Terry Pratchett - Johnny i zmarli

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Johnny i zmarli» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Rebis, Жанр: Детская фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Johnny i zmarli: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Johnny i zmarli»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Johnny widzi zmarłych ludzi. Dlatego jego przyjaciele zaczynają go podejrzewać o chorobę umysłową. Okazuje się że Johnny widzi zmarłych którzy proszą go o pomoc w misji ratowania cmentarza, który już niedługo ma zostać rozebrany. W tej sytuacji Johnny robi wszystko, by jego martwi przyjaciele nie stracili swojego domu.

Johnny i zmarli — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Johnny i zmarli», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Moze bysmy zagrali w „Rozkazy”?

— To juz lepiej od razu isc po prosbie — parsknal Yo-less.

— Obok mnie znaja ciekawsza odmiane — zawtorowal mu Bigmac. — Nazywa sie: „Daj piataka albo pozegnaj sie z kolem”.

— No to pozostaje nam tylko wyjsc na ulice — ocenil trzezwo Wobbler.

— Gdzie bedzie pelno przebierancow dracych sie wnieboglosy.

— Kilku wiecej niczego nie zmieni — zauwazyl zgodnie z prawda Johnny.

— Czyli postanowione — ucieszyl sie Wobbler. — Sluchajcie wszyscy: robimy zjazd! Zjezdzamy do…

* * *

Rzeczywiscie — Centrum Handlowe imienia N. Armstronga pelne bylo ludzi, ktorym skonczyla sie wyobraznia na halloweenowych imprezach. Chodzili grupami, przygladali sie ubiorom innych i komentowali, czyli zachowywali sie jak co dzien. Jedyna roznice stanowilo to, ze okolica wygladala niczym jedyny nocny sklep w Transylwanii.

W neonowym blasku snuli sie zombi, wiedzmy chichotaly do kawalerow, mumie zjezdzaly po poreczach, a wampiry gawedzily wsrod sztucznej zieleni, poprawiajac sobie co chwila wypadajace uzebienie. Pani Tachyon spokojnie gmerala w koszu na smieci w poszukiwaniu nie calkiem zepsutych puszek.

Rozowe wdzianko Johnny’ego wzbudzilo spore zainteresowanie, na szczescie bez propozycji, jakie sugerowal kolorek.

— Widziales ostatnio jakichs zmarlych? — spytal „Baron” Yo-less, korzystajac z nieobecnosci Bigmaca i Wobblera, ktorzy poszli kupic cos do jedzenia.

— Setki — odparl szczerze Johnny.

— Nie chodzi mi o imitacje.

— „Ich” nie widzialem. Martwie sie, zeby im sie cos nie stalo.

— Sa martwi! Jezeli istnieja, oczywiscie — jeknal Yo-less. — Nic ich nie przejedzie, nikt ich nie obrabuje. Uratowales ich cmentarz, to o czym jeszcze maja z toba gadac. Wiesz, miedzy wami faktycznie istnieje roznica pokolen…

— Chce ktorys owocowego weza? — spytal Wobbler. — Marcepanowe czaszki tez sa niezle…

— Wracam do domu — zdecydowal Johnny. — Cos jest nie tak, tylko nie wiem co.

Obok przeleciala dziesiecioletnia narzeczona Frankensteina.

— Musze przyznac, ze nie jest tu zbyt zabawnie — ocenil Wobbler. — Leci w telewizji jakis film o wampirach, to mozna go obejrzec.

— A pozostali? — zauwazyl Bigmac, bo reszta imprezowiczow rozmyla sie w tlumie.

— Wiedza, gdzie mieszkam — stwierdzil rzeczowo Wobbler, obserwujac zakrwawionego ghoula zajadajacego ze smakiem lody.

— A o jakich wampirach ten film? — spytal Bigmac, przygladajac sie raczkujacej mgle.

— Komputerowych — wyjasnil Wobbler. — Pelno ich w okolicy.

— Spijaja, co sie da — dodal Yo-less. — Najchetniej sok owocowy. Z dowolnych owocow, nie, Wobbler?

— Kazdy lubie — przyznal Wobbler. — Hej, dlaczego idziemy tedy?

— A tak w ogole to gdzie jestesmy, bo w tym tumanie trudno sie zorientowac? — spytal Bigmac.

— To nie tuman, tylko mgla znad kanalu — wyjasnil Johnny.

Wobbler stanal.

— Nie! — stwierdzil kategorycznie.

— Tedy jest blizej — zauwazyl Johnny. — Bedziemy szybciej.

— To na pewno, bo bede biegl!

— Wobbler, nie wyglupiaj sie.

— Jest Halloween!

— No to co? Sam sie przebrales, to czego sie boisz? Inni tez moga, nie?

— Nie ide dzis w nocy przez cmentarz! — Wobbler zignorowal pytanie.

— Tak samo sie idzie jak w dzien.

— Niech ci bedzie. Idzie sie tak samo, ale ja sie zmienilem.

— Boisz sie? — zainteresowal sie Bigmac.

— Bo co?

— Bo nic, zapytac nie mozna?

— Prawde mowiac, to troche ryzykowne — odezwal sie „Baron” Yo-less.

— Wlasnie, ryzykowne — potwierdzil Wobbler.

— No bo nigdy nic nie wiadomo — wyjasnil Yo-less.

— Wlasnie, nie wiadomo — powtorzyl Wobbler.

— Wobbler, przestan robic za echo — zaproponowal Johnny. — A wy przestancie. To jest uliczka w naszym miescie. Ma latarnie, budke telefoniczna… no, wszystko co trzeba. A ja po prostu musze sprawdzic, bo mi to spokoju nie daje. W koncu jest nasz czterech, nie? To chyba cos znaczy?

— Owszem — zgodzil sie Wobbler. — Znaczy, ze cos zlego moze sie zdarzyc cztery razy.

Poniewaz rozmawiali, caly czas idac, w zascielajacej ulice mgle mogli juz dostrzec latarnie oswietlajaca budke telefoniczna niczym samotna gwiazda. Mgla takze tlumila dzwieki i bylo to tym bardziej slychac, ze wszyscy zamilkli.

Johnny nasluchiwal, ale nie bylo nawet tej ciszy, ktora wywoluja zmarli.

— Widzicie? — szepnal. — Mowilem…

Ktos kaszlnal.

Daleko i glosno.

Nagle wszyscy czterej sprobowali zajac ten sam kawalek przestrzeni.

— Martwi nie kaszla! — syknal Johnny.

— W takim razie ktos jest na cmentarzu! — wywnioskowal Yo-less.

— Hieny cmentarne! — ucieszyl sie nie wiadomo czemu Wobbler.

— Albo zlodzieje cial — dodal wcale nie ucieszony Bigmac.

— Moga tez byc satanisci — dolaczyl Yo-less. — Czytalem w gazecie, ze do rytualow uzywaja cial zmarlych.

— Zamknijcie sie! — polecil Johnny.

Polecenie zostalo wykonane.

— To nie bylo na cmentarzu, tylko gdzies w fabryce! — wyjasnil Johnny.

— Przeciez jest srodek nocy! — zauwazyl rozsadnie Yo-less.

Podkradli sie blizej i po drodze natkneli sie na furgonetke. Woz stal w zupelnej ciemnosci.

— Jesli dobrze pamietam, hrabia Drakula nigdy nie zajmowal sie prowadzeniem furgonetki — odetchnal Johnny.

— A jesli zachcialo mu sie zadebiutowac… — mruknal Bigmac.

Gdzies we mgle cos metalicznie brzeknelo.

— Wobbler? — Johnny mial nadzieje, ze mowi spokojnym glosem.

— Tak?

— Powiedziales, ze bedziesz biegal. Obawiam sie, ze powiedziales to w zla godzine: gnaj do domu pana Atterbury’ego i powiedz mu, zeby natychmiast tu przybyl.

— Co? Sam?

— Sam bedziesz biegl znacznie skuteczniej — zauwazyl Johnny.

— Prawda — przytaknal Yo-less.

Wobbler poslal mu przestraszone spojrzenie, ale nie odezwal sie slowem.

— O co wlasciwie chodzi? — spytal Yo-less, gdy umilkl lomot butow Wobblera.

Tym razem nie sposob bylo nie rozpoznac halasu — mgla go wyciszyla, ale bez dwoch zdan byl to warkot zapuszczanego poteznego silnika diesla.

— Ktos sie dobral do spychacza! — ocenil Bigmac. — Gdzie on go chce sprzedac?

— Watpie, zeby ktos go kradl — ostudzil go Johnny. — Tu chodzi o cos gorszego, chodzcie!

— Sluchaj, jesli ktos we mgle jezdzi spychaczem bez swiatel, to cos tu jest mocno nie tak. — Do Yo-lessa dotarla powaga sytuacji. — Nie podoba mi sie to wszystko!

Piecdziesiat metrow od nich zaplonely reflektory, ledwo widoczne zreszta w gestej mgle.

— Teraz lepiej? — spytal Johnny, kryjac usmiech.

— Nie!

Swiatla drgnely — wraz z cala maszyna ruszyly w strone ogrodzenia cmentarza. Johnny poczekal, az szufla z brzekiem dotarla do muru, po czym podbiegl do boku spychacza i wrzasnal:

— Laaa!

Silnik zamarl.

— Zmiataj! — polecil szeptem Yo-lessowi. — Grzej i powiedz komus, co sie dzieje!

Z kabiny wyskoczyl jakis mezczyzna, zobaczyl dwie sylwetki i podszedl do nich.

— Tym razem wpadliscie w powazne klopoty, gowniarze — oznajmil chrapliwie.

Johnny odruchowo sie cofnal i poczul, ze ktos lapie go za ramiona.

— Slyszales? — rozlegl sie przy jego uchu zlosliwy glos. — Lepiej byloby, jakbys niczego nie widzial. Bo to wszystko twoja wina, a wiemy, gdzie mieszkasz… A ty gdzie?

Z niespodziewana zrecznoscia zlapal Yo-lessa za ramie, puszczajac rownoczesnie jedno ramie Johnny’ego.

— Wiesz, co mysle? — zaczal filozoficznie kierowca spychacza. — Se mysle, ze dobrze, zesmy tu szli, bo zesmy ich dupli, tylko szkoda, ze najpierw pojezdzili po cmentarzu, nie? Ta dzisiejsza mlodziez, jak to mowia w telewizji. Dobrze se mysle?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Johnny i zmarli»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Johnny i zmarli» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Danielle Steel - Johnny Angel
Danielle Steel
Danielle Steel
Terry Pratchett - Johnny i bomba
Terry Pratchett
Terry Pratchett
Terry Pratchett - Johnny and the Bomb
Terry Pratchett
Terry Pratchett
Terry Pratchett - Johnny And The Dead
Terry Pratchett
Terry Pratchett
Отзывы о книге «Johnny i zmarli»

Обсуждение, отзывы о книге «Johnny i zmarli» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x