W gazecie rzeczywiscie niewiele napisano. Jak mawial pan Vicenti, w tamtych czasach nie o wszystkim pisano. Pan Grimm byl szanowanym obywatelem, nie wychylajacym sie, za to idealnie wypelniajacym miejsce w tle. Tacy jak on tworza tlum i stanowia zawsze wiekszosc. Z nieprecyzyjnie wyjasnionych powodow jego firma padla. Byly tez inne klopoty finansowe, a potem byl kanal (doslownie). Pan Grimm faktycznie bral zycie powaznie.
Poczynajac od swojego.
Wtedy o samobojcach nie mowiono wcale albo niewiele. Samobojstwo bylo sprzeczne z prawem, co zreszta nieodmiennie zdumiewalo Johnn’ego. Wychodzilo na to, ze jak sie komus nie udalo (na przyklad lina sie urwala albo gaz wylaczyli), to sie trafialo do wiezienia, gdzie mozna sie bylo przekonac, ze zycie naprawde jest radosne i warte, by je zakonczyc w sposob naturalny, bez samopomocy.
Pan Grimm siedzial i patrzyl na niego.
Johnny stwierdzil, ze nic madrego nie wymysli, wiec nic nie mowil. Wsunal za to przenosny telewizorek gleboko w krzaki, majac nadzieje, ze zywa dusza go tam nie znajdzie.
— Potrafi pan go wlaczyc? — upewnil sie Johnny.
— A kto mowi, ze mam zamiar?
Obraz pojawil sie jak na zawolanie, a towarzyszyl mu znany sygnal.
— Wczoraj sie zaczal nowy serial, wiec nie bede streszczal: sami to robia na poczatku — wyjasnil Johnny.
— Widze.
— W takim razie ja juz sobie pojde.
— Wlasnie.
— Mam nadzieje, ze czas szybko bedzie mijal — dodal niepewnie Johnny, odchodzac. — No to… tymczasem.
— Wlasnie.
— Panie Grimm… — Johnny chcial mu powiedziec, ze wlasciwie to moze odejsc, kiedy tylko bedzie mial ochote, ale doszedl do wniosku, ze to bezcelowe.
— Wlasnie.
Chlopak bez slowa odwrocil sie i odszedl.
* * *
Pozostala trojka czekala na niego kolo budki telefonicznej.
— Byl? — spytal zwiezle Yo-less.
— Byl.
— Co robi?
— Oglada telewizje.
— Jak to ostatnio duchy — dodal sentencjonalnie Wobbler.
— Pewnie tak — zgodzil sie Johnny.
— Dobrze sie czujesz?
— Tak, tylko wlasnie sie zastanawiam nad roznica miedzy niebem, a pieklem.
— Cos mi sie nie wydaje, zebys czul sie dobrze.
Johnny zamrugal gwaltownie.
I rozejrzal sie po swiecie.
Nie byl on, scisle rzecz biorac, cudowny. Nie byl, prawde mowiac, nawet mily. A juz zupelnie powaznie rzecz ujmujac, nie byl nawet dobry. Ale byl ciekawy. I nigdy tak do konca nie da sie go poznac — zawsze zaskoczy czyms nowym i niespodziewanym…
— No dobra. — Johnny usmiechnal sie. — To co robimy z tak pieknie rozpoczetym dniem?
Wedlug Wobblera bylo to: „Dzieciaki! Lazic do szkoly i uczyc sie, bo nauka to do wiedzy klucz, a jak sie bedzie mialo duzo kluczy, to mozna zostac woznym. I sluchac mi sie rodzicow”.
Jako paliwa uzywal ziaren prochu strzelniczego, wobec czego jego wynalazek mozna okreslic raczej jako silnik wybuchowy.
Bo E odpadlo.