Nie była to jedyna odpowiedź, jaką Salo otrzymał z Tralfamadorii.
Otrzymał ich jeszcze cztery, wszystkie wypisane na powierzchni Ziemi.
Wielki Mur Chiński, widziany z lotu ptaka, oznacza po tralfamadorsku: „Bądź cierpliwy. Pamiętamy o tobie”.
Złoty Dom cesarza rzymskiego Nerona oznaczał: „Robimy, co w naszej mocy”.
Moskiewski Kreml, tuż po obmurowaniu, głosił: „Ruszysz w drogę, zanim się obejrzysz”.
Pałac Ligi Narodów w Genewie, Szwajcaria, znaczy: „Pakuj manatki i w każdej chwili bądź gotów do startu”.
Prosta arytmetyka pozwala stwierdzić, że każda z tych wiadomości nadeszła z prędkością znacznie przekraczającą prędkość światła. Salo wysłał swoje SOS z prędkością światła i dotarło ono na Tralfamadorię po stu pięćdziesięciu tysiącach lat. Odpowiedź z Tralfamadorii przyszła zaś w mniej niż pięćdziesiąt tysięcy lat.
Kiedy ktoś tak prymitywny jak Ziemianin usiłuje wyjaśnić zasady funkcjonowania owego systemu błyskawicznego przekazu — staje się to zwyczajną farsą. Poprzestańmy więc — w tak prymitywnym towarzystwie — na informacji, że Tralfamadorczycy potrafili tak kierunkować pewne impulsy Powszechnej Woli Zaistnienia, że odbijały się one echem wzdłuż kopulastej struktury Wszechświata z prędkością około trzykrotnie większą niż prędkość światła. Potrafili też odpowiednio ogniskować i modulować te impulsy, aby za ich pomocą sterować zachowaniami stworzeń w dalekich zakątkach kosmosu oraz inspirować owe stworzenia do tego, by służyły tralfmadorskim celom.
Była to cudowna metoda na załatwianie spraw z dala od Tralfamadorii. Była to bez wątpienia metoda najszybsza.
Lecz nie była ona tania.
Stary Salo nie miał wyposażenia, które pozwoliłoby mu porozumiewać się i załatwiać sprawy tą metodą, choćby na najkrótsze nawet odległości. Metoda wymagała gigantycznego zestawu urządzeń i kolosalnych ilości Powszechnej Woli Zaistnienia, jak również wielotysięcznej obsługi technicznej.
Lecz nawet hojnie zasilanej, hojnie obsługiwanej i hojnie rozbudowanej aparaturze z Tralfamadorii zdarzały się błędy. Stary Salo był świadkiem licznych zakłóceń przekazu na Ziemi. Bywało, że cywilizacje zaczynały tam rozkwitać, że zaczynano wznosić gigantyczne konstrukcje, mające niewątpliwie stać się komunikatami w języku tralfmadorskim — i nagle cywilizacje te bez przyczyny obracały się w proch, przed ukończeniem budowy komunikatu.
Stary Salo oglądał to już setki razy.
Stary Salo udzielił swemu przyjacielowi Rumfoordowi mnóstwa ciekawych informacji na temat rozwoju cywilizacyjnego Tralfamadorii, nigdy jednak nie opowiedział mu o komunikatach i sposobach ich przekazywania.
Powiedział mu jedynie, że posłał do ojczyzny rozpaczliwy komunikat o swym położeniu i że lada dzień spodziewa się dostawy części zamiennej. Umysł starego Salo tak dalece różnił się od umysłu Rumfoorda, że Rumfoord nie potrafił czytać w myślach Salo.
Salo z wdzięcznością przyjmował istnienie bariery, jaka dzieliła myśli jego i Rumfoorda, gdyż śmiertelnie bał się reakcji Rumfoorda na ewentualne odkrycie faktu, iż naród Salo miał tak wiele wspólnego z zababraniem historii Ziemi. Mimo iż Rumfoord był infundybułowany chronosynklastycznie — a więc można było oczekiwać, że zaprezentuje szersze horyzonty myślowe — Salo odkrył, że w głębi serca pozostaje on nadal zdumiewająco zaściankowym Ziemianinem.
Stary Salo nie chciał, aby Rumfoord zorientował się, co Tralfamadorczycy wyprawiają z Ziemią, gdyż był pewien, że Rumfoord poczuje się dotknięty, że odwróci się od Salo i od wszystkich Tralfamadorczyków. Salo obawiał się, że nie zniósłby tego, ponieważ Salo kochał Winstona Nilesa Rumfoorda.
Jego miłość nie miała w sobie ani cienia natarczywości. Krótko mówiąc, nie był homoseksualistą. Nie mógł nim być, ponieważ w ogóle nie miał płci.
Był maszyną, jak wszyscy Tralfamadorczycy.
Był poskładany do kupy za pomocą sworzni, śrub, nakrętek, nitów i magnesów. Mandarynkową skórę Salo, tak wymownie reagującą na wszelkie zakłócenia emocjonalne, można było wkładać i zdejmować jak ziemski kombinezon. Skóra zapinała się na magnetyczny zamek typu ekler.
Salo twierdził, że Tralfamadorczycy sami wytwarzają swoich kolejnych towarzyszy. Nikt nie wiedział na pewno, w jaki sposób powstała pierwsza maszyna.
Legenda na ten temat brzmi następująco:
„Dawno, dawno temu, na Tralfamadorii żyły stworzenia, które w niczym nie przypominały maszyn. Były zawodne. Były mało wydajne. Były niekonsekwentne. Były nietrwałe. Nieszczęsne te stworzenia żyły w obsesyjnym przekonaniu, że wszystko, co istnieje, musi mieć jakiś cel i że niektóre cele są wyższe od innych.
Stworzenia większość swego czasu spędzały na próbach ustalenia, w jakim celu istnieją one same. A ilekroć ustaliły rzekomy cel własnego istnienia, cel ten wydawał im się tak niski, że stworzenia ogarniał niesmak i wstyd.
Aby więc nie musiały służyć niskiemu celowi, postanowiły wybudować maszynę, która mu posłuży. W ten sposób sobie pozostawiały — jedynie służbę celom wyższym. Ilekroć jednak znalazły jakiś wyższy cel, cel ten okazywał się nie dość wysoki.
Skonstruowano więc i maszyny do służenia celom wyższym.
Maszyny zaś robiły wszystko tak doskonale, że w końcu zatrudniono je do ustalania, jakie mogą być wyższe cele istnienia stworzeń.
Maszyny z ręką na sercu odpowiedziały, że stworzenia owe nie mają w gruncie rzeczy żadnego celu.
Wówczas stworzenia zaczęły mordować się nawzajem, gdyż ponad wszystko nienawidziły rzeczy bezcelowych.
Odkryły przy tym, że nawet mordować się nie umieją porządnie. A więc i to zajęcie powierzyły maszynom. Maszyny zaś ukończyły robotę w czasie krótszym, niż trzeba, aby wymówić słowo «Tralfamadoria»„.
Korzystając z obiektywu na desce rozdzielczej swego statku, stary Salo obserwował teraz, jak do Tytana zbliża się pojazd kosmiczny niosący na pokładzie Malachiego Constanta, Beatrycze Rumfoord oraz ich syna Chrono. Pojazd był ustawiony na automatyczne lądowanie u brzegu Morza Winstona.
Zaprogramowany był na lądowanie pośród dwóch milionów posągów istot ludzkich w naturalnych rozmiarach. Salo rzeźbił posągi w tempie około dziesięciu sztuk na ziemski rok.
Posągi koncentrowały się w rejonie Morza Winstona, gdyż wykonane były z tytańskiej odmiany torfu. Okolice Morza Winstona obfitują w torf tytański, który zalega na głębokości zaledwie dwóch stóp pod powierzchnią.
Torf tytański to substancja specyficzna i niezwykle atrakcyjna dla pokornego i oddanego sztuce rzeźbiarza.
Tuż po wykopaniu torf tytański ma konsystencję ziemskiego kitu.
Po godzinnym wystawieniu na światło i powietrze Tytana torf uzyskuje trwałość i twardość gipsu sztukatorskiego.
Po dwóch godzinach staje się twardy jak granit i trzeba go obrabiać zimnym dłutem.
Po trzech godzinach jedynie diament jest w stanie zadrasnąć powierzchnię torfu tytańskiego.
Do stworzenia tak wielkiej liczby rzeźb natchnęły Salo efekciarskie pozy Ziemian. Natchnęły go nie tyle same czynności, co sposoby ich wykonywania.
Ziemianie przez cały czas zachowywali się tak, jakby z nieba obserwowało ich jakieś wielkie oko — i jakby to wielkie oko bez końca łaknęło rozrywki.
Wielkie oko było nienasyconym wielbicielem teatru.
Wielkiemu oku obojętne było, czy na Ziemi grają komedię czy tragedię, czy farsę, czy satyrę, czy zawody lekkoatletyczne, czy wodewil. Żądało jedynie, aby spektakl zrobiony był z rozmachem — dla Ziemian zaś to żądanie było najwyraźniej równie nieodparte, jak siła ciążenia.
Читать дальше