Ujrzała spoglądające na nią jej własne odbicie.
Był to dobrze znany artefakt Pierworodnych. Oko.
Zniekształcony obraz Liberatora przemknął po powierzchni bomby Q. Edna poczuła przypływ satysfakcji. Oto ludzie przybyli tutaj celowo.
Ich pierwszy przelot koło bomby Q odbył się przy wyłączonych silnikach. Podczas największego zbliżenia statek dwukrotnie zadrżał, gdy wystrzelono dwie małe sondy, jedną skierowaną na ciasną orbitę wokół bomby Q, a drugą prosto w stronę jej powierzchni.
Potem Liberator odleciał, a jego obraz odbity w powierzchni bomby zmalał i zniknął.
Obserwowali monitory, ale statek nie doznał żadnych szkód. Bomba Q była nie większa od małej asteroidy — miała gęstość równą gęstości ołowiu — a trajektoria statku nie została znacząco odchylona wskutek jej przyciągania.
— Ale dowiedzieliśmy się paru rzeczy — powiedział John. — Niczego, czego byśmy nie oczekiwali. W granicach tolerancji jakiegokolwiek ziemskiego procesu produkcyjnego ma kształt doskonałej kuli. No i ta jej niezwykła geometria.
— Pi równe trzy.
— Tak. Nasza sonda weszła na orbitę wokół niej. Masa bomby jest tak mała, że sonda okrąża ją bardzo wolno, ale za to powinna pozostać na orbicie bardzo długo. A lądownik spada…
Statek zadrżał i Edna chwyciła za siedzenie.
— Co to było, do diabła? Libby?
— Fale grawitacyjne, Edno.
— Impuls nadszedł od strony bomby Q — oznajmił John nerwowo, niemal krzycząc. — Lądownik. — Odtworzył obraz, na którym można było zobaczyć, jak z boku bomby Q wytryska szara półkula, pochłania lądownik i znika. — Po prostu go wchłonęła. Widać było coś w rodzaju pęcherza. Jeżeli Bill Carel ma rację — powiedział poważnie — właśnie widzieliśmy narodziny i śmierć niemowlęcego kosmosu. Wszechświat wykorzystany jako broń. — Zaśmiał się niewesoło. — Psiakrew! Z czym my mamy tutaj do czynienia?
— Wiemy, z czym mamy do czynienia — powiedziała Edna spokojnie. — Technologia, to wszystko. I jak dotąd nie stało się nic, czego byśmy nie oczekiwali. Trzymaj się, John.
Poirytowany i przestraszony warknął:
— Na miłość boską, jestem tylko człowiekiem.
— Libby, jesteśmy gotowi do drugiego przelotu?
— Wszystkie systemy w normie, Edno. Plan przelotu przewiduje odpalenie silnika na trzydzieści sekund. Mam odliczać?
— Po prostu zrób to — powiedział John.
— Proszę o cierpliwość…
* * *
Bisesa powoli obeszła wykutą w lodzie komorę. Miała z grubsza kulisty kształt i Oko wypełniało ją całą. Spojrzała w górę i zobaczyła swoje zniekształcone odbicie, groteskową głowę w hełmie kosmicznym. Czuła, że coś tam jest. Czuła czyjąś obecność.
— Hej, chłopaki — mruknęła. — Pamiętacie mnie?
Ellie, Aleksiej, Jurij i Myra stłoczyli się wokół, wymieniając podniecone, nerwowe spojrzenia.
— Właśnie dlatego cię tutaj sprowadziliśmy, Biseso — powiedział Jurij.
— OK. Ale co to, u diabła, robi tutaj? Wszystkie Oczy w układzie słonecznym po burzy słonecznej znikły.
— Mogę to wyjaśnić — powiedziała Ellie. — Oko znalazło się tutaj najwyraźniej przed burzą słoneczną, i to na długo przed nią. Wysyła we wszystkich kierunkach cząstki o wysokiej energii, jego promieniowanie ma charakterystyczną sygnaturę. I dlatego mnie tutaj ściągnięto. Pracowałam przy księżycowym aleftronie. Jestem w jakimś sensie autorytetem w dziedzinie kwantowych czarnych dziur. Uznano więc, że jestem właściwym kandydatem, by to zbadać…
Ellie po raz pierwszy skierowała dłuższą wypowiedź do Bisesy. Jej zachowanie było dziwne, mówiła, nie patrząc rozmówcy w oczy, od czasu do czasu uśmiechała się i marszczyła brwi, i umieszczała akcenty w niewłaściwych miejscach. Była najwyraźniej osobą, której inteligencja opierała się na jakiejś skazie o charakterze psychologicznym. Bisesie przypominała Eugene’a.
Księżycowy aleftron był najpotężniejszym akceleratorem cząstek zbudowanym przez człowieka. Jego zadaniem było badanie wewnętrznej struktury materii, rozpędzając cząstki do prędkości bliskiej prędkości światła i zderzając je ze sobą.
— Jesteśmy w stanie osiągnąć gęstość masy i energii przekraczającą gęstość Plancka, to znaczy gęstość, przy której efekty kwantowo-mechaniczne zaburzają strukturę czasoprzestrzeni.
Myra zapytała:
— I co się wtedy dzieje?
— Powstaje czarna dziura. Maleńka, ale cięższa niż którakolwiek z cząstek elementarnych. Prawie natychmiast się rozpada, a to co po niej pozostaje, to ulewa egzotycznych cząstek.
— Tak jak promieniowanie Oka — odgadła Bisesa.
— A co wspólnego — zapytała Myra — mają maleńkie czarne dziury z Okiem?
— Naszym zdaniem żyjemy we wszechświecie o wielu wymiarach przestrzennych, to znaczy więcej niż trzy — powiedziała Ellie. — Inne przestrzenie leżą obok, w wyższych wymiarach, jak strony książki. Mówiąc ściślej, mamy prawdopodobnie do czynienia z zakrzywioną kompaktyfikacją, zresztą mniejsza o to. Te wyższe wymiary określają podstawowe prawa fizyczne, ale nie wpływają bezpośrednio na nasz świat — nie za pośrednictwem oddziaływań elektromagnetycznych czy jądrowych - z wyjątkiem oddziaływań grawitacyjnych. I właśnie dlatego wytwarzamy na Księżycu czarne dziury. Czarna dziura to artefakt grawitacyjny, istnieje więc zarówno w wyższych wymiarach, jak i w świecie, który obserwujemy. Badając czarne dziury, dowiadujemy się czegoś o tych wyższych wymiarach.
— I uważasz — powiedziała Bisesa — że Oczy mają coś wspólnego z tymi wyższymi wymiarami.
— To ma sens. Cofająca się powierzchnia, która się nie porusza. Nienormalna geometria. Ten obiekt nie pasuje do naszego wszechświata…
Tak jak i ty, złośliwie pomyślała Bisesa.
— Więc może to jest projekcja czegoś innego. Jak palec przechodzący przez powierzchnię wody: na poziomie menisku widzimy koło, ale w rzeczywistości jest to przekrój poprzeczny bardziej skomplikowanego obiektu, istniejącego w świecie o wyższych wymiarach.
Bisesa podświadomie czuła, że tamta ma rację, wyczuwała ten związek z wyższymi wymiarami. Oko nie było stacją końcową, lecz drogą prowadzącą do czegoś o wyższych wymiarach.
Myra powiedziała:
— Ale co ono robi w tym miejscu?
— Myślę, że zostało uwięzione — powiedziała Ellie.
* * *
Statek jeszcze raz ruszył w kierunku bomby Q. W głębi jego trzewi antymateria anihilowała z materią, a przegrzana para z rykiem wydobywała się z dysz napędowych.
W chwili największego zbliżenia statek zawrócił, nie wyłączając silników, i gazy wylotowe owionęły powierzchnię bomby Q. Był to pierwszy jawnie wrogi akt z jego strony; wystarczyłby, żeby zabić wszystkie istoty ludzkie na tej lustrzanej powierzchni.
Następnie napęd wyłączono i statek poruszał się teraz siłą bezwładności.
— Żadnych widocznych efektów — natychmiast powiedział John.
Edna spojrzała na niego.
— Obserwuj nadal. Ale myślę, że znamy wynik. Więc użyjemy naszej broni czy nie?
Ostateczna decyzja należała do załogi. Czas przelotu sygnału do Stacji Trojańskiej i z powrotem wynosił czterdzieści pięć minut, a na Ziemię i z powrotem jeszcze więcej.
John wzruszył ramionami, ale był podenerwowany i pocił się obficie.
— Rozkazy są jasne. Nie było żadnej reakcji ze strony bomby Q na nasz neutralny przelot, sonda została zniszczona, nie było reakcji na strumień gazów wylotowych. Nikt nie może znaleźć się znowu tak blisko. Musimy działać.
Читать дальше