Terry Pratchett - Johnny i zmarli

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Johnny i zmarli» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Rebis, Жанр: Детская фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Johnny i zmarli: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Johnny i zmarli»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Johnny widzi zmarłych ludzi. Dlatego jego przyjaciele zaczynają go podejrzewać o chorobę umysłową. Okazuje się że Johnny widzi zmarłych którzy proszą go o pomoc w misji ratowania cmentarza, który już niedługo ma zostać rozebrany. W tej sytuacji Johnny robi wszystko, by jego martwi przyjaciele nie stracili swojego domu.

Johnny i zmarli — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Johnny i zmarli», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Poza tym kazdy by tu chcial pracowac — powiedzial Bigmac. — Potrzebne przynajmniej srednie wyksztalcenie z wysoka srednia.

— Zeby sprzedawac hamburgery?!

— Duza konkurencja — wyjasnil mu rzeczowo Bigmac. — Zamykaja wszystkie fabryki w okolicy. Nikt niczego nie produkuje, bo ludzie nie maja pracy.

— To kto robi to wszystko, czego pelne sa sklepy?

— Chinczycy, Tajwanczycy, Koreanczycy… — zaczal Yo-less i zmienil temat. — Johnny, jestes z nami duchem, czy tylko fizycznie?

— Co?!

— Od dluzszej chwili gapisz sie intensywnie w szybe, wiec wolalem sie upewnic.

— Wlasnie — dolaczyl sie Wobbler. — Co sie dzieje? Z cmentarza przyszli po porcje na wynos?

— Nie.

— To nad czym tak gleboko myslales?

— Nad kciukami. — Johnny tym razem wpatrzyl sie w sciane.

— O czym?!

— Co: o czym? — spytal, budzac sie ponownie.

— O jakich kciukach?

— Aa… o zadnych.

— Dobrze sie czujesz?… Zreszta po co pytam, widac…

— Kazdy ma prawo myslec, Wobbler. Choc nie wszyscy z tego prawa korzystaja — pouczyl go Yo-less. — Podobno ostatniej nocy byla dyskusja o sprzedazy cmentarza. Matka mowila, ze ludzie sa zli, a pastor William twierdzil, ze kazdy, kto tam cokolwiek zbuduje, bedzie przeklety do siodmego pokolenia.

— On zawsze tak twierdzi — zlekcewazyl Wobbler. — Zreszta watpie, zeby to zmartwilo taka wielka firme. W najgorszym razie maja wiceprezesa do spraw bycia przekletymi. Pewnie sie juz przyzwyczaili.

— A on pewnie zleca wszystko sekretarce — dodal Bigmac.

— Wiem, ze to nic nie zmieni — zgodzil sie Yo-less. — Jak skoncza rozbiorke fabryki, wezma sie za cmentarz.

— Czy ktokolwiek wie, czym sie zajmuje ten caly United Acostam? — spytal Wobbler.

— W gazetach pisalo, ze to miedzynarodowa firma zajmujaca sie odtwarzaniem i poprawianiem informacji, cokolwiek to znaczy — przypomnial sobie Yo-less. — Maja tez zapewnic trzysta miejsc pracy.

— Dla tych, co pracowali przy produkcji butow? — zdziwil sie Bigmac.

— Nie wydurniaj sie. — Yo-less wzruszyl ramionami. — Johnny, co ci jest?

— Co?

— Pytam, co ci jest, bo gapisz sie w te sciane, jakby tam bylo cos ciekawego.

— Co?… A, nic… Wszystko w porzadku.

— Ci martwi zolnierze go wytracili z rownowagi — zaryzykowal Wobbler.

— Johnny, to minelo. Szkoda, ze zgineli, ale to historia. Nic na to nie poradzimy… i prawde mowiac, to ma niewiele wspolnego z terazniejszoscia…

* * *

Pani Ivy Witherslade gawedzila z siostra z budki na Cemetery Road, gdy ktos zniecierpliwiony zastukal w szybe. Bylo to o tyle dziwne, ze wokol nie bylo nikogo widac. Niemniej w budce zrobilo sie nagle zimno i nieprzyjemnie, czym predzej wiec skonczyla relacje z wizyty u ortopedy i szybkim krokiem pomaszerowala do domu.

Gdyby Johnny byl w budce (lub w jej bezposrednim sasiedztwie), slyszalby to, co nastapilo pozniej. Poniewaz go nie bylo, nikt z zyjacych nie slyszal nic poza szumem wiatru, a juz na pewno nie slyszal nastepujacej wymiany zdan:

— Kto jak kto, ale pan, panie Fletcher, powinien wiedziec. W koncu pan to wymyslil.

— Coz… powiedzmy: usprawnilem.

— A wiec rzeczywiscie wymyslil to Aleksander Graham Bell?

— Istotnie, Alderman.

— No prosze! A myslalem, ze sir Humphrey Telephone…

Sluchawka pozostala na widelkach, ale z wnetrza aparatu dobiegly trzaski i iskrzenie.

— Chyba opanowalem zasade polaczen, pani Liberty…

— Ja bede mowil! Glos ludu musi byc wysluchany!

Na wewnetrznych sciankach budki telefonicznej zaczal sie osadzac szron.

— W zadnym wypadku. Pan jest bolszewikiem, drogi panie!

— To co w takim razie wynalazl sir Humphrey Telephone?

— Panie Fletcher, niech pan bedzie tak dobry i zacznie te elektryczna komunikacje!

* * *

Niewiele jest miejsc, w ktorych mozna pobyc. Wlasciwie tylko cztery: bar, J J Software, fontanna i sklep z nagraniami zwany Groovy Sounds.

Z baru wyszli, bo nawet Wobbler nie byl w stanie bez przerwy jesc.

Do J J Software chwilowo mieli zakaz wstepu, poniewaz Wobbler przedwczoraj kolejny raz rozdal piracka wersje najnowszej gry komputerowej, co ponownie doprowadzilo wlasciciela do furii.

Fontanna stala wsrod marniejacych drzew, totez postanowili dac jej spokoj.

Pozostal wiec jedynie sklep muzyczny, rownie atrakcyjny jak jego nazwa (Ciasne Dzwieki). Yo-less uparl sie jednak, ze uzupelni sobie kolekcje, co bylo jakas motywacja.

— „Slynne brytyjskie orkiestry dete” — przeczytal Wobbler, zagladajac mu przez ramie. — Cos ci sie stalo ze sluchem? Czy z reszta glowy tez?

— To calkiem dobra muzyka — obruszyl sie Yo-less. — Jest tu nawet „The Floral Dance” w wykonaniu orkiestry naszej fabryki butow.

— W zasadzie gdybys nie byl czarny, to bym na ciebie doniosl rastafarianom — stwierdzil ze smutkiem Wobbler.

— Lubisz reggae i bluesa, prawda? Lubisz. Czy ja sie ciebie za to czepiam?

— To co innego…

Johnny, z pewnym rozbawieniem przysluchujacy sie tej wymianie pogladow muzycznych, nagle zamarl. Dobiegl go bowiem znajomy glos pani Sylvii Liberty plynacy z glosnika.

Radio stalo na ladzie. Nastrojone bylo na lokalna stacje Wonderful Radio, w ktorej akurat szedl program Mike’a Mikesa, czyli dwie godziny muzyki, telefonow i informacji drogowych. Tym razem tematem audycji, a wiec i telefonow, byla propozycja rady, by przerobic stary Targ Rybny na cos tam. Wiadomo, ze rada i tak postawi na swoim, ale przynajmniej ludzie moga sobie popsioczyc.

— Powiedzialam „halo”! Tu Sylvia Liberty uzywajaca elektrycznego telefonu! Halo?

… nie powinno byc dozwolone, tak, panie, nie powinno…

…bzzzt… trzask… pstryk…

— Domagam sie natychmiastowej reakcji! Targ Rybny jest calkowicie pozbawiony jakiegokolwiek znaczenia!

…ee… tego… i…

* * *

Mike Mikes, siedzacy w studiu na szczycie budynku Towarzystwa Ubezpieczeniowego, popatrzyl z napieciem na technika. Technik wpatrywal sie z rownym napieciem w centralke telefoniczna. Nie mial zadnego sposobu odciecia tej calej Liberty, bo jej glos szedl rownoczesnie wszystkimi laczami.

— Hmm… ona jest na wszystkich liniach telefonicznych — poinformowal spikera, uzywajac wewnetrznego obwodu lacznosci.

— Aha, wreszcie! Sluchaj, mlody czlowieku, i nie probuj mnie odlaczyc, czy zagluszyc tym swoim fonografem! Rozumie pan, ze niewinni obywatele sa represjonowani (pstryk… brrrt… wzuu… fizzz) wieloletnia sluzba spoleczenstwu (wziut… klik) jedynie dlatego, ze przypadek urodzenia (whipwhipwhip… bzzzzz… trach) posluchac mlodego Johnny’ego (pstryk… fizzz…). Wracamy… przestan w tej chwili, Williamie, jestes niczym wiecej, tylko bolszewickim agita…

Reszty zdania nikt nie uslyszal, poniewaz zdesperowany technik wyciagnal wszystkie mozliwe wtyczki i wyrznal w centralke mlotkiem.

* * *

Johnny i pozostali oderwali sie od radioodbiornika.

— Czasami dzwonia prawdziwi wariaci — w glosie Wobblera slychac bylo autentyczne uznanie. — Sluchaliscie kiedy nocnego programu Szalonego Jima „Late Night Explosion”?

— On wcale nie jest szalony, tylko mowi, ze jest — skrzywil sie Yo-less. — Puszcza tylko stare kawalki i wrzeszczy „joj” i inne takie. To nie jest szalenstwo, tylko patetyzm.

— Co?

— No, jak ktos jest patetyczny. Przeciez mowie: patetyzm.

— Aha — to byl Wobbler.

— Aha — to byl Bigmac.

— Aha — to byl Yo-less.

A to byla cisza.

Wszyscy wyczekujaco spogladali na Johnny’ego.

— Hm… — zagail Wobbler.

— Tego… — dolaczyl Bigmac.

— To byli oni, tak? — sprecyzowal Yo-less.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Johnny i zmarli»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Johnny i zmarli» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Johnny i zmarli»

Обсуждение, отзывы о книге «Johnny i zmarli» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x