Bud słuchał jego słów jednym uchem, obserwując jednocześnie obu astrofizyków. Widział, że cierpią. Twarz Michaiła był poorana zmarszczkami ze zmęczenia, a pod oczami miał cienie głębokie jak księżycowe kratery. Bud nigdy jeszcze nie widział, żeby ten człowiek wyglądał tak staro.
Wyraz twarzy Eugene’a, bezbarwnej twarzy zapalonego sportowca, był bardziej skomplikowany, ale taki też był sam Eugene. Bud przypomniał sobie, że Rose Delea mówiła mu prosto w twarz, że jest „autystyczny”, ale biedna Rose już nie żyła. Jednakże Bud nigdy nie uważał Eugene’a za jakąś nieludzką maszynę obliczeniową, a teraz myślał, że dostrzega w tych bladoniebieskich oczach jakieś uczucia, uczucia, jakie każdy żołnierz zrozumie. Operacja została spieprzona, I boję się, że to mnie w to wrobią.
Bud potarł oczy i postarał się skupić, pomyśleć. Po własnym, sześciogodzinnym wypadzie na tarczę wciąż miał na sobie brudne termoaktywne kalesony. Czuł zapach potu i wymiocin, zaschniętych na twarzy, która zbyt długo była zamknięta w hełmie, a każdy mięsień jego ciała był sztywny jak deska i tęsknił za prysznicem.
Powiedział ostrożnie:
— Eugene, mówisz, że twoje modele tego nie przewidziały?
— Nie — powiedział Eugene żałośnie.
Michaił powiedział łagodnie:
— Naprawdę nie ma powodu, dlaczego miałby to przewidzieć, pułkowniku. Może jakiś tego rodzaju wyrzut materii można było przewidzieć. Zaburzenie w samym środku burzy słonecznej przypominało aktywny obszar. W takich obszarach rodzą się rozbłyski, którym niekiedy, ale nie zawsze, towarzyszy wyrzut materii. Jeżeli istnieje jakiś związek przyczynowy, ukryty jest tak głęboko, że dopiero musimy go rozwikłać. Musimy zrozumieć fizykę, jaka za tym się kryje. A poza tym nasze modele przewidują jedynie uwolnienie ogromnych ilości energii w wyniku samej burzy słonecznej, i tutaj w zasadzie rozumiemy, jak to się dzieje. Jednak poza tym punktem modele mają osobliwość — miejsce, gdzie krzywe biegną do nieskończoności, a fizyka załamuje się całkowicie.
— Wprowadziliśmy do rozwiązania poprawki, które trzeba poddać dalszej obróbce — powiedział Eugene ze smutkiem. — Rozwiązanie jest ciągłe wraz pochodnymi trzeciego rzędu. Dla większej części Słońca poprawki te wydają się załatwiać sprawę. Z wyjątkiem tego złośliwego skurwysyństwa.
Michaił wzruszył ramionami.
— Patrząc z perspektywy czasu, ten nienormalnie wysoki strumień promieniowania gamma, jaki zaobserwowaliśmy na początku burzy, mógł być zwiastunem. Ale nie mieliśmy czasu, aby opracować nowy model, bo właśnie wtedy wybuchła burza…
Bud powiedział:
— Czujecie się, jakby Słońce sprawiło wam zawód, prawda? Ponieważ nie zachowało się tak, jak mu kazaliście.
Michaił powiedział:
— Próbowałem Eugene’owi wytłumaczyć, że nie ma w tym niczyjej winy. Eugene to najbardziej błyskotliwy umysł, z jakim kiedykolwiek pracowałem, i bez jego przenikliwości…
— Nigdy byśmy się nie dowiedzieli, że burza się zbliża, nigdy nie zbudowalibyśmy tarczy. I nigdy nie uratowaliśmy tych wszystkich istnień ludzkich. — Bud westchnął. — Nie powinieneś brać tego do siebie, Eugene. Teraz znów potrzebujemy twojej pomocy, i to bardziej niż kiedykolwiek.
— Mamy niewiele czasu — powiedział Michaił. — Ta chmura porusza się znacznie szybciej niż w wypadku zwykłego wyrzutu materii.
— Ale to nie jest zwykły dzień, prawda? Ile mamy czasu?
— Godzinę — powiedział Michaił. — Może mniej.
To było zupełnie absurdalne. Bud prawie nie wierzył własnym uszom. Co można zrobić w ciągu godziny?
— Więc jak to się zacznie?
— Najpierw będzie fala uderzeniowa — powiedział Eugene. — W zasadzie nieszkodliwa, wywoła tylko silne szumy radiowe.
— A potem?
— Potem uderzy w nas sama chmura — powiedział Michaił. — W stronę Ziemi zmierza ławica mgły o rozmiarach Słońca, ma ponad milion kilometrów wszerz. I co niezwykłe, jest całkiem cienka, coś jakby soczewka. Uważamy, że jej kształt to artefakt będący skutkiem jej niezwykłego sposobu powstania. Składa się z cząstek relatywistycznych, głównie protonów i elektronów.
— Relatywistycznych, co oznacza, że poruszają się z prędkością bliską prędkości światła, tak?
— Tak. I mają ogromną energię. Ogromną. Pułkowniku, proton nie może przegonić światła, ale kiedy zbliża się do tej nieprzekraczalnej granicy, jego energia kinetyczna bardzo szybko rośnie…
— I te wysokoenergetyczne cząstki wyrządzają prawdziwe szkody — powiedział Eugene. — Pułkowniku, to będzie burza cząstek.
Budowi nie podobało się to określenie.
W dniu 9 czerwca 2037 roku podobna chmura szybkich cząstek uderzyła w Ziemię. Większość z nich została zatrzymana przez ziemskie pole magnetyczne. Gros szkód wyrządzonych tego dnia spowodowały fluktuacje pola magnetycznego, które indukowały w ziemi prądy elektryczne.
— Tym razem będzie inaczej — powiedział Michaił. — Ziemia weźmie w tym bezpośredni udział.
Bud warknął:
— Co to znaczy? Mów normalnym językiem, dobrze?
Eugene odpowiedział:
— Te słoneczne cząstki mają tak wysoką energię, że większość z nich przedrze się przez magnetosferę i atmosferę, jakby ich w ogóle nie było…
— Jak pocisk przez kartkę papieru — powiedział Michaił. Śmiercionośny deszcz promieniowania i ciężkich cząstek spadnie na lądy i morza. Dla pozbawionego osłony człowieka skutek będzie taki, jakby w komórkach jego ciała nastąpiły miliardy mini eksplozji; delikatne cząsteczki białka, które stanowią budulec zarówno samych komórek, jak i materiału genetycznego, określającego ich strukturę i kierującego ich rozwojem, zostaną rozbite w drobny mak. Wielu ludzi umrze natychmiast. Ci, którzy przeżyją, będą cierpieli dłużej. Nawet nienarodzone dzieci doznają mutacji, które zabiją je, kiedy opuszczą łono matki.
Każda istota żywa na Ziemi funkcjonuje w oparciu o białka i DNA i zostanie dotknięta w podobny sposób. Nawet jeśli przeżyją pojedyncze osobniki, wszystkie systemy ekologiczne zostaną zniszczone.
Eugene nie przestawał mówić, bezlitośnie przedstawiając długofalowe skutki nadchodzącej katastrofy.
— Po przejściu chmury w powietrzu będzie mnóstwo węgla-14, wskutek wychwytu neutronów przez jądra azotu. Powietrze będzie silnie radioaktywne. I nawet kiedy gospodarstwa znów zaczną działać, całe to paskudztwo dostanie się do łańcucha pokarmowego. Fauna morska na początku będzie najmniej dotknięta, ale…
Bud zrozumiał. Katastrofa będzie się rozwijać długo. Jasna cholera, pomyślał. I zacznie się za godzinę, zaledwie za godzinę.
Pod wpływem impulsu postukał w elastyczny ekran i na chybił trafił przeglądał obrazy Ziemi.
Oto płonące zgodnie ostatnie lasy Ameryki Południowej, tak pieczołowicie chronione, i otaczające je pola soi. Ginące w płomieniach znane wszystkim charakterystyczne budowle świata człowieka: Taj Mahal, Wieża Eiffla, opera w Sydney. Wielkie porty spustoszone przez straszliwe sztormy, samoloty kosmiczne rozgniecione jak muchy, mosty w Japonii, na Gibraltarze i na Kanale la Manche zmiażdżone i poskręcane w wyniku uderzeń potężnych piorunów. Mimo to wszyscy myśleli, że najgorsze już za nimi; ludzie penetrowali gruzy swych domów, szukając ocalałych, przeszukując szczątki i już próbując zacząć od nowa. A teraz to. I co z tarczą? Pozbawiona zabezpieczeń, z pewnością zostanie zniszczona, porwana jak liść miotany wichrem.
Po wszystkim, co przeszli, to wydawało się niesprawiedliwe, jak gdyby ktoś nagle zmienił reguły gry, i to akurat wtedy, gdy już, już mieli wygrać. Ale może, pomyślał Bud z niepokojem, jeśli ta stuknięta kobieta z Anglii ma rację co do tych „Pierworodnych”, to wydarzyło się dokładnie to, co miało się wydarzyć.
Читать дальше