Terry Pratchett - Johnny i zmarli

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Johnny i zmarli» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Rebis, Жанр: Детская фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Johnny i zmarli: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Johnny i zmarli»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Johnny widzi zmarłych ludzi. Dlatego jego przyjaciele zaczynają go podejrzewać o chorobę umysłową. Okazuje się że Johnny widzi zmarłych którzy proszą go o pomoc w misji ratowania cmentarza, który już niedługo ma zostać rozebrany. W tej sytuacji Johnny robi wszystko, by jego martwi przyjaciele nie stracili swojego domu.

Johnny i zmarli — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Johnny i zmarli», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

To naprawde dzialalo niczym magiczne zaklecie — gdyby Saddam Husajn wpadl na pomysl i oglosil, ze robi projekt zwiazany z Kuwejtem, mialby znacznie prostsze zycie…

— Tak. Moge pana popytac?

— Oczywiscie. — Mezczyzna siadl na lawce, wyciagajac sztywniejsza noge i starannie ukladajac obok siebie oba opakowania.

Johnny ze zdumieniem stwierdzil, ze jest w wieku dziadka, ale o czerstwej, opalonej twarzy kogos, kto od dawna dba o siebie i kto ma na czole wypisane „oficer”.

— No tak… Atkins mawial, ze jest „tym” Atkinsem — zaczal Johnny. — Wiem o Blackbury Pals’ Battalion, wiem, ze tylko on przezyl, ale nie mam pojecia, o co moglo mu chodzic w tej sprawie…

— Wiesz o kompanii, powiadasz. Skad?

— Czytalem w starych gazetach w bibliotece.

— A o Tommym Atkinsie nie wiesz.

— No, cos tam o nim wiem…

— Nie. Mam na mysli nie osobe, lecz nazwisko. Dlaczego Thomas byl taki dumny ze swego nazwiska? Co to nazwisko znaczylo?

— Prawde mowiac, nie rozumiem, o czym pan mowi.

— Czego dzisiaj w tych szkolach ucza!

Johnny nie odpowiedzial, uznajac (i slusznie), ze to nie bylo pytanie.

— Widzisz… w czasie wielkiej wojny, pierwszej wojny swiatowej, jak ja potem nazwano, kiedy nowy rekrut zglaszal sie do wojska, dostawal do wypelnienia ksiazeczke wojskowa, chyba ze nie umial pisac; wtedy wypelniano ja za niego. Zeby pomoc w jej wypisaniu, wojsko zrobilo cos w rodzaju wzorca, i tam, gdzie nalezalo wpisac nazwisko i imie, dla ulatwienia wypisano „Thomas Atkins”. Moglo to byc zupelnie inne nazwisko, na przyklad John Smith, ale wybrano Tommy’ego Atkinsa i to sie przyjelo jako zart. Tommy Atkins stal sie synonimem zwyklego szeregowca. Jego zdrobnienie: Tommy albo British Tommy stalo sie okresleniem popularnym na calym swiecie.

— Czyli… w pewnym sensie wszyscy zolnierze byli Tommym Atkinsem?

— Mozna tak powiedziec, choc, to nieco naciagane…

— Ale on byl autentyczny. Palil fajke i tak dalej…

— Wojsko uzylo akurat tego nazwiska ze wzgledu na jego popularnosc, totez i Tommy Atkins musial sie trafic. Wiem, ze byl z tego bardzo dumny. Mowil mi o tym wielokrotnie.

— Czy on byl ostatnim walczacym w tej wojnie?

— Dobry Boze, nie! Natomiast na pewno ostatnim zyjacym w tej okolicy… ostatnim ze swego oddzialu… Byl troche dziwny, ale coz…

Cos sie zmienilo w powietrzu. Jakby ktos wzial garsc ciszy, rozciagnal ja i tracil niczym strune gitary. Johnny rozejrzal sie nieco nerwowo.

Na lawce siedzieli we trzech.

Tommy Atkins byl w mundurze. Troche luznym i nieco wyplowialym, ale zawsze. A na kolanach trzymal przepisowy szeroki kapelusz. Wciaz byl stary, jego szyja wystawala z kolnierzyka mniej wiecej tak jak u zolwia, ale dostrzegl Johnny’ego. Mrugnal do niego porozumiewawczo i na powrot wpatrzyl sie w ulice prowadzaca do parkingu.

Za plecami Johnny’ego zmarli cicho opuscili kaplice: starsi przez sciany, mlodsi — pchani sila przyzwyczajenia — przez drzwi, po czym staneli, takze wpatrujac sie w glab ulicy.

A tam, maszerujac przez samochody i parking, zblizal sie Blackbury Pals’ Battalion.

Rozdzial szosty

Oddzial w defiladowym szyku wykonal przepisowe „w prawo zwrot” i rowniutko trzymajac krok, maszerowal dalej.

Zaskoczony ich mlodym wygladem Johnny spojrzal na Atkinsa — ten tez wygladal jak na slynnej fotografii. Rzesko wstal, nalozyl kapelusz mundurowy i pomaszerowal w strone ulicy. Przy krawezniku odwrocil sie i zasalutowal — zmarlym i Johnny’emu.

A potem, gdy oddzial go mijal, zajal zgrabnie miejsce w szeregu i pomaszerowal wraz z nimi. Wydawalo sie, ze nie maszeruja szybko, ale po paru sekundach nie pozostal po nich nawet slad ducha.

— Wraca do Francji — powiedzial niespodziewanie dla samego siebie Johnny.

Weteran mowiacy cos caly czas zamilkl nagle.

— Co mowiles, chlopcze? — spytal po chwili.

— Tommy Atkins. Wraca do Francji.

— Skad wiesz?

Dopiero w tym momencie Johnny zrozumial, ze mowi na glos.

— No…

— Chyba pielegniarka ci powiedziala — usmiechnal sie przedstawiciel British Legion. — Tak polecil w testamencie… Chcesz chusteczke?

— Co?… a, nie, mam wlasna. — Johnny otarl mokre nie wiedziec czemu oczy i dodal: — Mowila o tym.

— Zawozimy go w tym tygodniu. Zostawil mape z dokladnymi instrukcjami. — Wojskowy poklepal pudelko zawierajace prochy T. Atkinsa. — Chcial, by rozrzucono jego prochy bez zadnej ceremonii…

— Tam… gdzie zgineli pozostali?

— Wlasnie. Caly czas ich wspominal…

— Przepraszam…

— Tak?

— Jestem John Maxwell, czy moglbym poznac panskie nazwisko?

Zapytany wyprostowal sie i podal mu dlon.

— Ronald Atterbury.

Uscisneli sobie prawice.

— Jestes wnukiem Artura Maxwella? — spytal mezczyzna. — Pracowal w fabryce butow. Tam sie poznalismy…

— Mam pytanie… — Johnny z gory znal odpowiedz, ale by ja uslyszec, musial wpierw zapytac. — Czy jest pan krewnym sierzanta Atterbury? Z tego batalionu…

— Byl moim ojcem.

— Aha.

— Nigdy go nie widzialem. Ozenil sie z moja matka krotko przed wyruszeniem na front. Wtedy takie rzeczy byly normalne. Nigdy nie wrocil… Przepraszam, ze pytam, ale czy ty przypadkiem nie powinienes byc w szkole, mlodziencze?

— Nie.

— Doprawdy?

— Powinienem byc tutaj, jestem tego absolutnie pewien — oswiadczyl stanowczo Johnny. — A do szkoly i tak musze wkrotce isc. Dziekuje za rozmowe.

— Mam nadzieje, ze nie straciles zadnej waznej lekcji.

— Historie.

— To wazny przedmiot.

— Moge jeszcze o cos spytac?

— Naturalnie.

— Odznaczenia Tomm’ego Atkinsa… byly za cos specjalnego?

— To medale za kampanie. Zolnierze dostaja je za to, ze wzieli w nich udzial i przezyli. On przeszedl caly szlak tej wojny, do samego konca. I nawet nie zostal drasniety.

Johnny bez slowa ruszyl ku bramie. Byl swiadkiem czegos waznego i to jako jedyny zyjacy. Cos sie tu odbylo i to wlasciwie. Tego byl pewny.

Odwrocil sie, gdy doszedl do ulicy — pan Atterbury wciaz siedzial na lawce, wpatrujac sie w drzewa, jakby ich nigdy wczesniej nie widzial. Jakby przez nie mogl widziec cala droge do Francji.

Johnny zawahal sie, a potem zawrocil.

— Nie! — rozleglo sie tuz za nim.

* * *

Rad nie rad odwrocil sie wiec ponownie.

Na przystanku autobusowym, pod wiata, siedzial pan Vicenti. Wygladal tak, jakby nawiedzil ten przystanek.

— Chcialem tylko…

— Wiem. I co bys mu powiedzial? Ze ich widziales? To by niczego nie zmienilo. Moze on tez ich widzial… albo tak mu sie zdawalo.

— No coz…

— To sie nie uda.

— A gdybym…

— Gdybys zrobil cos takiego kilkaset lat temu, oddano by cie katu albo spalono za czary. Gdybys zrobil to sto lat temu, zamknieto by cie w szpitalu dla umyslowo chorych. Co zrobia teraz, nie wiem, ale wiem, ze nie bedzie to mile.

Johnny odprezyl sie — ochota na wprowadzenie zamiaru w czyn przeszla mu jak reka odjal.

— Pewnie pokazaliby mnie w telewizji — ocenil, ruszajac w dalsza droge.

— To nie byloby wskazane. — Pan Vicenti tez ruszyl, tyle ze jego stopy nie przy kazdym kroku dotykaly chodnika.

— Chodzi o to, ze jesli moge spowodowac, by ludzie zobaczyli…

— Moze — przerwal mu pan Vicenti — ale wytlumaczenie czegos ludziom to ciezka i dluga praca przewaznie konczaca sie fiaskiem… o, przepraszam… — Szarpnal gwaltownie ramieniem, jakby go cos ugryzlo, i wyciagnal spod fraka pare golebi. — Jestem pewien, ze one gdzies tam sie legna — mruknal, obserwujac, jak odlatuja i znikaja. — Co zamierzasz teraz?

— Dojsc do szkoly. I prosze nie mowic, ze to wazne!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Johnny i zmarli»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Johnny i zmarli» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Johnny i zmarli»

Обсуждение, отзывы о книге «Johnny i zmarli» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x