Grace o mało nie upuściła telefonu.
– Halo?
– Jestem – wykrztusiła.
– Wiesz, kim jest Jimmy X, prawda? Wyblakły atrament?
Bostońska masakra?
– Tak – słyszała swój głos jakby z daleka. – Pamiętam.
Cram wyszedł z parkingu. Zobaczył jej minę i przyspieszył kroku. Grace podziękowała Crazy Daveyowi i rozłączyła się.
Teraz miała już w pamięci aparatu numer jego telefonu.
W każdej chwili może do niego zadzwonić.
– Wszystko w porządku?
Próbowała się otrząsnąć, pozbyć tego nagłego chłodu. Nie zdołała. Udało jej się wykrztusić:
– Najlepszym.
– Kto dzwonił? I – Jesteś też moim sekretarzem?
– Spokojnie. – Podniósł ręce. – Tak tylko spytałem.
Weszli do Crown Plaza. Grace usiłowała przetrawić to, co przed chwilą usłyszała. Zbieg okoliczności. Nic więcej. Przedziwny zbieg okoliczności. Jej mąż podczas studiów grał w zespole muzycznym występującym w barze. Mnóstwo ludzi tak robi. Kiedyś jego grupa grała przed występem Jimmy'ego X. No i co z tego? Oba zespoły powstały na tym samym terenie i mniej więcej w tym samym czasie. To musiało być co najmniej rok, a może dwa przed bostońską masakrą. I Jack być może nie wspomniał o tym żonie, ponieważ uznał, że to nieistotne i może ją tylko zdenerwować. Została poturbowana na koncercie Jimmy'ego X. W wyniku tego kuleje do dziś.
Może nie widział potrzeby, by jej o tym wspominać.
Nie ma o czym mówić, tak?
Tylko że Jack nigdy nawet nie zająknął się o tym, że grał VI jakimś zespole. A wszyscy członkowie grupy Allaw byli martwi lub zaginęli bez wieści.
Próbowała poukładać strzępy informacji w logiczną całość.
Kiedy dokładnie została zamordowana Geri Duncan? Grace czytała o tym pożarze podczas zabiegów fizjoterapeutycznych.
To oznaczało, że pożar wybuchł kilka miesięcy po masakrze.
Będzie musiała ustalić dokładną datę. Będzie musiała ustalić chronologię wydarzeń, ponieważ, spójrzmy prawdzie w oczy, to powiązanie między Allaw a Jimmym X w żadnym wypadku nie może być przypadkowe.
Tylko co z tego wynika? To wszystko po prostu nie ma sensu.
Jeszcze raz odtworzyła w myślach fakty. Jej mąż grał w zespole muzycznym. Kiedyś ten zespół wystąpił z grupą Jimmy'ego X. Rok lub dwa później – w zależności od tego, czy Jack był wtedy na przedostatnim czy ostatnim roku – obecnie sławny Jimmy X dał koncert, na który poszła ona, młoda Grace Sharpe. Została poturbowana. Minęły trzy lata. Na innym kontynencie spotkała Jacka Lawsona i zakochała się w nim.
To wszystko nie układało się w spójną całość.
Dźwięk gongu oznajmił przybycie windy.
– Na pewno wszystko w porządku? – zapytał Cram.
– Świetnie – powiedziała.
– Mamy jeszcze dwadzieścia minut do rozpoczęcia konferencji. Pomyślałem, że będzie lepiej, jeśli pójdziesz tam sama i spróbujesz złapać szwagierkę wcześniej.
– Jesteś kopalnią pomysłów, Cram.
Drzwi się otworzyły.
– Trzecie piętro – powiedział., Grace weszła do kabiny i pozwoliła, by winda połknęła ją żywcem. Była sama. Nie zostało jej wiele czasu. Wyjęła telefon komórkowy i wizytówkę, którą dał jej Jimmy X. Wystukała numer i nacisnęła przycisk połączenia. Natychmiast zgłosiła się poczta głosowa. Grace zaczekała na sygnał.
– Wiem, że Stm Night grał z Allaw. Zadzwoń do mnie.
Zostawiła swój numer i rozłączyła się. Winda stanęła. Grace wysiadła i zobaczyła jedną z tych czarnych tablic z przyczepianymi białymi literami, informujących w którym pokoju odbywa się barmicwa Ratzenberga albo wesele Smitha i Jones.
Napis na tej głosił: „Konferencja prasowa Burton-Crimstein”. Reklama firmy. Poszła do drzwi wskazywanych przez strzałkę, nabrała tchu i otworzyła je.
Było jak na jednym z tych sądowych dramatów filmowych kulminacyjny moment, gdy przez podwójne drzwi wpada niespodziewany świadek. Powitało ją zbiorowe zdziwione westchnienie.
I chór szepczących głosów. Grace poczuła się zagubiona. Popatrzyła wokół i lekko zakręciło jej się w głowie. Cofnęła się o krok.
Otaczały ją znajome twarze, starsze, lecz wciąż udręczone.
Znowu tu byli: Garrisonowie, Reedowie, Weiderowie. Wróciła myślą do pierwszych dni w szpitalu. Widziała wszystko jak przez szarą mgłę albo zasłonę prysznica. Teraz było tak samo. Podchodzili w milczeniu. Ściskali ją. Nic nie mówili. Nie musieli. Grace przyjmowała ich uściski. Wciąż czuła emanujący z nich smutek.
Zobaczyła wdowę po poruczniku Gordonie Mackenziem.
Niektórzy mówili, że to on wyciągnął Grace z tłumu. Jak większość prawdziwych bohaterów Gordon Mackenzie rzadko o tym mówił. Twierdził, że nie pamięta, co dokładnie zrobił, ale owszem, otworzył drzwi i pomagał ludziom, ale był to po prostu odruch, a nie akt nadzwyczajnej odwagi.
Grace szczególnie mocno uściskała panią Mackenzie.
– Współczuję pani – powiedziała.
– Odnalazł Boga. – Pani Mackenzie objęła ją. – Teraz jest u Niego.
Trudno było na to odpowiedzieć, więc Grace tylko skinęła głową. Puściła panią Mackenzie i spojrzała jej przez ramię.
Właśnie weszła do sali Sandra Koval. Niemal natychmiast zauważyła Grace i wtedy stało się coś bardzo dziwnego.
Szwagierka Grace uśmiechnęła się, jakby właśnie tego oczekiwała. Grace odsunęła się od pani Mackenzie. Sandra ruchem głowy kazała Grace do siebie podejść. Stała za barierką z aksamitnego sznura. Ochroniarz zastąpił Grace drogę.
– W porządku, Frank – powiedziała Sandra.
Przepuścił Grace. Sandra szła pierwsza, żwawo krocząc korytarzem. Grace kuśtykała za nią, nie mogąc dotrzymać jej kroku. Nieważne. Sandra przystanęła i otworzyła drzwi. Weszły do wielkiej sali balowej. Kelnerki pospiesznie rozkładały sztućce. Sandra zaprowadziła Grace w kąt sali. Wzięła dwa krzesła i ustawiła je naprzeciwko siebie.
– Nie wyglądasz na zaskoczoną tym, że mnie widzisz stwierdziła Grace.
Sandra wzruszyła ramionami.
– Domyśliłam się, że śledzisz tę sprawę w mediach.
– Wcale nie.
– To pewnie bez znaczenia. Dwa dni temu jeszcze nie wiedziałaś, że istnieję.
– Co się dzieje, Sandro?
Nie odpowiedziała od razu. Pobrzękiwanie sztućców było jak muzyczny podkład. Sandra przesunęła wzrokiem po krzątających się na środku sali kelnerkach.
– Dlaczego reprezentujesz Wade'a Larue?
– Został oskarżony. Ja jestem adwokatem od spraw karnych. To moja praca. – Nie traktuj mnie protekcjonalnie.
– Chcesz wiedzieć, w jaki sposób trafiłam na tego akurat klienta, tak?
Grace nie odpowiedziała.
– Czy to nie oczywiste?
– Nie dla mnie.
– Ty, Grace. – Uśmiechnęła się. – To z twojego powodu reprezentuję pana Larue.
Grace otworzyła usta, zamknęła je, a potem wyjąkała:
– O czym ty mówisz?
– Nie miałaś pojęcia, kim jestem. Wiedziałaś tylko, że Jack ma siostrę. Ja jednak wiedziałam o tobie wszystko.
– W ciąż nie rozumiem.
– To proste, Grace. Wyszłaś za mojego brata.
– I co z tego?
– Kiedy się dowiedziałam, że będziesz moją szwagierką, zainteresowałam się. Chciałam dowiedzieć się czegoś o tobie.
To chyba zrozumiałe, prawda? Dlatego kazałam jednemu z moich pracowników przeprowadzić małe dochodzenie. Nawiasem mówiąc, twoje obrazy są znakomite. Kupiłam dwa.
Anonimowo. Wiszą w moim domu w Los Angeles. Są niezwykłe. Moja starsza córka, Karen, ma siedemnaście lat, uwielbia je. Chce zostać artystką.
Читать дальше