Trywialne — wśród pracowników naukowych to słowo było niezwykle upokarzające. Twarz Rose wyrażała jawną wrogość.
Siobhan powiedziała szybko:
— Wyjaśnij to krok po kroku, Eugene.
Zaczął mówić:
— Musimy cofnąć się do lat trzydziestych dwudziestego wieku, do prac Cowlinga. Cowling pokazał, że szybkość wytwarzania energii w jądrze jest funkcją czwartej potęgi temperatury. Sprawia to, że warunki panujące w jądrze Słońca są wyjątkowo wrażliwe na zmiany temperatury…
Ma rację, pomyślała Siobhan z niepokojem. Ta czwarta potęga prowadzi do tego, że nawet małe zmiany zostają zwielokrotnione. Choć jądro było olbrzymie, wcale nie musiało być stabilne i każde niewielkie zakłócenie mogło silnie zaburzyć jego równowagę.
Bud Tooke przerwał, unosząc dłoń.
— Nie chwytam, Eugene. Co z tego wynika? Nawet jeśli całe jądro wybuchnie, miną miliony lat, zanim echo tego wybuchu przedostanie się na powierzchnię.
Rose Delea uśmiechnęła się kwaśno.
— Tylko mi nie mów. Warstwa promienista też jest spieprzona, tak?
Miała rację, można to było zobaczyć na kolejnym obrazie Eugene’a. Ten wielki zbiornik wolno rozprzestrzeniającej się energii przecinała jakby pomarszczona blizna, niby rana od kuli. Siobhan poczuła się nieswojo, kiedy zdała sobie sprawę, że otaczająca jądro warstwa izolująca nie zadziała jako warstwa ochronna: cała energia uwolniona w jądrze zostanie wyrzucona prosto w otaczającą przestrzeń.
Eugene spojrzał zaintrygowany na Rose.
— Skąd wiedziałaś o tej skazie?
— Bo to ma być ten dzień.
Eugene omówił następnie swoje modele oscylacji jądra. Pragnął zbadać, jak się będą zachowywać, jeśli odwróci kierunek biegu czasu.
— Mam zamiar opracować modele zdarzeń, które zapoczątkowały tę niestabilność i które…
— Na razie mniejsza o przeszłość — wtrąciła Siobhan. — Spójrzmy w przyszłość. Pokaż, co się wydarzy.
Eugene wydawał się zdziwiony, że kogoś może interesować przyszłość, w porównaniu z nieprzeniknioną tajemnicą otaczającą źródło tej anomalii. Ale posłusznie puścił program w przyspieszonym tempie w kierunku przyszłości.
Siobhan widziała, że rozchodzenie się fal wewnątrz jądra i wokół niego odbywa się w sposób skomplikowany, do drgań podstawowych dodają się liczne składowe harmoniczne, a fale mają charakter nieliniowy, przy czym energia przenika między różnymi modami. Ale natychmiast dostrzegła obrazy interferencyjne, wskazujące na dyssypację energii, a co gorsza na rezonanse, gdy jak wyraźnie zobaczyła, energia przepływająca wokół jądra Słońca gromadzi się, tworząc potężne maksima.
Eugene zatrzymał obraz.
— Tu widać ostatni pik, to zdarzenie z 9 czerwca. — Jedna strona jądra lśniła jasno. — Dane obserwacyjne potwierdzają trafność mojego wstępnego modelowania, a także przewidywań na przyszłość… — Dane obserwacyjne, pomyślała Siobhan ze smutkiem, oznaczały w jego ustach niszczycielską burzę, która pochłonęła tysiące istnień ludzkich.
Zapytała:
— A co będzie potem?
Puścił model do przodu w jeszcze szybszym tempie. Oscylacje przepływały przed oczyma Siobhan zbyt szybko, aby mogła je dokładnie śledzić.
Nagle całe jądro rozbłysło oślepiająco. Ludzie wzdrygnęli się, zaszokowani.
Eugene wyłączył obraz i powiedział lakonicznie:
— To wszystko.
Rose Delea powiedziała głosem, w którym czaiła się groźba:
— Co to znaczy „to wszystko”?
— W tym momencie model załamuje się. Oscylacje stają się tak silne, że…
— Twój pieprzony model! — krzyknęła Delea. — Tylko tyle potrafisz wymyślić?
— Zastanówmy się nad tym spokojnie — powiedziała Siobhan, myśląc gorączkowo. — Eugene, widać tu kolejne zdarzenie, prawda? Kolejny 9 czerwca.
— Tak.
— Ale bardziej gwałtowne.
Popatrzył na nią, znów zaskoczony jej ignorancją.
— To oczywiste.
Siobhan popatrzyła na zaskoczone twarze siedzących wokół ludzi. Najwyraźniej Eugene jeszcze nie podzielił się swymi wynikami z nikim z obecnych, nawet z Michaiłem.
Bud zapytał:
— O ile bardziej? I jak to będzie wyglądać? Jak to nas ugodzi, Eugene?
Eugene próbował odpowiedzieć, ale szybko pogrążył się w szczegółach technicznych.
Michaił położył dłoń na ramieniu Buda.
— Nie sądzę, by potrafił to określić. Jeszcze nie. Popracuję z nim nad tym. — Dodał zamyślony: — Ale wiesz, to zdarzenie nie jest bezprecedensowe. Być może patrzymy na kolejny S Fornax.
— S Fornax?
Astronomowie przez całe dziesięciolecia badali gwiazdy „w średnim wieku”, podobne do naszego Słońca, i w wielu z nich zaobserwowali cykle aktywności takie jak na Słońcu. Ale niektóre gwiazdy przejawiały większą zmienność niż inne. Nieefektowna gwiazda w konstelacji o nazwie Fornax pewnego dnia nagle rozbłysła, świecąc przez około godzinę dwadzieścia razy silniej niż zwykle.
Michaił powiedział:
— Gdyby Słońce wybuchło tak jak S Fornax, wyzwolona energia byłaby jakieś dziesięć tysięcy razy większa niż podczas naszych najgwałtowniejszych burz słonecznych.
— I co by się stało?
Michaił wzruszył ramionami.
— Zostałyby unieruchomione wszystkie satelity, zniszczona warstwa ozonowa, uległaby stopieniu powierzchnia lodowych księżyców…
Siobhan pamiętała mgliście, że nazwa tej konstelacji, Fornax, znaczy „piec”. Świetnie pasuje, pomyślała. Ale Eugene tylko się roześmiał.
— Och, ta nieliniowość jądra spowoduje, że to będzie bardziej gwałtowne. Gwałtowniejsze o kilka rzędów wielkości. Czyż wy tego nie widzicie?
Ta szydercza uwaga sprawiła, że skierowały się nań spojrzenia pełne niechęci, a nawet nienawiści.
Siobhan popatrzyła na niego zdumiona. Sprawiał wrażenie, jakby dla niego było to tylko zadanie matematyczne. Pomyślała, że jest jak chłopiec, który widzi pewien wzór, układ danych; jego znaczenie w odniesieniu do ludzi było dla niego niewidoczne. Prawie ją przeraził.
Ale musiała się skupić na tym, co powiedział, nie na sposobie, w jaki to wyraził. Rządy wielkości. Dla fizyka czy kosmologa rząd wielkości oznaczał czynnik dziesięć. Więc cokolwiek się zbliżało, miało być dziesięć, sto, tysiąc razy gorsze niż to, co miało miejsce 9 czerwca, gorsze nawet niż ten S Fornax, o którym mówił Michaił. Struchlała.
I było jedno oczywiste pytanie, które teraz trzeba było zadać.
— Eugene, czy znasz datę tego zdarzenia?
— O tak — powiedział Eugene. — Model jest wystarczająco dokładny.
— Kiedy, Eugene?
Postukał palcem w ekran i podał datę według kalendarza juliańskiego, którym posługują się astronomowie. Michaił przeliczył ją na zwykłą rachubę czasu.
— 20 kwietnia 2042 roku. Bud spojrzał na Siobhan.
— Za niecałe pięć lat.
Siobhan nagle poczuła ogromne zmęczenie.
— No dobrze, myślę, że dowiedziałam się tego, po co tu przybyłam. I może teraz zrozumieliście potrzebę stosowania środków bezpieczeństwa.
Rose Delea prychnęła.
— Bezpieczeństwo, dobre sobie. Moglibyśmy wszyscy biegać w kółko nago z torbami na głowach przez następne pięć lat i nie stanowiłoby to żadnej różnicy. Słyszeliście. Jesteśmy udupieni — podsumowała krótko.
Bud powiedział stanowczo:
— Jeśli to ode mnie będzie zależało, na pewno nie. — Wstał. — Pora na lunch. Sądzę, że teraz chcesz się skontaktować z premierem, Siobhan. Z którymkolwiek z nich. A potem wracamy do pracy.
Читать дальше