wybuchnął Sean.

Joseba wytrzeszczył oczy, a John zawołał:

— Na miłość boską, Danny! Co ty próbujesz osiągnąć, do cholery?

— Niczego nie próbuję osiągnąć! Po prostu mówię, że…

— Odbyłem kilkumiesięczną kwarantannę — powiedział Sandoz z pobladłą twarzą. — Nie wypuściliby mnie, gdyby coś znaleźli. To chyba jasne, nie?

— Ależ oczywiście — przyznał skwapliwie John, rzucając mordercze spojrzenie na Danny’ego. — Przeszedłeś przez wszystkie testy, jakie zna nauka, Emilio. Nie wypuściliby cię, gdyby istniała możliwość, że przywlokłeś stamtąd coś niebezpiecznego.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dzieci Boga»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dzieci Boga» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dzieci Boga»

Обсуждение, отзывы о книге «Dzieci Boga» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x