Powiedziała cicho:
— Tak chyba powinno być, że kiedy ktoś zjawia się w miejscu tak tajemniczym jak Księżyc, wokół panuje cisza i półmrok.
Kiwnął głową.
— Jasne. Mam nadzieję, że wkrótce przyzwyczaisz się do księżycowej różnicy czasu. Tutaj jest w rzeczywistości druga w nocy. Sam środek nocy.
— Czasu księżycowego?
— Czasu Houston.
Dowiedziała się, że jest to tradycja sięgająca czasów pierwszych astronautów. którzy podczas swych pełnych przygód podróży mierzyli czas wedle zegarów własnych domów w Teksasie; był to hołd złożony tym pionierom astronautyki.
Dotarli do rzędu zamkniętych drzwi. Nad nimi świecił na różowo mały neon PIERWSZY KONTAKT. Bud otworzył na chybił trafił jedne z drzwi, za którymi znajdował się mały pokój, i Siobhan zajrzała do środka. Stało tam łóżko, które można było rozłożyć, żeby służyło dla dwóch osób, stół, krzesło i podstawowe wyposażenie, w tym nawet mały segment zawierający prysznic i toaletę.
— To niezupełnie hotel. I nie ma tu żadnej obsługi. — Bud powiedział to z rezerwą. Niektóre VIP-y w tym momencie wpadały we wściekłość, żądając pięciogwiazdkowych luksusów, do których przywykły.
Siobhan powiedziała stanowczo:
— W porządku. Co to znaczy „pierwszy kontakt”?
— To pierwsze słowa, jakie na Księżycu wypowiedział Buzz Aldrin, w chwili gdy moduł księżycowy Apolla dotknął powierzchni globu. Wydają się odpowiednie dla kwater naszych gości. — Wepchnął jej bagaż do pokoju, a „inteligentna” walizeczka, czując, że jej podróż dobiegła końca, otworzyła się. Bud powiedział: — Siobhan, zarządziłem odprawę, o którą prosiłaś, na dziesiątą rano miejscowego czasu. Sprowadzono tu wszystkich uczestników, w szczególności Manglesa i Mantynowa z bieguna południowego.
— Dziękuję.
— Do tej chwili jesteś panią swego czasu. Odpocznij, jeśli masz ochotę. Ale właśnie nadeszła pora, kiedy robię inspekcję tej nory. Będzie mi miło, jeśli zechcesz mi towarzyszyć. — Wyszczerzył zęby w uśmiechu. — Jestem żołnierzem, przywykłem do bezsennych nocy. Poza tym potrzebuję wymówki, żeby dobrze wszystko obejrzeć, kiedy nikt mi nie przeszkadza.
— Naprawdę powinnam popracować. — Z miną winowajczyni zerknęła na swój otwarty bagaż, ubrania i zwinięte elastyczne ekrany. Ale głowę miała wypełnioną faktami dotyczącymi Słońca i słonecznych burz.
Przyjrzała się Budowi. Ubrany w nieoznakowany kombinezon stał z założonymi rękami i twarzą przyjacielską, lecz pozbawioną wyrazu. Wygląda jak klasyczny żołnierz zawodowy, pomyślała, dokładnie tak, jak sobie wyobrażała dowódcę bazy na Księżycu. Ale jeśli miała zrealizować swoją misję, będzie uzależniona od jego pomocy.
Postanowiła mu zaufać.
— Nie wiem nic na temat przebywających tutaj ludzi. Jak żyją, o czym myślą. Może taki obchód pomógłby mi się zorientować.
Kiwnął głową z aprobatą.
— Mały rekonesans przed bitwą na pewno nie zaszkodzi.
— No, nie ujęłabym tego w taki sposób… — Poprosiła o piętnaście minut czasu, by się odświeżyć.
Szybko obeszli kopułę dookoła. Powietrze wypełniał dziwny zapach, jakby prochu strzelniczego albo palących się liści. Bud powiedział, że to pył księżycowy, który po raz pierwszy od miliardów lat miał kontakt z tlenem. Architektura budowli była prosta i funkcjonalna, miejscami ozdabiały ją amatorskie rysunki, w których dominował kontrast między księżycową szarością a zielenią ziemskiego życia.
Trzy kopuły tworzące bazę Claviusa nosiły nazwy: Artemida, Selena i Hekate.
— Greckie imiona?
— Dla Greków Księżyc stanowił jedność: Artemida to księżyc przybywający, Selena to pełnia, a Hekate to księżyc ubywający. Ta kopuła, która obejmuje większość naszej przestrzeni życiowej, to Hekate. Ponieważ przez połowę czasu pozostaje w półmroku, taka nazwa wydaje się bardzo odpowiednia.
Poza kwaterami dla dwustu ludzi Hekate zawierała aparaturę do uzdatniania i recyklingu powietrza, mały szpital, pomieszczenia szkoleniowe, a nawet teatr, otwartą arenę, wyrzeźbioną, jak powiedział Bud, w naturalnym księżycowym kraterze.
— Zwykłe amatorskie przedstawienia. Ale jak możesz sobie wyobrazić, są bardzo popularne. Balet także ma powodzenie.
Wbiła wzrok w jego wygoloną głowę.
— Balet?
— Wiem, wiem. To nie to, czego mogłabyś się spodziewać po siłach powietrznych. Ale naprawdę musisz zobaczyć entre-chat, wykonane w warunkach księżycowej siły ciążenia. — Przyjrzał się jej uważnie. — Siobhan, mogłabyś myśleć, że żyjemy zagrzebani w dziurze w ziemi. Ale to jest inny świat, zupełnie inny. Zmienia ludzi. Zwłaszcza dzieci. Zobaczysz, jeśli będziesz miała czas.
— Mam nadzieję.
Przeszli przez niski tunel o nieprzezroczystych ścianach do kopuły o nazwie Selena. Była znacznie bardziej otwarta niż Hekate, większa część dachu była przezroczysta, dzięki czemu do środka wpadało światło słoneczne. I tutaj, na długich grządkach rosły rozmaite rośliny. Siobhan rozpoznała rzeżuchę, kapustę, marchew, groch, a nawet ziemniaki. Ale rośliny te były zanurzone w płynie. Grządki były połączone rurami i słychać było nieustanny szum wentylatorów i pomp oraz syk nawilżaczy powietrza. Przypomina to wielką, niską szklarnię, pomyślała Siobhan, a złudzenie psuło jedynie czarne niebo i lśnienie płynu tam, gdzie powinna być ziemia. Ale wiele grządek było pustych.
— Więc stosujecie kulturę wodną — powiedziała.
— Tak. I wszyscy tutaj jesteśmy wegetarianami. Upłynie dużo czasu, zanim zobaczysz na Księżycu świnię, krowę czy kurę. Ale nie chciałbym zanurzyć palca w tym płynie.
— Nie?
Pokazał na pomidory.
— Rosną na niemal czystym moczu. A ten groch unosi się na stężonych odchodach. Wszystko, co możemy zrobić, to perfumować je. Oczywiście większość tych roślin to organizmy zmodyfikowane genetycznie. Rosjanie niemało uczynili w tej dziedzinie, hodując rośliny, które potrafią zamknąć pętlę recyklingu tak oszczędnie, jak to możliwe. A rośliny muszą się przystosować do panujących tutaj szczególnych warunków: małej siły ciążenia, wrażliwości na ciśnienie i temperaturę, poziomu promieniowania. — Kiedy mówił o sprawach związanych z rolnictwem, jego głos przybrał wyraźniejszy akcent; pomyślała, że brzmi jak ktoś ze stanu Iowa, głos chłopca ze wsi oderwanego od rodzinnego domu.
Wpatrywała się w niewinnie wyglądające rośliny.
— Wyobrażam sobie, że niektórzy się nimi brzydzą.
— Można to przezwyciężyć — powiedział Bud. — A ci, którzy nie potrafią, wracają. Poza tym teraz jest lepiej niż na początku, kiedy hodowaliśmy tylko algi. Nawet ja miałem problemy, chrupiąc jasnoniebieskiego hamburgera. I oczywiście jesteśmy tutaj narażeni na to, co dzieje się na Słońcu.
Dziewiątego czerwca, częściowo dzięki ostrzeżeniom Eugene’a Manglesa, księżycowi koloniści ukryli się w schronach i przetrwali najgorsze. Statki kosmiczne i inne systemy uległy zniszczeniu, ale nie zginął ani jeden człowiek. Jednak te puste grządki dowodziły, że organizmy żywe, które towarzyszyły ludziom podczas ich pierwszych niepewnych kroków z dala od Ziemi, nie mały tyle szczęścia.
Ruszyli dalej.
* * *
Trzecia kopuła, Artemida, była przeznaczona na urządzenia przemysłowe. Bud z ojcowską dumą pokazał jej zespół transformatorów.
— Energia słoneczna — powiedział. — Czysta, nieograniczona, a na niebie ani jednej chmurki.
— Sądzę, że minus stanowi fakt, iż w każdym miesiącu są dwa tygodnie ciemności.
Читать дальше