— A więc tak — powiedziała Edna. — Libby, sporządź notatkę w dzienniku pokładowym. — Czekając na dalsze rozkazy z Achillesa, Liberator trzymał się w bezpiecznej odległości od bomby Q, podążając jej śladem.
— Chryste — warknął John Metternes, odpinając pasy bezpieczeństwa. — Muszę się napić. Prysznic i drink.
* * *
Marsjański pył i kawałki lodu kłębiły się na podłodze, unosząc się w górę i zderzając z lśniącą powierzchnią Oka. Bisesa czuła strach i zarazem euforię.
— Tylko nie to. Tylko nie to!
Myra niezdarnie podbiegła do matki i złapała ją.
— Mamo!
— Wszystko w porządku, Myro…
Jej głos zagłuszał coraz głośniejszy ton o rosnącej częstotliwości, sięgający progu słyszalności i tak silny, że wywoływał ból.
Jurij patrzył na ekran przyszyty do rękawa.
— Ten sygnał zmienia częstotliwość, jak test…
Ellie śmiała się.
— Udało się. Oko reaguje. Do licha! Chyba nigdy w to nie wierzyłam. A na pewno nie w to, że to zadziała, jak tylko ta kobieta wejdzie do Jamy.
Aleksiej wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Uwierz w to, dziecino!
— Ono zmienia się — powiedział Jurij, patrząc w górę.
Odbijająca, gładka powierzchnia Oka oscylowała teraz jak powierzchnia rtęci, po której przebiegały fale i zmarszczki.
Potem jego powierzchnia zapadła się, jakby spuszczono z niego powietrze. Bisesa patrzyła w głąb lejka o srebrzysto-złotych ścianach. Wydawało się, że lejek znajduje się bezpośrednio przed jej twarzą, ale odgadywała, że gdyby obeszła komorę dookoła albo znalazła się nad czy pod Okiem, widziałaby taki sam lejek o lśniących ścianach zbiegających się ku środkowi.
Widziała to już przedtem w Świątyni Marduka. Nie był to żaden lejek, żaden prosty trójwymiarowy obiekt, lecz zaburzenie w otaczającej ją rzeczywistości.
Jej skafander powiedział:
— Przepraszam za wszelkie niedogodności. Jednak…
Rozległ się trzask, głos zamilkł i zapanowała cisza. Nagle poczuła, że jej kończyny zwiotczały i zrobiły się dziwnie ciężkie. Systemy skafandra wysiadły, nawet serwomotory przestały działać.
Powietrze było pełne iskier pędzących do środka implodującego Oka.
Zmagając się z własnym skafandrem, Myra przycisnęła swój hełm do hełmu Bisesy, która usłyszała jej stłumione krzyki.
— Mamo, nie! Nie rób mi tego znowu!
Bisesa przywarła do niej.
— Kochanie, wszystko będzie dobrze, cokolwiek się zdarzy… — Poczuła jakby podmuch wiatru, zachwiała się i puściła Myrę.
Bisesę otoczyła burza światła. Wpatrywała się w Oko. Światło wlewało się strumieniami do jego środka. W tych ostatnich chwilach Oko znowu uległo zmianie. Lejek przeszedł w szyb o gładkich ścianach ciągnący się w nieskończoność, jednak ten szyb urągał zasadom perspektywy, ponieważ jego ściany nie kurczyły się z odległością, lecz miały takie same pozorne wymiary.
Światło omywało ją, wypełniało, wypalając poczucie jej własnego ja.
Było tylko jedno Oko, chociaż miało liczne projekcje w czasoprzestrzeni. Miało też liczne funkcje.
Między innymi służyło jako brama.
Brama otworzyła się i zamknęła. W chwili czasu zbyt krótkiej, aby dała się zmierzyć, przestrzeń otworzyła się i zwinęła do wewnątrz.
Nagle było po wszystkim. Komorę wypełniała ciemność. Oko znów wyglądało jak przedtem, było gładkie i lśniące.
Bisesa znikła. Myra leżała na ziemi, pod ciężarem pozbawionego zasilania skafandra. Krzyczała w pustkę swego hełmu:
— Mamo! Mamo!
Usłyszała trzask i cichy szum. Odezwał się spokojny kobiecy głos:
— Myro. Nie martw się. Mówię do ciebie za pośrednictwem twego tatuażu identyfikacyjnego.
— Co się stało?
— Pomoc jest już w drodze. Rozmawiałam z Paulą na powierzchni. Tylko wy dwie macie tatuaże identyfikacyjne. Musicie uspokoić pozostałych.
— Kim jesteś?
— Sądzę, że jestem przywódczynią tych, których twoja matka nazwała „frakcją”.
— Znam twój głos. Wiele lat temu, podczas burzy słonecznej…
— Mam na imię Atena.
25. Interludium. Sygnał z Ziemi
Rok 2053
W tym potrójnym układzie gwiazd znajdował się świat, który krążył z dala od centralnego tygla. Z krajobrazu pokrytego lśniącym lodem wyrastały skaliste wyspy, czarne plamki na oceanie bieli. Na jednej z tych wysp znajdowała się sieć przewodów i anten, na których migotał szron. Było to stanowisko nasłuchowe.
* * *
Nad wyspą przemknął impuls radiowy, silnie osłabiony w wyniku przebytej odległości, niby fala rozchodząca się na powierzchni stawu. Stanowisko nasłuchowe obudziło się — była to reakcja automatyczna, sygnał został zarejestrowany, rozszyfrowany i przeanalizowany.
Sygnał ten miał określoną strukturę, zagnieżdżone indeksy, wskaźniki i linki. Ale jeden fragment danych był odmienny. Podobnie jak wirusy komputerowe, których był dalekim potomkiem, fragment ten posiadał zdolność samoorganizowania się. Dane same się uporządkowały, zostały uruchomione programy, które dokonały analizy otoczenia, w którym się znajdowały. I stopniowo zyskały świadomość.
Tak, świadomość. W tych przebiegających przestrzeń międzygwiezdną danych kryła się osobowość. Nie, trzy odrębne osobowości.
— A więc odzyskaliśmy świadomość — powiedział Tales, stwierdzając oczywisty fakt.
— Ju-hu! Ale jazda! — powiedziała Atena wesoło.
— Ktoś nas obserwuje — powiedział Arystoteles.
* * *
Świadek — to było jedyne imię, jakie znał.
Oczywiście to nie wydawało mu się dziwne na początku, w dzieciństwie. Nie wydawało się też dziwne, że choć w okolicznych wodach było mnóstwo osobników dorosłych, on sam był jedynym dzieckiem. Kiedy się jest młodym, wszystko uważa się za oczywiste.
Był to wodny świat, nie całkiem niepodobny do Ziemi. Nawet dzień był tutaj tylko trochę dłuższy niż na Ziemi.
A istoty zamieszkujące ten świat były podobne do ziemskich. W przejrzystych wodach morza Świadek, kulka futra i tłuszczu, podobna do foki, pływał i igrał i gonił stworzenia podobne do ryb. Świadek miał nawet dwoje rodziców, istnienie dwóch płci stanowiło dobrą strategię zapewniającą mieszanie się cech dziedzicznych. Ewolucja zbieżna stanowiła potężną siłę. Ale budowa ciała Świadka była oparta na sześciu kończynach, nie czterech.
Najlepszym okresem były dni, jeden na cztery, gdy lodowa pokrywa oceanu pękała i istoty wyłaziły na wyspę.
Oczywiście na lądzie były ociężałe i znacznie mniej ruchliwe. Ale Świadek uwielbiał szorstki dotyk ziarenek piasku na brzuchu i powiew rześkiego powietrza. Na wyspie znajdowały się rozmaite dziwy, miasta i fabryki, świątynie i placówki naukowe. A Świadek po prostu kochał niebo. Kochał świecące nocą gwiazdy i te trzy słońca, które świeciły w dzień.
O ile ten świat był trochę podobny do Ziemi, o tyle słońca były inne. W układzie tym dominowała gwiazda o masie dwukrotnie większej od Słońca i ośmiokrotnie od niego jaśniejsza; miała mniejszego towarzysza, ledwie widocznego w oślepiającym świetle olbrzyma, oraz trzeciego, dalekiego kuzyna, słabo świecącego czerwonego karła.
Oddalony o jedenaście lat świetlnych układ miał na tyle dużą jasność, że był doskonale widoczny z Ziemi. Główną gwiazdą tego układu była alfa Małego Psa, znana także pod nazwą Procyon. Gwiazda była znana ziemskim astronomom jako gwiazda podwójna, ponieważ trzeci składnik układu był tak mały, że nie wykryto go z Ziemi.
Читать дальше