Terry Pratchett - Johnny i zmarli

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Johnny i zmarli» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Rebis, Жанр: Детская фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Johnny i zmarli: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Johnny i zmarli»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Johnny widzi zmarłych ludzi. Dlatego jego przyjaciele zaczynają go podejrzewać o chorobę umysłową. Okazuje się że Johnny widzi zmarłych którzy proszą go o pomoc w misji ratowania cmentarza, który już niedługo ma zostać rozebrany. W tej sytuacji Johnny robi wszystko, by jego martwi przyjaciele nie stracili swojego domu.

Johnny i zmarli — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Johnny i zmarli», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jak zwykle rozmowa, a raczej przemowa matki do babci zaczela wpedzac Johnn’ego w depresje. Byla dokladnie taka sama jak tydzien temu, tydzien wczesniej i jeszcze tydzien przedtem. Zrobil wiec to co zwykle, czyli wyszedl na korytarz i podszedl do drzwi prowadzacych do ogrodu. Z braku konkretnego zajecia zaczal sie zastanawiac nad ostatnimi wydarzeniami.

W szkole nigdy o duchach nie mowili, a nie znal nikogo z podobnymi doswiadczeniami (nawet ze slyszenia). Wlasciwie dlaczego to jemu przytrafialy sie takie dziwne historie — naprawde mu na tym nie zalezalo. Nie staral sie, a jakos tak wychodzilo, ze zycie mu sie z zasady bardziej komplikowalo niz innym. Ciekawe, dlaczego tak sie…

„T. Atkins.”

Nazwisko uderzylo go po oczach niczym solidny mlotek, choc tkwilo nieruchomo na kartce wsunietej w przykrecona do drzwi ramke. Do drzwi, obok ktorych wlasnie przechodzil. Przez sekunde (albo dwie) zdawalo sie wypelniac caly swiat.

Potem wrocilo do normalnych rozmiarow.

Coz, nie jeden Atkins na tym swiecie…

No, stajac przed zamknietymi drzwiami, na pewno sie nie dowie, czy to ten T. Atkins, moze wiec zapukac…?

— Otworz drzwi, slonko — czyjs glos skutecznie sprowadzil go do rzeczywistosci. — Mam obie rece zajete…

Za nim stala korpulentna Murzynka z nareczem bielizny poscielowej. Johnny bez slowa skinal glowa i zlapal za klamke.

Pokoj byl mniej wiecej pusty — na pewno w kazdym razie nie bylo w nim nikogo.

— Widze cie tu co tydzien, jak odwiedzasz babcie — poinformowala go pielegniarka, rzucajac posciel na rozebrane lozko. — Dobry chlopiec z ciebie, ze tak czesto przychodzisz.

— Uhmm…

— A czego ty bys chcial?

— Myslalem, ze porozmawiam z panem Atkinsem… — zaczal niepewnie i nagle go olsnilo: — Robie do szkoly projekt o Blackbury Pals’.

Gdy ktos robil (lub mowil, ze robi) projekt do szkoly, mogl liczyc na bezkarnosc w zwiazku z najglupszymi pytaniami i wyjatkowa swobode.

— A kto oni byli, slonko?

— Grupa zolnierzy… Pan Atkins byl jednym z nich. Gdzie moge go znalezc?

— On wczoraj zmarl, slonko. Mial dziewiecdziesiat siedem lat. Znales go?

— Nie bardzo.

— Byl tu dlugo. Mily staruszek, mawial, ze jak umrze, to wojna naprawde sie skonczy, taki zart. Pokazywal nam swoja ksiazeczke wojskowa i mowil, ze Tommy Atkins to wlasnie on, i ze jak go nie bedzie, to to wszystko sie skonczy. Przewaznie sie przy tym smial.

— O co mu chodzilo?

— Pojecia nie mam, slonko. Tez sie wtedy usmiechalam, wiesz, jak to jest… — Usmiechnela sie i zabrala do scielenia lozka. Przy tej okazji wyciagnela spod mebla kartonowe pudelko. — To jego rzeczy, mysle, ze mozesz je obejrzec. Nikt go nigdy nie odwiedzal poza przedstawicielem British Legion, regularnie w kazde Boze Narodzenie, niech ich Bog blogoslawi. Prosili o jego odznaczenia, no ale skoro projekt, to mozesz to obejrzec.

I zajela sie reszta pokoju.

Johnny zas zajal sie pudelkiem.

W srodku znajdowalo sie pare osobistych drobiazgow: fajka, puszka z tytoniem, spory scyzoryk, album z pobrazowialymi zdjeciami kwiatow, zagonow ogorkow i francuskich panienek w ubiorach kiedys zapewne uwazanych za bardzo smiale. Miedzy kartki wlozone byly pozolkle wycinki prasowe. Do tego bylo tam jeszcze male drewniane pudelko z odznaczeniami starannie pozawijanymi w papier toaletowy. A na samym dnie lezala fotografia, taka sama jak w gazecie. Johnny ostroznie ja wyjal i odwrocil. Dawno temu ktos napisal fioletowym atramentem: „Starzy Kamraci!!! To my, kajzer, jakbys byl rozsadny, to juz bys zwiewal.”

A pod spodem trzydziesci podpisow.

Obok dwudziestu dziewieciu z nich ktos olowkiem narysowal male krzyze.

— Wszyscy sie podpisali — mruknal Johnny.

— Co mowisz, slonko?

— Podziwiam zdjecie.

— A tak. Pokazywal mi je kiedys. To z wojny.

T. Atkins na fotografii wygladal troche jak Bigmac, tyle ze Bigmac mial nieco mniej odstajace uszy i zdecydowanie krotsza fryzure (o fryzjerze lepiej sie nie wypowiadac). No i Bigmac sie tak sztucznie nie usmiechal.

— Czesto o nich mowil — przypomniala sobie pielegniarka. — W poniedzialek jest pogrzeb… Chcial, zeby go spalic. Zawsze ktoras z nas idzie na pogrzeb… Tak sie nalezy, prawda?

* * *

W nocy z soboty na niedziele Johnny mial sny.

Najpierw snilo mu sie, ze Rod Serling idzie High Street w Blackbury, lecz w chwili, gdy ma zaczac mowic do kamery, nad ramionami wyrastaja mu Bigmac, Yo-less i Wobbler z komentarzami w stylu: „O czym ta ksiazka?”, „Przewroc kartke, bo juz przeczytalem!”, „Nie ciezko ci z ta kniga? Kupilbys sobie pocket-booka”.

Potem snil o kciukach.

W koncu sie obudzil i jak zwykle, pierwsze, co zobaczyl, to prom kosmiczny, wiszacy pod sufitem w ciaglym locie nurkowym, bo jeden zaczep sie urwal. Co prawda stalo sie to ze dwa lata temu, ale ciagle byly pilniejsze zajecia.

Gdy wrocil z Wizyty, dziadek mial dla niego jakas wiadomosc. Informacja zostala tak przekazana, ze wyszlo cos w rodzaju: Wobbler (z tym ze nie na pewno) dzwonil z jakas dziwna wiadomoscia (ktorej tresc ulegla zapomnieniu), byc moze na temat robienia sztuczek (albo innych kawalow). Naturalnie Johnny, czyli teoretyczny adresat, nie mial zielonego pojecia, kto dzwonil i po co.

* * *

Stojacy przy lozku zegar z radiem (naprawiony!) wyswietlal 2:45. Nie ulegalo watpliwosci, ze w najblizszym czasie Johnny nie zasnie. Rad nie rad wlaczyl wiec radio ustawione na lokalna stacje.

— Hejahejahejahej! Nastepnym rozmowca waszego Szurnietego Wuja Jima w Kaciku Problemow jeeeeest…

Johnny zamarl. Cos mu mowilo, ze wie, co teraz nastapi.

— William Stickers, Szalony Jimie.

— Czesc, Bill. Tak brzmisz, jakbys mial depresje.

— Gorzej, Jim: jestem martwy.

— To sie dopiero nazywa byc w dolku. Chcesz nam o tym opowiedziec?

— To milo, ze rozumiesz, towarzyszu, wiec…

Johnny, naciagajac dres, bynajmniej nie byl zdumiony zrozumieniem ze strony Szalonego Jima, do ktorego po nocy ostatnio wydzwaniala na przyklad kobieta przekonana, ze jest rolka papieru toaletowego. I nie byl to najciezszy przypadek ostatniego miesiaca.

Johnny wylaczyl radio z budzikiem, wlaczyl radio w walkmanie i zalozyl buty. Ciagu dalszego sluchal juz po drodze.

— …a teraz slysze, ze w ogole nawet nie ma Zwiazku Sowieckiego. Co tu sie porobilo?

— Cos mi sie zdaje, ze nie bardzo zwracales uwage na to, co sie wokol dzieje, Bill. Jasne, mowiles, ze byles martwy. Ale teraz znowu jestes zywy, tak? — glos Szalonego Jima byl leciutko rozbawiony, jak zawsze, kiedy mial do czynienia z ciezkim przypadkiem i czul, ze reszta sluchaczy zaczyna go sluchac z wieksza uwaga.

— Nie. Wciaz jestem martwy…

Johnny wzial zakret i pognal wzdluz John Lennon Avenue.

— W takim razie powiedz nam, Bill, jak to jest byc martwym?

— Jak? Nadzwyczaj nudno.

— Pewien jestem, ze wszyscy chcieliby to wiedziec: Bill, sa tam anioly?

Johnny jeknal i skrecil w Eden Road.

— Jakie znowu anioly?! Nie ma zadnych aniolow!

Johnny wpadl na Woodville Road, bijac wlasny rekord szybkosci.

— No nie — jeknal Szalony Jim. — Mam nadzieje, ze tych paskudow z widlami tez nie ma?

— Czlowieku, o czym ty bredzisz? Jestesmy tylko my: stary Tom Bowler, Sylvia Liberty i cala reszta…

Johnny’emu spadly sluchawki w wyniku bezposredniego spotkania z krzakiem laurowym, totez umknal mu fragment rozmowy, zanim je ponownie nalozyl. W tym czasie Szalony Jim poprosil Stickersa o wybranie piosenki.

— „Czerwony Sztandar”, Bill? Kto to spiewa? Chyba nie slyszalem.

— To „Miedzynarodowka”, nieuku! Piesn uciskanych mas pracujacych!

— Ni cholery mi sie nie kojarzy. Ale dla ciebie i wszystkich zmarlych na swiecie — sadzac z tonu Szalonego Jima, Stickers zostal odlaczony od dostepu do anteny — a poniewaz w koncu wszyscy tak skonczymy… oto cos ze skarbnicy Michaela Jacksona… „Thriller”!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Johnny i zmarli»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Johnny i zmarli» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Johnny i zmarli»

Обсуждение, отзывы о книге «Johnny i zmarli» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x