Mary Russell - Dzieci Boga

Здесь есть возможность читать онлайн «Mary Russell - Dzieci Boga» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dzieci Boga: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dzieci Boga»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Debiutancka powieść Mary Dorii Russell „Wróbel” zdobyła dla autorki powszechne uznanie. Oto kontynuacja owej jednej z najwspanialszych powieści fantastycznych ostatnich lat. Zaledwie ojciec Emilio Sanchez, jedyny członek pierwszej wyprawy, który powrócił na Ziemię, zdołał odzyskać zdrowie i równowagę psychiczną po straszliwych przejściach na planecie Rakhat, Towarzystwo Jezusowe prosi go (a właściwie zmusza), by zechciał wziąć udział w kolejnej misji. Sancheza dręczą wspomnienia i lęki, ale nie może uciec od swojej przeszłości. Rozpoczyna się druga batalia o rozum i duszę tak ciężko doświadczonego przez los kapłana.

Dzieci Boga — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dzieci Boga», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Johnny — odpowiedział Danny — mógłbym to zrobić sam, ale obiecuję ci, że będzie śmieszniej, jak ty mi pomożesz. Po prostu zasugeruj Fransowi, że po posiłku dobrze by było coś wypić, zgoda?

John zmarszczył brwi.

— Ale on powie Carlowi…

Danny wyszczerzył zęby w uśmiechu. John zacisnął usta i potrząsnął głową, ale usiadł przed konsolą i wywołał „Giordana Bruna”.

— Johnny! — krzyknął Frans parę chwil później, odrobinę za serdecznie. — Co tam u was?

— Dostaliśmy… hm… twoją wiadomość, Frans — powiedział John, niepewny, czy Carlo monitoruje transmisję. — Sandoz o to zadba. — Odkaszlnął i spojrzał na Danny’ego, a ten przynaglił go gestem. — Słuchaj, Frans, czy już próbowałeś tej brandy zyasapy?

— Skąd na to wpadłeś? — zapytał podejrzliwie Frans.

— Przypadkowe trafienie. Próbowałeś już?

— Nie.

— Bo Danny Żelazny Koń uważa, że może najwyższy czas tego spróbować. A potem powiedz szefowi, co o niej myślisz.

— Cudownie — powiedział Danny, kiedy John się rozłączył. — Teraz poczekamy z dziesięć minut.

Wystarczyło pięć.

— Miło cię słyszeć, Gianni — zaczął uprzejmie Carlo. — Chciałbym mówić z Żelaznym Koniem, jeśli łaska. — John wstał i wskazał Danny’ emu krzesło przed konsolą ze spojrzeniem, które mówiło: Radź sobie sam.

— Dobry wieczór, Carlo — przywitał go Danny przyjaznym tonem i czekał.

— Biznes to biznes — powiedział Carlo tytułem krótkiego usprawiedliwienia. — Nie masz do mnie urazy?

— Ależ skąd. To wszystko zaczyna mi się podobać — wyznał Danny poufnym tonem. — Pytanie tylko, czy chcesz teraz dyskutować o warunkach ze mną? Może wolisz znowu spróbować szczęścia z Sofią Mendes? Aha, odbyłem z nią małą pogawędkę i wygląda na to, że kilka spraw przedstawiłeś jej fałszywie, kiedy dobijałeś z nią targu. Ona tak to odczuwa. Chyba uważa, że wpuściłeś ją w kanał. — Na wskaźniku przeskakiwały sekundy, a twarz Johna Candottiego zaczęło rozjaśniać zrozumienie. — A może wrócisz na Rakhat i pohandlujesz bezpośrednio z Runami? — zapytał Danny z troską w głosie, kiedy Carlo nie odpowiadał. — Tylko pamiętaj, żeby mieć pod ręką zestaw anafilaktyczny. Oczywiście, musisz mieć nadzieję, że zdołasz wytłumaczyć jakiemuś Runao, jak go użyć, bo nas nie będzie w pobliżu, żeby ci pomóc. Twoja kolej, mistrzu.

Milczenie nie trwało długo.

— A jakie są twoje warunki? — zapytał Carlo z zadziwiającą godnością, biorąc pod uwagę fakt, że prawdopodobnie słyszał odgłosy, jakie wydawał z siebie John.

— Wyładujesz cały towar tutaj, w dolinie N’Jarr — zaczął Danny — i nie próbuj mi wciskać kitu, bo czytałem manifesty. Zatrzymujemy załogowy wahadłowiec z pełnym zapasem paliwa…

— Kosztował fortunę! — zaprotestował Carlo.

Zgadza się, ale zanim wrócisz na Ziemię, będzie starszy od większości drugich żon — oznajmił spokojnie Danny, a John zaczął odgrywać coś w rodzaju tarka zwycięstwa, którego istotnym elementem były typowo włoskie gesty wymierzone w niebo, gdzieś w kierunku trzydziestej drugiej deklinacji. — Jeszcze nie skończyłem — ciągnął Danny. — Nasz udział w handlu kawą będzie wynosił sto procent, ale jeśli chodzi o resztę, możemy być twoimi pośrednikami…

— Jaką mam gwarancję, że nie zatrzymacie bezzałogowca, kiedy wyślę wam ostatni transport? — zapytał Carlo podejrzli wie. — Możecie mnie zostawić z pustą do połowy ładownią.

— Na co dokładnie zasługujesz, ty żałosny skurwysynie — zaśpiewał John radośnie, ocierając łzy z oczu.

— Wydaje mi się, że musisz mi zaufać, mistrzu — rzekł Danny, wyciągając wygodnie swoje długie nogi, żeby się przygotować do bardzo pracowitego dnia. — Ale jeśli uważasz, że możesz uzyskać lepsze warunki gdzie indziej…

Carlo nie uważał i rozpoczęły się zażarte negocjacje.

— Mówisz poważnie? — zawołał Sandoz parę dni później, kiedy Tiyat i Kajpin wyszły z Nikiem, żeby znaleźć coś do: zjedzenia. — Danny, rezerwaty okazały się zgubą dla Indian…

— Sandoz, to nie są Stany Zjednoczone — odrzekł Kanadyjczyk stanowczym tonem — a my nie jesteśmy białymi anglosaskimi protestantami. No i mamy to za sobą, więc wiemy, jakich błędów unikać…

— I rezerwaty są lepsze od wyginięcia — zauważył Joseba z chłodną precyzją. — Według mojej oceny, wystarczy dziesięć zgonów rocznie więcej niż teraz, a za parę pokoleń cała populacja Jana’atów po prostu wymrze. Jeśli trzeba wybierać między apartheidem a zagładą…

— No i Danny dobrze zna najgorsze strony rezerwatów — wtrącił John — więc może…

— Rozpaczliwe środki w rozpaczliwej sytuacji — powiedział Sean. — Nie muszę was chyba przekonywać, że nienawidzę wszelkich segregacji, ale to jedyny sposób, by położyć kres zabijaniu. To im pozwoli zapomnieć o dawnych urazach, a przynajmniej powstrzyma gromadzenie się nowych…

Zaraz, zaraz, nie tak szybko! — zawołał Emilio, mając w głowie taki zamęt ze zmęczenia, że zapragnął, by mówili po hiszpańsku, a to już była jawna oznaka skrajnego wyczerpania. Niezliczone godziny spędzone na mechanicznej bieżni przygotowały go w jakiejś mierze do miesięcznej wędrówki przez pustkowia, ale spotkanie z Sofią zbyt wiele go kosztowało i nie spodziewał się, że natychmiast po powrocie tłum podnieconych mężczyzn otoczy go, zasypie nowinami i będzie żądał aprobaty dla jakiegoś dzikiego pomysłu. — No dobrze — powiedział w końcu, uznawszy, że wytrzyma jeszcze kilka minut. — Powiedzcie mi jeszcze raz…

— Widzę to jako terytorium politycznie niezależne — powiedział Danny. — Jana’atowie już są tutaj odizolowani… wystarczy, by rząd z południa sformalizował tę sytuację! Suukmel uważa, że byłoby to całkiem dobre rozwiązanie. Przekonała Shetriego, a teraz poszły przekonywać Athaansiego.

Kim, do cholery, jest ten Athaansi?, zastanawiał się mętnie Sandoz. Zdawał sobie sprawę, że wygląda okropnie, ale w końcu zawsze wyglądał okropnie, więc nikt już nie przywiązuje do tego wagi.

— Rozmawialiście o tym z Sofią?

— Oczywiście! — odpowiedział John, z którego wciąż tryskała radość. — Rozmawialiśmy z nią parę dni temu. Chyba nie myślisz, że siedzieliśmy tu bezczynnie, ssąc sobie kciuki, kiedy ciebie nie było…

— Powiedziała, że nagłośni ten pomysł — powiedział Danny — ale decyzję i tak podejmie parlament Runów w Gayjurze. To zajmie trochę czasu, ale…

— Teraz mamy inny problem — przerwał mu Joseba. — VaN’Jarri muszą się jakoś dowiedzieć, że wojsko się wycofuje i że mogą tu bezpiecznie wrócić. Trzeba było ustalić jakiś sygnał umowny, ale nikt o tym nie pomyślał.

Pojawił się Nico z dwoma talerzami jedzenia z wahadłowca.

— Don Emilio — powiedział cicho — myślę, że powinieneś usiąść. Jesteś głodny?

Sandoz potrząsnął głową, ale usiadł na stołku.

—…chcemy odbudować ich liczebność, to musimy zapewnić im żywność — mówił Joseba — i to dużo, ale te równiny są fabryką mięsa, a być może Runowie będą chcieli dostarczać dziczyznę w zamian za kawę lub coś innego. Możemy też znaleźć jakieś zwierzęta nadające się do udomowienia. — Nawet nie zauważył, że zaczął używać formy „my”. — Jana’towie uważają, że można wyhodować kha’ani, które będą składać jajka przez cały rok…

— A zanim to się stanie — wpadł mu w słowo John — możemy polować i przynosić coś większego…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dzieci Boga»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dzieci Boga» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dzieci Boga»

Обсуждение, отзывы о книге «Dzieci Boga» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x