— Więc to nie jest jedynie obserwator. Chyba wiedzieliśmy to już przedtem.
— Jest pięć kilometrów stąd i zbliża się — łagodnie powiedziała Libby.
Edna spojrzała na Johna. Wiedziała, że brał prysznic zaledwie godzinę wcześniej, ale mimo to pot wystąpił mu na czoło i spływał po szyi.
— Gotów?
— Jak zawsze, kobieto.
— Będziemy działać zgodnie z uzgodnioną strategią. Libby, rozumiesz? Cztery przeloty. A jeśli zauważymy jakąś zmianę…
— Wracamy migiem — powiedziała Libby. — Będzie dokładnie tak jak podczas prób. Trzy kilometry do maksymalnego zbliżenia. Edno?
— Tak, Libby?
— Historia na nas patrzy.
— O Jezu — mruknął John.
Czterech członków załogi, plus Bisesa, Myra i Aleksiej, siedziało kołem na krzesłach i skrzyniach w Puszce nr Dwa, w hotelu Mars-Astoria. Paula chyba odsypiała podróż.
I tu, na biegunie północnym Marsa, pod pokrywą śniegu z dwutlenku węgla, w jednym z najbardziej odosobnionych i bezpiecznych miejsc w układzie słonecznym, Bisesa w końcu usłyszała prawdę.
Wydawało się, że Aleksiej poczuł ulgę, gdy w końcu wyjawił to, co odkryły różne frakcje Kosmitów: że coś nieznanego i groźnego wniknęło do wewnętrznej części układu słonecznego.
— Nazywają to bombą Q. Według najbardziej prawdopodobnego domysłu to artefakt Pierworodnych, który ma nas zniszczyć. Flota kosmiczna podjęła jakąś misję, aby to zlikwidować. Może im się uda. Ale jeżeli nie…
— Macie własny plan.
— Tak jest.
Bisesa popatrzyła na krąg otaczających ją ludzi, znacznie młodszych niż ona sama i Myra, ale w końcu Kosmici byli młodzi z definicji.
— To ma charakter potajemny. Stanowicie niewątpliwie swego rodzaju frakcję. Krążycie wokół, kryjąc się przed ziemską policją. Dobrze się bawicie, co? Macie jakiegoś przywódcę?
— Tak — powiedział Aleksiej.
— Kto to jest?
— Tego nie możemy ci powiedzieć. Jeszcze nie teraz. Ale nikt z tu obecnych.
— I sprowadziliście mnie tutaj z powodu czegoś, co znaleźliście pod lodem.
— Tak jest.
— Więc pokażcie mi to.
Grendel Speth, astrobiolożka i lekarka, stanęła naprzeciw Bisesy.
— Dopiero przyjechałaś. Jesteś pewna, że nie musisz odpocząć?
Bisesa podniosła się.
— Odpoczywałam przez dziewiętnaście lat i podróżowałam przez wiele tygodni. Chodźmy.
Jeden po drugim wszyscy wstali i ruszyli za nią.
* * *
Ażeby dotrzeć do Jamy, musieli założyć skafandry.
Wrócili do Puszki nr Sześć, a potem poszli w dół schodami do małej kopuły. Tam Bisesa, Myra i Aleksiej zdjęli kombinezony. Wiedząc, że marsjański mróz jest o parę metrów dalej, Bisesa niedorzecznie poczuła zimno na gołej skórze.
Doktor Grendel szybko ją zbadała.
— Biorąc pod uwagę, że przez dwa dziesięciolecia systematycznie rujnowałaś sobie organizm w hibernaculum, jesteś w świetnym stanie.
— Dziękuję.
Skórę Bisesy szybko natłuszczono. Musiała przywdziać „biokamizelkę”, dość gryzący fragment ubioru, który przywarł do jej skóry, tworząc powierzchnię kontaktu z układami biometrycznymi, które miały monitorować stan jej ciała podczas tego wypadu. Następnie założyła jasnozielony obcisły kombinezon oraz hełm, buty, rękawice i mały plecak. Grendel wyjaśniła jej, że stanowi to pełny skafander kosmiczny, w którym ciśnienie jest utrzymywane na stałym poziomie dzięki naprężeniu elastycznej tkaniny i w razie niebezpieczeństwa, na przykład uszkodzenia modułu, zapewnia przeżycie przez blisko godzinę.
Ale ten kombinezon stanowił jedynie wewnętrzną warstwę w podwójnej konstrukcji skafandra. Musiała się jeszcze wślizgnąć do jednego z tych strojów kapitana Ahaba.
Poprowadzono ją do małego włazu w ścianie kopuły, którym dotarła do kombinezonu zewnętrznego, przytwierdzonego do zewnętrznej ściany kopuły. Pomagali jej wsunąć do środka najpierw nogi, potem ręce i na końcu tułów i głowę. Wizjer w hełmie był nieprzezroczysty. Skafander składał się ze sztywnych fragmentów, przypominał średniowieczną zbroję. Ale kiedy się wślizgiwała do środka, dopasowywał się do jej ciała; cały czas słyszała buczenie serwomotorów. Najtrudniejszą sprawą było przeciśnięcie głowy w hełmie przez właz i założenie większego hełmu zewnętrznego.
Grendel zawołała:
— Jak się czujesz? One nie są robione na miarę.
— Świetnie. Jak się z tego wydostanę?
— Kiedy będziesz potrzebowała, skafander ci to powie.
W końcu Grendel zatrzasnęła panel na jej plecach. Skafander odskoczył od ściany kopuły i Bisesa lekko się zatoczyła.
Wizjer rozjaśnił się. Otoczona marsjańskim zimowym mrokiem, widziała jedynie owalną osłoniętą hełmem twarz technika, który miał na imię…
— Hanse — powiedział uśmiechając się. — Właśnie sprawdzam, czy twój skafander funkcjonuje jak należy. Kiedy wpadniesz w odpowiedni rytm, nauczysz się mnie wyczuwać, działamy w systemie dwójkowym… Skafander Pięć? Jaki masz status?
W uszach Bisesy zabrzmiał cichy męski głos.
— Nominalny, Hanse, jak możesz się przekonać na podstawie odczytów. Biseso?
— Słucham.
— Jestem tutaj, aby ci pomagać, najlepiej jak potrafię, podczas prowadzenia działań poza statkiem kosmicznym.
Hanse powiedział:
— Wiem, że konstrukcja skafandra musi ci się wydawać nieco osobliwa, Biseso. To wszystko z powodu POP.
— POP?
— Protokołu Ochrony Planetarnej. Nigdy nie wnosimy kombinezonów do środka ziemskich modułów mieszkalnych, nigdy nie mieszamy ze sobą obu środowisk. Chronimy przed sobą nawzajem marsjańskie i ziemskie formy życia.
— Mimo że są bliskimi kuzynami.
— Tacy są najgorsi. A poza tym jest ten pył. Marsjański pył jest toksyczny i pełen nadtlenków, powoduje silną korozję. Najlepiej nie wpuszczać go do naszych mieszkań i płuc. Musimy dokładnie czyścić uszczelnienia tych skafandrów, bo inaczej trudno je zakładać, a nie chciałabyś chyba tutaj utknąć. Potem ci to wszystko pokażę.
Przed wizjerem przesunęła się twarz lekarki.
— Dobrze sobie radzisz, Biseso. Spróbuj się trochę poruszać.
Bisesa podniosła ręce i opuściła; usłyszała szum serwomotorów i skafander zrobił się lekki jak piórko.
— Dziwnie się czuję, nie mogąc opuścić rąk do końca. Ani podrapać się po twarzy. Myślę, że to minie.
— Mogę cię podrapać to twarzy, jeśli…
— Dam ci znać, jak będę chciała, Piątko. — Rozejrzała się wokół. Ziemia była płaska i biała, a niebo zamglone i ciemne. Ponure moduły stacji wznosiły się przed jej oczyma, obok pali leżały sterty rozmaitego sprzętu i zapasów i stały zaparkowane pojazdy: dwa łaziki zaopatrzone w pługi śnieżne i coś, co przypominało skutery śnieżne. Discovery dawno zniknął, wyruszywszy w drogę powrotną do Portu Lowella.
Aleksiej, Myra i cała załoga stacji, wszyscy ze Stacji Wellsa poza Paulą, byli obecni, stojąc w zielonych skafandrach kosmicznych, z oświetlonymi twarzami i patrząc na nią. Śnieg wciąż padał wielkimi płatami z wiszącego nisko, szarego nieba.
— Wielki Boże, jestem na biegunie Marsa. — Podniosła rękę i poruszyła palcami.
Zbliżył się Jurij.
— Musimy odbyć krótki spacer. Tylko kilkaset metrów. Urządzenie wiertnicze znajduje się z dala od pomieszczeń mieszkalnych z uwagi na bezpieczeństwo i potrzebę ochrony planety. Chodźmy, dasz sobie radę. Proszę. Idź koło mnie. I ty, Myro, także.
Bisesa spróbowała. Krok za krokiem, szła równie łatwo jak wtedy, gdy miała trzy lata. Skafander wyraźnie jej pomagał.
Читать дальше