— Jest rzeczą interesującą, że w rzeczywistości nigdy nie obserwowaliśmy pasów van Allena w stanie naturalnym. Zaraz po ich odkryciu w 1958 roku Stany Zjednoczone zdetonowały nad Atlantykiem dwie duże bomby jądrowe, zalewając pasy van Allena falą cząstek naładowanych. I od tego czasu codzienne teletransmisje radiowe wywierają wpływ na szybkość, z jaką cząstki naładowane są usuwane z pasów van Allena…
Bud podniósł dłoń.
— Wystarczy. Ateno, czy w taki właśnie sposób zamierzasz zmienić kierunek burzy cząstek?
— Tak — powiedziała Atena trochę zbyt wesoło. — W końcu tarcza jest jak wielka antena i jest cała naszpikowany elementami elektronicznymi.
— Ach. — Michaił odwrócił się, mrucząc coś do Eugene’a i postukał w monitor. — Pułkowniku, to się może udać. Elementy elektroniczne tarczy są lekkie i zużywają niewiele energii. Dzięki inteligentnej koordynacji, jaką może zapewnić Atena, można je wykorzystać do wytworzenia impulsów o bardzo dużej długości fali, jeżeli zechcemy, o długości porównywalnej z rozmiarami samej tarczy. Burza cząstek obejmuje tak duży obszar, że nie jesteśmy w stanie dosięgnąć jej całej. Ale Atena mogłaby wybić w niej dziurę o średnicy Ziemi. — Spojrzał na obliczenia i wzruszył ramionami. — To nie jest rozwiązanie doskonałe. Ale jak sądzę, całkiem dobre.
Eugene wtrącił:
— Oczywiście sytuację ratuje fakt, że chmura ma bardzo małą grubość.
Bud nie zrozumiał.
— Co jej grubość ma z tym wspólnego?
— Oznacza to, że chmura przejdzie szybko. A to jest ważne. Ponieważ tarcza długo nie wytrzyma. — Eugene powiedział to w swój zwykły, chłodny, pozbawiony emocji sposób. — Rozumiecie?
Michaił przyjrzał się Budowi.
— Pułkowniku Tooke, tarcza nie była do tego przeznaczona. Jej obciążenie, obciążenie jej elementów będzie tak duże, że szybko ulegną spaleniu.
Teraz Bud zrozumiał.
— A Atena?
Michaił powiedział ponuro:
— Atena nie przetrwa.
Bud potarł twarz.
— Och, dziewczyno.
* * *
Jej głos był cichy.
— Czy coś zrobiłam nie tak, Bud?
— Nie, nie. Ale to dlatego nie mogłaś mi powiedzieć, prawda?
Kiedy Atena zdała sobie sprawę, że może uratować Ziemię, rzucając się w ogień, natychmiast zrozumiała, że to jej obowiązek. Ale bała się, że Bud mógłby ją powstrzymać — a wtedy Ziemia byłaby utracona — a na to nie mogła pozwolić.
Wiedziała to wszystko, stała w obliczu tego dylematu, od chwili gdy ją uruchomiono.
— Nic dziwnego, że byłaś zdezorientowana — powiedział Bud. — Powinnaś była nam o tym powiedzieć. Powinnaś była porozmawiać ze mną.
— Nie mogłam. — Zawahała się. — Znaczyłam dla ciebie zbyt wiele.
— Oczywiście wiele dla mnie znaczysz, Ateno…
— Jestem tutaj z tobą, podczas gdy twój syn utknął na Ziemi. Tutaj, w przestrzeni kosmicznej, stanowię twoją rodzinę. Jestem jak twoja córka. Widzisz Bud, ja to rozumiem. Dlatego mógłbyś chcieć mnie uratować, wbrew wszystkiemu.
— I myślałaś, że z tego powodu cię powstrzymam.
— Bałam się, że to uczynisz, tak.
Widoczni na ekranach Michaił i Eugene zachowywali starannie wystudiowany, poważny wyraz twarzy. Atena miała o ludzkiej psychologii równie słabe pojęcie jak o etyce, jeżeli myślała, że kiedykolwiek mogłaby dla Buda być rodzajem rekompensaty za nieobecnego syna. Ale to nie był czas, żeby jej o tym mówić.
Bud poczuł ukłucie w swym zmaltretowanym sercu. Biedna Atena, pomyślał.
— Dziewczyno, nigdy bym cię nie powstrzymał przed spełnieniem twego obowiązku.
Zapadło długie milczenie.
— Dziękuję ci, Bud.
Michaił powiedział łagodnie:
— Ateno, pamiętaj, że istnieje twoja kopia, zakodowana w pakiecie informacji wystrzelonym podczas wybuchu Niszczarki. Cokolwiek się dzisiaj wydarzy, możesz żyć wiecznie.
— Ona może — powiedziała Atena. — Kopia. Ale nie ja, doktorze Martynow. Jeszcze niecałe trzydzieści minut — powiedziała spokojnie.
— Ateno…
— Jestem odpowiednio ustawiona i gotowa do działania, Bud. Nawiasem mówiąc, wysłałam polecenia do lokalnych procesorów. Tarcza nadal będzie funkcjonować nawet po załamaniu się moich głównych funkcji poznawczych. To zapewni wam dodatkowe kilka minut ochrony.
— Dziękujemy — powiedział Michaił poważnie.
Atena powiedziała:
— Bud, czy jestem teraz jednym z członków zespołu?
— Tak. Jesteś jednym z członków zespołu. Zawsze nim byłaś.
— Zawsze z największym entuzjazmem podchodziłam do tej misji.
— Wiem, dziewczyno. Zawsze robiłaś, co w twojej mocy. Czy chciałabyś czegoś?
Milczała przez ponad sekundę, która dla niej była jak wieczność.
— Po prostu mów do mnie, Bud. Wiesz, że zawsze to lubiłam. Opowiedz mi o sobie.
Bud potarł usmoloną twarz i usiadł wygodniej.
— Ale już wiesz o mnie bardzo dużo.
— Mimo to opowiedz.
— Dobrze. Urodziłem się na farmie. Wiesz o tym. Zawsze byłem dzieckiem marzycielskim, nie żeby można to było poznać po moim wyglądzie…
Było to najdłuższe dwadzieścia osiem minut w jego życiu.
48. Promieniowanie Czerenkowa
Bisesa i Myra szły wraz z tłumem w stronę rzeki.
Dotarły do Tamizy niedaleko mostu w Hammersmith. Rzeka była wezbrana, pełna wody, będącej skutkiem ulewnych deszczów. W rzeczywistości miały szczęcie, że nie zostały zalane. Siadły tuż obok siebie na niskim murku i czekały w milczeniu.
Brzeg rzeki był w tym miejscu pełen pubów i restauracji; latem można się było tutaj napić zimnego piwa, obserwować statki wycieczkowe i ósemki wioślarzy ślizgające się po wodzie. Teraz puby były zamknięte na głucho albo spalone, ale na terenie nadrzecznych ogródków postawiono prymitywne miasteczko namiotowe, nad którym bezwładnie zwisała flaga Czerwonego Krzyża. Bisesa była pod wrażeniem, że zdołano zorganizować aż tyle.
Zapadła głęboka noc. Na zachodzie peryferie Londynu wciąż płonęły, a smugi dymu i iskry unosiły się w powietrze. Na wschodzie płomienie lizały leniwie wielkie ściany Kopuły. Nawet rzeka nie uniknęła skutków katastrofy. Powierzchnia wody była pokryta żarzącymi się szczątkami. Może były tam także i ciała, powoli płynące w stronę ostatniego cmentarza, jakim było morze; Bisesa wolała nie przyglądać się zbyt dokładnie.
Była trochę zdziwiona, że wciąż żyje. Ale poza tym nie czuła nic. Było to uczucie wyczerpania, które znała z wojska: opóźniona reakcja wstrząsowa.
— Och — powiedziała Myra. — Dziękuję.
Bisesa odwróciła się. Jakaś kobieta niosąca tacę z polistyrenowymi kubkami przepychała się przez apatyczny tłum. Myra wypiła łyk i zrobiła minę.
— Zupa z kurczaka. Z proszku. Fu!
Bisesa wypiła trochę zupy.
— To cud, że zorganizowali to tak szybko. Ale masz rację, niedobra ta zupa.
Obróciła się z powrotem w stronę zniszczonego miasta. W rzeczywistości nie przywykła do miast i nigdy nie przepadała za życiem w Londynie. Dorastała na owej farmie w hrabstwie Cheshire. Wyszkolenie wojskowe, które przeszła, zaprowadziło ją do Afganistanu, a potem, kiedy znalazła się na Mirze, została wyrzucona do prawie pustego świata. Mieszkanie w Chelsea, które odziedziczyła po kochającej ciotce, miało zbyt wielką wartość, aby z niego zrezygnować, stanowiło dla niej i dla Myry zbyt wygodny dom; zawsze zamierzała je kiedyś sprzedać.
Ale od chwili powrotu do domu rzadko opuszczała Londyn. Przygnębiona pustką Mira polubiła obecność otaczających ją ludzi, milionów ludzi wygodnie przebywających w swych biurach i mieszkaniach, w parkach i na drogach, i w zatłoczonych tunelach metra. A kiedy pojawiło się zagrożenie spowodowane burzą słoneczną, poczuła się jeszcze bardziej przywiązana do Londynu, bo nagle miasto i cywilizacja, jaką reprezentowało, zostały zagrożone.
Читать дальше