— Jasne. Teraz opieramy się na akumulatorach. Ale spodziewamy się utworzyć wielkie gospodarstwa na biegunach, gdzie Słońce świeci przez większą część miesiąca; wtedy będziemy potrzebowali tylko drobnej części obecnej pojemności.
Pokazał jej prymitywną instalację służącą do przetwórstwa chemicznego.
— Zasoby pochodzą z Księżyca — powiedział. — Wydobywamy tlen z ilmenitu, minerału, który jest zawarty w bazalcie. Trzeba go tylko zebrać, rozkruszyć i ogrzać. Z tego samego materiału uczymy się wytwarzać szkło. Potrafimy także uzyskiwać aluminium z plagioklazu, który jest rodzajem skalenia występującego na wyżynach.
Naszkicował plany na przyszłość. Instalacja, którą widziała, była w istocie urządzeniem pilotażowym przeznaczonym do opanowania technik przemysłowych w warunkach panujących na Księżycu. Funkcjonujące zakłady będą ogromnymi, automatycznymi fabrykami zbudowanymi na powierzchni globu. Wielkim marzeniem było aluminium. Proca, ogromna elektromagnetyczna wyrzutnia, która miała być zasilana przez energię słoneczną, była niemal w całości zbudowana z księżycowego aluminium.
Bud marzył o dniu, kiedy odpowiednio przetworzone zasoby księżycowe zostaną wysłane na orbitę okołoziemską, czy nawet na macierzystą planetę, aby tam posłużyć do realizacji rozmaitych planów konstrukcyjnych.
— Mam nadzieję, że dożyję chwili, gdy Księżyc zacznie handlować swymi wyrobami i stanie się elementem połączonej i dobrze prosperującej gospodarki Ziemi i Księżyca. I oczywiście przez cały czas uczymy się, jak się wyżywić, uprawiając ziemię z dala od Ziemi, a lekcję tę możemy wykorzystać na Marsie, asteroidach, do licha, wszędzie, gdzie zechcemy zamieszkać.
— Ale przed nami jeszcze długa droga. Tutaj warunki są odmienne: próżnia, pył, promieniowanie, mała siła ciężkości, co wywraca do góry nogami procesy konwekcji i w ogóle. Musimy od zera opracowywać techniki, które mają sto lat. — Ale Bud robił wrażenie, że cieszy się z tego wyzwania. Siobhan zobaczyła, że za paznokciami osadził mu się brud. To był człowiek, który trzymał się swego planu.
Zaprowadził ją z powrotem do Hekate, kopuły mieszkalnej.
Powiedział:
— Spośród ponad dwustu osób na Księżycu, mniej więcej dziesięć procent to personel pomocniczy, tacy specjaliści jak ty. Reszta to technicy, technologowie, biolodzy, z których czterdzieści procent poświęca się czystej nauce, jak twoi kumple na biegunie południowym. A, i jest tu jeszcze kilkanaścioro dzieci. Jesteśmy multidyscyplinarni, multinarodowi, multietniczni i multi-co-tylko-wymyślisz. Oczywiście Księżyc zawsze był wielokulturowy, nawet zanim przybyli tu ludzie. Christopher Clavius żył w tym samym czasie co Galileusz, ale w rzeczywistości był jezuitą. Myślał, że Księżyc stanowi gładką kulę. Paradoksalne jest to, że jeden z największych kraterów na Księżycu nazwano jego imieniem! Zgodnie z naszą własną tradycją jesteśmy, jak mówimy, strażnikami Półksiężyca. Mieszkanie na Księżycu to dla mnie żaden problem — Mekkę łatwo odnaleźć — ale Ramadan jest związany z fazami Księżyca, a to jest trochę bardziej skomplikowane…
Siobhan nie od razu zrozumiała, o co mu chodzi.
— Czekaj no. Powiedziałeś: „naszą tradycją”?
Uśmiechnął się, widocznie przyzwyczajony do takiej reakcji.
— Islam dotarł do Iowy, wiesz?
Kiedy Bud Tooke miał trzydzieści parę lat i odbywał służbę wojskową, był jednym z pierwszych pracowników organizacji humanitarnej zatrudnionych przy odbudowie tego, co pozostało po Kopule na Skale, kiedy ekstremistyczna grupa religijna o nazwie Jednobożcy wrzuciła do tej budowli o wyjątkowym znaczeniu granat jądrowy.
— W wyniku tego doświadczenia zetknąłem się z islamem i wtedy wszystko się dla mnie zmieniło.
Jak jej opowiedział, potem przyłączył się do ruchu o nazwie Ekumeni, którego szeregowi członkowie próbowali, głównie przy pomocy radaru, znaleźć sposób doprowadzenia wielkich światowych religii do swego rodzaju współistnienia, odwołując się do ich wspólnych korzeni. W ten sposób można było propagować konstruktywne cechy tych religii: ich moralne nauki, ich rozważania nad miejscem człowieka we wszechświecie. Argumentowano, że jeżeli ludzi nie można pozbawić religii, niech przynajmniej nie wyrządza im szkody.
— Więc — powiedziała Siobhan zdumiona — jesteś zawodowym żołnierzem, mieszkasz na Księżycu i wolny czas spędzasz na studiowaniu teologii.
Roześmiał się, a jego urywany śmiech zabrzmiał jak odgłos odbezpieczanego karabinu.
— Chyba jestem autentycznym wytworem dwudziestego pierwszego wieku, nie uważasz? — Spojrzał na nią, jakby onieśmielony. — Ale widziałem wiele. Wiesz, wydaje mi się, że w ciągu mego życia powoli, po omacku wydobywamy się z mgły. Uśmiercamy się nawzajem nieco mniej ochoczo niż sto lat temu. Mimo że sama Ziemia szybko się zdegenerowała, kiedy nie zwracaliśmy na to uwagi, zaczynamy to naprawiać. Ale teraz pojawiło się to, te kłopoty ze Słońcem. Czy to nie paradoksalne, że teraz, kiedy dorastamy, gwiazda, która dała nam życie, postanawia nas zetrzeć na miazgę?
Tak, to jest paradoksalne, pomyślała z niepokojem. I jaki to dziwny zbieg okoliczności, że właśnie wtedy, gdy potrafimy wyruszyć z Ziemi, gdy jesteśmy w stanie to uczynić, gdy zaludniamy Księżyc, Słońce ma nas spalić… Naukowcy byli zawsze podejrzliwi wobec zbiegów okoliczności; zwykle oznaczały, że nie zauważono jakiejś ukrytej przyczyny.
A może zwyczajnie wpadasz z paranoję, Siobhan, pomyślała.
Bud powiedział:
— Przygotuję ci śniadanie, ale przedtem pokażę ci jeszcze jedno miejsce — nasze muzeum. Mamy tutaj nawet skały księżycowe z misji Apollo ! Wiedziałaś o tym, że trzy odwierty wykonane przez astronautów misji Apollo 17 nigdy nie zostały zbadane? Ludzie już wywierają niemały wpływ na Księżyc. I dlatego zadaliśmy sobie trud przewiezienia niezbadanych skał księżycowych z powrotem na Księżyc, aby można było wykorzystać te stare próbki jako punkty odniesienia, fragmenty nieskazitelnego Księżyca, zanim dostaniemy go w swoje ręce…
Siobhan poczuła sympatię do tego otwartego człowieka. Prawdopodobnie było do przewidzenia, że w takiej bazie będzie panował wojskowy klimat. Żołnierze ze swymi łodziami podwodnymi i podziemnymi wyrzutniami rakietowymi mieli większe doświadczenie w umiejętności przetrwania w nienaturalnej ciasnocie niż ktokolwiek inny. I musieli być dowodzeni przez Amerykanów. Europejczycy, Japończycy i cała reszta wyłożyli dużo pieniędzy na to przedsięwzięcie, ale kiedy przyszło do badania dziewiczych kontynentów, takich jak Księżyc, Amerykanie dysponowali siłą fizyczną i siłą charakteru. Jednak w pułkowniku Tooke’u Siobhan dostrzegała najlepsze cechy charakteru Amerykanów: odporność, umiejętności, determinację, ale zarazem wizję wybiegającą daleko poza czas jego życia. Pomyślała, że będzie mogła z nim współpracować, i jakaś część jej natury żywiła nadzieję, że może obudzi się coś więcej.
Kiedy szli dalej, sztuczne oświetlenie kopuły pojaśniało, zwiastując początek kolejnego dnia na Księżycu.
W miarę upływu czasu, gdy Londyn powoli dochodził do siebie po wydarzeniach 9 czerwca, Bisesa poczuła, że atmosfera w mieście staje się zatruta.
Podczas trwania samej burzy dominowały uczucia utraty i lęku — liczba ofiar obejmowała ponad tysiąc zabitych w podupadłej części śródmieścia. A mimo to był to także czas heroizmu. Nadal nie była znana oficjalna liczba osób uratowanych z pożarów czy zaginionych w tunelach metra lub karambolach drogowych, albo wreszcie zwyczajnie uwięzionych w windach.
Читать дальше