Harlan Coben - Jedyna Szansa

Здесь есть возможность читать онлайн «Harlan Coben - Jedyna Szansa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Jedyna Szansa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Jedyna Szansa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Chirurg plastyczny zostaje postrzelony we własnym domu. Po przebudzeniu w szpitalu dowiaduje się, że jego żona nie żyje, a sześciomiesięczna córka zniknęła. Lekarz płaci okup, którego zażądali porywacze, ale dziecko nie wraca do domu. Śledztwo po 18 miesiącach utyka w martwym punkcie.

Jedyna Szansa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Jedyna Szansa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Żadnej odpowiedzi. Krew zaczęła mi szumieć w uszach. Czułem obezwładniający strach. Nie, nie podobało mi się to. Byłem zbyt odsłonięty. Obejrzałem się przez ramię. Mogłem jeszcze rzucić się do ucieczki, wrzeszcząc jak szaleniec. Ta okolica była gęściej zamieszkana niż większość Manhattanu. Może ktoś wezwie policję.

– Doktorze Seidman?

– Tak?

Nagle oślepiło mnie światło latarki. Zamrugałem i podniosłem rękę, osłaniając twarz. Zmrużyłem oczy, usiłując coś dostrzec.

Ten ktoś zaraz poświecił niżej. Mój wzrok błyskawicznie przystosował się do zmiany oświetlenia, ale nie było powodu do takiego pośpiechu. I tak zobaczyłbym tę jasno oświetloną sylwetkę. Nie miałem żadnych wątpliwości. Natychmiast to zobaczyłem. Przede mną stał mężczyzna. Może nawet zauważyłem flanelową koszulę, sam nie wiem. Jak już powiedziałem, widziałem tylko sylwetkę. Nie mogłem dostrzec rysów twarzy ani koloru ubrania. Tak więc, być może, ten szczegół był tylko wytworem mojej wyobraźni. Jednak reszta – nie. Widziałem dość, żeby mieć pewność. Obok mężczyzny, trzymając go za nogę tuż nad kolanem, stało małe dziecko.

26

Lydia żałowała, że jest tak ciemno. Bardzo chciała zobaczyć wyraz twarzy, jaki w tym momencie przybrał doktor Seidman. Ta jej chęć nie miała nic wspólnego z okrutnym czynem, jaki zamierzała popełnić. Kierowała nią ciekawość. Głębsza od tej cechy ludzkiej natury, która każe zwolnić, żeby przyjrzeć się ofiarom wypadku samochodowego. Wyobraźcie sobie. Temu człowiekowi porwano dziecko. Przez półtora roku zastanawiał się, jaki los spotkał jego córeczkę, nie śpiąc po nocach, dręczony przez koszmary, które powinny pozostać w najciemniejszych zakamarkach ludzkiej podświadomości. Teraz ją zobaczył.

Byłoby nienormalne, gdyby Lydia nie miała ochoty ujrzeć wyrazu jego twarzy. Płynęły sekundy. Tak miało być. Chciała zwiększyć napięcie, przycisnąć go do granic wytrzymałości, zmiękczyć przed decydującym ciosem. Wyjęła sig-sauera i trzymając go w opuszczonej ręce, wyjrzała zza krzaków. Oceniła odległość dzielącą ją od Seidmana na dziesięć, może dwanaście metrów. Znów przyłożyła aparat do ust i szepnęła do mikrofonu. Nie miało żadnego znaczenia, czy szeptała, czy krzyczała. Scrambler odpowiednio wzmacniał lub tłumił jej głos.

– Otwórz torbę z forsą.

Ze swojego stanowiska obserwowała poruszającego się jak w transie Seidmana. Zrobił, co kazała, nie zadając żadnych pytań. Teraz ona zapaliła latarkę. Skierowała strumień światła na jego twarz, a potem na torbę. Pieniądze. Zobaczyła paczki. Kiwnęła głową. Można kończyć. – W porządku – powiedziała. – Zostaw forsę na ziemi.

Powoli idź ścieżką. Tara będzie czekała na ciebie na jej końcu.

Patrzyła, jak doktor Seidman rzuca torbę na ziemię. Spoglądał w kierunku ścieżki, na której spodziewał się znaleźć swoją córkę.

Poruszał się sztywno, zapewne dlatego, że wciąż był lekko oślepiony światłem latarek. To także ułatwi sprawę. Lydia zamierzała strzelać z bliskiej odległości. Dwie kule w głowę na wypadek, gdyby nosił kuloodporną kamizelkę. Była dobrym strzelcem. Zapewne mogłaby trafić go w głowę nawet stąd. Jednak chciała mieć pewność. Nie popełnić żadnego błędu. Nie dać mu żadnej szansy ucieczki. Seidman ruszył w jej kierunku. Już był niecałe dziesięć metrów dalej. Potem osiem. Kiedy znalazł się zaledwie cztery metry od niej, Lydia uniosła broń i wycelowała.

Rachel wiedziała, że jeśli Marc wsiądzie do metra, ona prawdopodobnie nie będzie w stanie niepostrzeżenie mu towarzyszyć. Pospieszyła w kierunku schodów. Kiedy tam dotarła, spojrzała w dół, w ciemność. Marc znikł. Do licha. Rozejrzała się wokół. Zauważyła znaki wskazujące drogę do wind. A po prawej bramę z kutego żelaza. Nic więcej. Z pewnością zjeżdżał windą na peron metra.

I co teraz?

Za plecami usłyszała kroki. Prawą ręką pospiesznie starła farbę z twarzy, mając nadzieję, że w ten sposób przywróci jej w miarę normalny wygląd. Lewą ręką schowała za sobą noktowizor.

Po schodach zbiegli dwaj mężczyźni. Jeden pochwycił jej spojrzenie i uśmiechnął się. Ponownie otarła twarz i odpowiedziała mu uśmiechem. Mężczyźni truchtem zbiegli po schodach i skręcili w kierunku wind. Rachel pospiesznie rozważyła możliwości. Mogła wykorzystać tych dwóch mężczyzn jako swoją osłonę. Mogła pójść za nimi, wsiąść do tej samej windy, wysiąść z nimi, może nawet nawiązać z nimi rozmowę. Kto by ją wtedy podejrzewał? Miejmy nadzieję, że Marc jeszcze nie odjechał. Bo jeśli tak… no cóż, takie ponure rozważania nie mają sensu.

Rachel już miała ruszyć w ślad za biegaczami, lecz nagle stanęła jak wryta. Brama z kutego żelaza. Ta, którą widziała po prawej.

Była zamknięta. Napis na niej głosił: „OTWARTE TYLKO W NIEDZIELE I ŚWIĘTA”. Tymczasem Rachel dostrzegła w krzakach błysk latarki.

Wyciągnęła szyję. Próbowała dostrzec coś przez ogrodzenie, lecz ujrzała tylko migotanie latarki. Zarośla były zbyt gęste. Z lewej doleciał ją brzęk windy i szmer rozsuwających się drzwi.

Mężczyźni wsiedli do kabiny. Nie było czasu na wyjmowanie Palm Pilota i sprawdzanie GPS. Ponadto winda i miejsce, w którym błysnęło światło latarki, znajdowały się zbyt blisko siebie.

Trudno byłoby ustalić położenie nadajnika. Mężczyzna, który uśmiechnął się do niej, oparł dłoń o drzwi, nie dając im się zamknąć. Rachel zastanawiała się, co robić. Światło latarki zgasło.

– Jedzie pani? – zapytał mężczyzna.

Rachel spoglądała w mrok, wypatrując błysku latarki. Nie doczekała się. Potrząsnęła głową. – Nie, dziękuję.

Pospiesznie ruszyła schodami w górę, szukając najciemniejszego miejsca. Noktowizor działa tylko w mroku. Ten model miał wbudowany czujnik oświetlenia, chroniący patrzącego przed oślepieniem, lecz Rachel wiedziała z doświadczenia, że im mniej sztucznego światła, tym lepiej. Z poziomu ulicy miała dobry widok na cały park. Zajęła niezłą pozycję, ale z ulicy wciąż padało zbyt jasne światło. Przeszła pod kamienną ścianę budynku, w którym mieściły się windy. Po lewej znalazła miejsce, w którym – gdyby przywarła do muru – byłaby skryta w mroku.

Doskonale. Wprawdzie gęste krzaki i drzewa nadal częściowo zasłaniały jej widok, ale lepszego punktu obserwacyjnego tu nie znajdzie. Noktowizor był stosunkowo lekki, ale i tak jej ciążył.

Powinna była kupić nie gogle, ale model przykładany do oczu, podobny do lornetki. Większością noktowizorów można posługiwać się w taki sposób. Tym modelem nie. Nie dało się go przytknąć do oczu. Trzeba było założyć go jak maskę. Miał jednak pewną oczywistą zaletę: założywszy go jak maskę, miało się wolne ręce.

Kiedy zakładała gogle, w krzakach znów ujrzała błysk latarki.

Usiłowała wypatrzyć, skąd dochodził. Miała wrażenie, że tym razem zobaczyła go w innym miejscu niż poprzednio. Bardziej po prawej.

I bliżej. Nagle, zanim zdążyła je zlokalizować, światło zgasło.

Rachel wpatrywała się w miejsce, w którym przed chwilą widziała błysk. Było ciemno. Bardzo ciemno. Nadal nie odrywając oczu od krzaków, założyła gogle. Noktowizor nie potrafi zdziałać cudów.

Nie przeniknie kompletnych ciemności. Układ optyczny tego urządzenia po prostu wzmacnia światło zastane, nawet najsłabsze.

Tego tu prawie nie było. Kiedyś byłby to poważny problem, lecz teraz większość dobrych firm produkowała modele standardowo wyposażone w lampę emitującą podczerwień. Ta ostatnia rzucała snop światła, które jest niewidzialne dla ludzkiego oka. Jednak nie dla noktowizora.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Jedyna Szansa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Jedyna Szansa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Harlan Coben - Don’t Let Go
Harlan Coben
Harlan Coben - W głębi lasu
Harlan Coben
Harlan Coben - Motivo de ruptura
Harlan Coben
Harlan Coben - Tiempo muerto
Harlan Coben
Harlan Coben - Play Dead
Harlan Coben
Harlan Coben - Caught
Harlan Coben
libcat.ru: книга без обложки
Harlan Coben
Harlan Coben - The Innocent
Harlan Coben
Harlan Coben - Bez Skrupułów
Harlan Coben
Harlan Coben - Jeden fałszywy ruch
Harlan Coben
Harlan Coben - Tell No One
Harlan Coben
Отзывы о книге «Jedyna Szansa»

Обсуждение, отзывы о книге «Jedyna Szansa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x