Na Księżycu było niewiele sal konferencyjnych, najwyraźniej nie był to Carlton Terrace. Bud próbował ją namówić, aby wykorzystała do tego spotkania amfiteatr Claviusa, jednak to miejsce publiczne nie bardzo się do tego nadawało.
Rozmieściła więc swoje skąpe materiały naukowe, przebijając ściany kilku kwater mieszkalnych. W rezultacie powstało ciasne, ale nadające się do użytku pomieszczenie, zdominowane przez „stół konferencyjny” utworzony z kilku mniejszych mebli połączonych w jedną całość. Bud zainstalował klatki Faradaya i urządzenia zagłuszające, by wykluczyć podsłuch elektroniczny, oraz generator szumu, żeby uniemożliwić podsłuch bardziej konwencjonalnego rodzaju. Nawet Tales nie będzie mógł swobodnie wchodzić i wychodzić, kiedy drzwi zostaną zamknięte, w pomieszczeniu będzie mógł działać jedynie „okrojony” klon księżycowego ducha, a później zestaw „inteligentnych” układów, niezależnych od Talesa, będzie nadzorował i cenzurował wypływ informacji z pomieszczenia.
Siobhan sprawdziła wszystko tak dokładnie, jak zdołała.
— Nie jestem ekspertem — powiedziała Budowi — ale wydaje mi się, że to wystarczy.
Powiedział z zapałem:
— Mam nadzieję. Mogę ci powiedzieć, że trochę oberwałem w związku z tym zebraniem, i to nie tylko z powodu środków bezpieczeństwa. — Podrapał się w głowę. — Jestem zwykłym żołnierzem. I przywykłem do nieprzewidywalnych zdarzeń. Ale ci naukowcy nie znoszą, kiedy się ich odrywa od pracy.
— Rozumiem — powiedziała. — Pamiętaj, że też jestem naukowcem. I teraz wszystkie moje własne prace prawdopodobnie diabli wezmą.
Bud wiedział, czym się Siobhan zajmuje.
— Ale na razie życie i śmierć wszechświata mogą poczekać.
— Właśnie — uśmiechnęła się.
Nadeszła godzina dziesiąta. Mając Buda u boku, zebrała siły i wkroczyła do zatłoczonego pomieszczenia. Bud cicho zamknął za nią drzwi i usłyszał, jak zaskoczył zamek zabezpieczający.
* * *
Stanęła u szczytu skleconego naprędce stołu konferencyjnego. Dwudziestu uczestników zebrania już tu było, rozłożywszy na blacie stołu przed sobą elastyczne ekrany. Dwadzieścia twarzy wpatrujących się w nią z wyrazem apatii, niepokoju lub jawnej niechęci. Pomieszczenie wypełniało jaskrawe światło umieszczonych nad głową świetlówek. Pomimo hałaśliwej pracy układu wymiany powietrza w tym zamkniętym pudle już unosił się silny zapach adrenaliny i potu. Ludzie wydawali się także jacyś obcy, ich odzienie było połatane i pociemniałe od wielokrotnego użycia, a gesty powściągliwe, utrwalone w ciągu wielu lat spędzonych w ciasnych pomieszczeniach i śmiercionośnym środowisku. Wszystko to sprawiło, że Siobhan poczuła się jak na jarmarku, jak obcy przybysz ze słonecznej Ziemi, dziwnie nie na miejscu w tych ciasnych, zakurzonych księżycowych pomieszczeniach.
To będzie koszmar, pomyślała.
Wiedziała, że większość uczestników to różnego rodzaju geologowie; wielu z nich miało duże poplamione pyłem dłonie, nawykłe do pracy ze skałami. Rozglądając się wokół, dzięki materiałom dostarczonym przez Buda, rozpoznała dwie twarze: Michaiła Martynowa, nieśmiałego Rosjanina, który był głównym naukowcem zajmującym się prognozowaniem słonecznej „pogody”, oraz Eugene’a Manglesa, cudowne dziecko, badacza neutrin.
Eugene miał strapioną minę i robił wrażenie, że nie potrafi nawiązać kontaktu wzrokowego. Był za to zadziwiająco przystojny, nawet bardziej niż pokazywały zdjęcia, miał idealnie gładką skórę i otwartą, symetryczną twarz gwiazdora. Siobhan poczuła, jak serce zabiło jej mocniej. Na podstawie spojrzeń, jakie od czasu do czasu Michaił posyłał w jego stronę, można było wnosić, że wygląd Eugene’a budził zainteresowanie nie tylko kobiet.
Bud, który objął funkcję przewodniczącego, stanął obok niej.
— Zanim zaczniemy, pozwólcie, że coś wam powiem — zaczął. — Astronauci zajmują ważne miejsce w historii badań Słońca. Sięga to czasów orbitującego wokół Ziemi statku Skylab, którego załoga w roku 1973 uruchomiła spektrograf przetwarzający obrazy, skonstruowany specjalnie dla nich na Harvardzie. Obecnie kontynuujemy tę tradycję. Ale mówimy tu nie tylko o nauce. Dzisiaj proszą nas o pomoc. Jako dowódca Bazy Claviusa, uważam za zaszczyt, że znalazła się wśród nas pani profesor McGorran, że my, na Księżycu, jesteśmy godni tego, by uczestniczyć w rozwiązaniu tego problemu. Pani profesor, proszę. — Skinął głową w kierunku Siobhan i usiadł.
Po tej zagrzewającej, choć niezbyt stosownej przemowie, Siobhan rozejrzała się wokół stołu. Napotkała tylko jedno przyjazne spojrzenie, życzliwy półuśmiech Michaiła Martynowa. Niech ktoś spróbuje mnie pokonać!
— Dzień dobry. Spodziewam się, że dzisiaj będę więcej słuchać niż mówić, ale chciałabym wygłosić parę wstępnych uwag. Nazywam się…
— Wiemy, kim pani jest. — To był najwyraźniej jeden z geologów, przysadzista kobieta o wielkich rękach i kwadratowej twarzy. Miała spojrzenie chyba najbardziej wrogie ze wszystkich obecnych.
— Więc jest pani w korzystniejszej sytuacji, pani doktor…
— Jestem profesorem. Rose Delea. — Miała silny australijski akcent. Siobhan została poinformowana: Rose była specjalistką w dziedzinie badań zawartości helu-3 w księżycowym regolicie. Ten izotop helu, stanowiący paliwo reaktorów termojądrowych, był największą nadzieją gospodarczą Księżyca, więc Rose była tutaj ważną figurą. — Chcę tylko wiedzieć, kiedy pani wyjedzie, bym mogła wrócić do pracy. Chcę także znać powód tej całej tajemniczości. Od dnia 9 czerwca wiadomości wychodzące zostały utajnione, a niektóre części bazy danych Talesa i inne banki informacji zostały zablokowane…
— Wiem.
— To jest Księżyc, pani profesor McGorran. Jeżeli jeszcze pani tego nie zauważyła, wszyscy jesteśmy daleko od naszych domów i rodzin. Łączność z Ziemią ma zasadnicze znaczenie dla naszego samopoczucia, nie wspominając o bezpieczeństwie czysto fizycznym. I jeśli nie chce pani, żeby morale spadło jeszcze bardziej…
Siobhan uniosła dłoń gestem nakazującym ciszę. Rose zamilkła, więc odetchnęła z ulgą.
— Całkowicie się z tym zgadzam. — I tak rzeczywiście było. Siobhan podejrzewała, że atmosfera tajemnicy nie przekonuje jej bardziej niż tych ludzi; otwartość była zasadniczym elementem niekończących się dyskusji stanowiących podstawę prawdziwej nauki. Powiedziała: — Blokada informacji jest trudna dla wszystkich zainteresowanych i w normalnej sytuacji byłaby nie do przyjęcia. Ale sytuacja nie jest normalna. Proszę o chwilę cierpliwości. Stoję tu dzisiaj przed wami jako wysłanniczka zarówno premiera Wielkiej Brytanii, jak i premiera Unii Euroazjatyckiej. Po powrocie mam przekazać uzyskane informacje pozostałym światowym przywódcom, w tym prezydentowi USA pani Alvarez. Chcą wiedzieć, czego mogą się spodziewać ze strony Słońca.
Patrzyli na nią skonsternowani. Podczas odpraw z udziałem zmęczonych życiem bliskich współpracowników rozmaitych polityków ostrzeżono ją, że może się spotkać z pewną zaściankowością tu, na Księżycu, skąd Ziemia wydawała się taka daleka i niezbyt ważna. Była więc przygotowana do prezentacji z wykorzystaniem obrazów.
— Tales, proszę…
Przedstawiła im pięciominutowe, ilustrowane obrazami i wykresami, podsumowanie niszczycielskich wydarzeń na Ziemi w dniu 9 czerwca. Słuchano jej w ponurym milczeniu.
Na koniec powiedziała:
— I to jest powód, dla którego tutaj jestem, pani profesor Delea. Potrzebuję odpowiedzi, wszyscy ich potrzebujemy. Co jest nie tak ze Słońcem? Czy 9 czerwca znów się powtórzy? Czy możemy się spodziewać czegoś o mniejszym zasięgu, czy też czegoś jeszcze gorszego? Na Księżycu — faktycznie w tym pomieszczeniu — są najwięksi specjaliści w dziedzinie badań Słońca. Oraz jeden człowiek, który trafnie przewidział to, co się wydarzyło 9 czerwca.
Читать дальше