Posunęli się naprzód. Zapytano ich, co chcą do picia. Duncan spojrzał na Grace. Zamówiła Venti Americano z lodem. Skinął głową i poprosił o to samo. Zapłacił specjalną debetową kartą Starbucks. Czekali, stojąc przy barze.
– Więc uważasz, że mówi prawdę? – spytała Grace.
– Nie wiem. Jednak jego odpowiedzi brzmiały wiarygodnie.
Ona nie była tego taka pewna.
– To on podrzucił to zdjęcie.
– Skąd ta pewność?
– Tam nie było nikogo innego.
Wzięli kawę i znaleźli stolik pod oknem.
– Powtórzymy to sobie – zaproponował.
– Co takiego?
– Wydarzenia. Odebrałaś zdjęcia. Dał ci je Josh. Czy obejrzałaś je od razu?
Grace zapatrzyła się w dal. Próbowała przypomnieć sobie szczegóły.
– Nie.
– W porządku, a więc wzięłaś kopertę. Włożyłaś ją do torebki?
– Trzymałam w ręku.
– I co potem?
– W siadłam do samochodu.
– Wciąż mając tę kopertę?
– Tak.
– Gdzie ją położyłaś?
– Na konsoli. Między przednimi siedzeniami.
– Dokąd pojechałaś?
– Odebrać Maxa ze szkoły.
– Zatrzymywałaś się po drodze?
– Nie.
– Czy te zdjęcia przez cały czas były w twoim posiadaniu?
Grace uśmiechnęła się mimo woli.
– To zabrzmiało tak, jakbym przechodziła przez odprawę bagażową.
– Teraz już o to nie pytają.
– Od dawna nigdzie nie. leciałam.
Uśmiechnęła się głupio i nagle zrozumiała, dlaczego zmienił temat rozmowy. On też to zauważył. Wpadła na coś, na jakiś trop, którym nie miała ochoty podążyć.
– Co? – zapytał.
Pokręciła głową.
– Może nie byłem w stanie spostrzec, że Josh coś ukrywał.
Jednak w twoim przypadku bardzo łatwo to zauważyć. Co to takiego?
– Nic.
– Daj spokój, Grace.
– Te zdjęcia przez cały czas były w moim posiadaniu.
– Jednak?
– Nie, to strata czasu. Wiem, że to Josh. To na pewno on.
– Ale?
Nabrała tchu.
– Powiem to tylko raz, żebyśmy mogli odrzucić taką możliwość i szukać dalej.
Duncan kiwnął głową.
– Jest jedna osoba, która mogła, podkreślam słowo „mogła”, mieć do nich dostęp.
– Kto?
– Siedziałam w samochodzie, czekając na Maxa. Otworzyłam kopertę i obejrzałam kilka pierwszych zdjęć. Wtedy wsiadła moja przyjaciółka Cora.
– Siedziała w twoim samochodzie?
– Tak.
– Gdzie?
– Na przednim siedzeniu.
– A te zdjęcia: były na półce nad deską rozdzielczą, tuż obok?
– Nie, już nie. – W jej głosie pobrzmiewał gniew. Nie podobało jej się to. – Już mówiłam. Oglądałam je.
– Ale odłożyłaś?
– Chyba tak, po chwili.
– Na tę samą półkę?
– Chyba tak, nie pamiętam.
– Więc ona miała do nich dostęp.
– Nie. Byłam tam przez cały czas.
– Kto wysiadł pierwszy?
– Zdaje się, że wysiadłyśmy jednocześnie.
– Utykasz.
Popatrzyła na niego.
– I co z tego?
– To, że wysiadanie musi przychodzić ci z trudem.
– Radzę sobie.
– Daj spokój, Grace, nie zaprzeczaj. To możliwe, nie mówię, że prawdopodobne, tylko możliwe, że kiedy wysiadałaś, twoja przyjaciółka wsunęła to zdjęcie do koperty.
– Możliwe, owszem. Ale ona tego nie zrobiła.
– Na pewno?
– Na pewno.
– Tak bardzo jej ufasz?
– Tak. A nawet gdybym nie ufała, tylko pomyśl. Miałaby nosić ze sobą to zdjęcie w nadziei, że będę miała w samochodzie kopertę dopiero co wywołanych zdjęć?
– Niekoniecznie. Może zamierzała wsunąć ci je do torebki.
– Albo do schowka na rękawiczki. Lub pod fotel. Nie wiem.
A potem zobaczyła kopertę ze zdjęciami i…
– Nie. – Grace powstrzymała go, unosząc dłoń. – To nie ma sensu. To nie Cora. Takie domysły to czysta strata czasu.
– Jak ona ma na nazwisko?
– Nieważne.
– Powiedz mi, a zostawię ten temat.
– Lindley. Cora Lindley.
– W porządku. Koniec rozmowy.
Jednak zapisał coś w notesiku. – I co teraz? – zapytała Grace.
Duncan zerknął na zegarek.
– Muszę wracać do pracy.
– A co ja mam robić?
– Przeszukaj dom. Jeśli twój mąż coś ukrywał, może uda ci się to znaleźć.
– Proponujesz, żebym szpiegowała męża?
– Potrząśnij klatką, Grace. – Ruszył do samochodu. I czekaj. Wkrótce do ciebie wrócę, obiecuję.
Świat nie zatrzymał się w miejscu.
Grace musiała zrobić zakupy. W tych okolicznościach mogło się to wydać dziwne. Jej dzieci, była tego pewna, z przyjemnością zadowoliłyby się dietą złożoną z zamawianej do domu pizzy, ale wciąż potrzebowały podstawowych produktów takich jak mleko, sok pomarańczowy (ten zawierający wapń i żadnych, absolutnie żadnych kawałków miąższu), jajka, mielonka do kanapek, philhi, pieczywo, makaron, sos pomidorowy. I tym podobnych artykułów. Może nawet poczuje się lepiej, robiąc zakupy? Taka prozaiczna, otępiająco codzienna czynność z pewnością przyniesie jeśli nie zapomnienie, to przynajmniej ulgę.
Weszła do Kinga przy Franklin Boulevard. Grace nie miała ulubionego supermarketu. Jej przyjaciółki miewały i nie kupowały w żadnych innych. Cora lubiła A amp;P w Midland Park. Jej sąsiadka kupowała w Whole Foods w Ridgewood. Inne znajome wolały Stop-n-Shop w Waldwick. Grace robiła zakupy gdzie popadnie, ponieważ, krótko mówiąc, kupowały obojętnie gdzie sok pomarańczowy Tropicana pozostawał sokiem pomarańczowym Tropicana.
Tym razem King znajdował się najbliżej Starbucks. Koniec rozważań.
Wzięła wózek i udawała zwyczajną obywatelkę na zwyczajnych zakupach. Nie trwało to jednak długo. Znowu zaczęła rozmyślać o Scotcie Duncanie, jego siostrze i o tym, co to wszystko znaczy.
Co, zastanawiała się Grace, mam teraz robić?
Po pierwsze, sugerowany związek Cory z tą sprawą. Grace natychmiast odrzuciła tę sugestię. To po prostu niemożliwe.
Duncan nie znał Cory. Charakter jego pracy kazał mu podejrzewać wszystkich. Grace wie lepiej. Cora jest luzaczką, co do tego nie ma wątpliwości, ale właśnie ten jej luz spodobał się Grace. Poznały się na szkolnym koncercie, wkrótce po tym, jak Lawsonowie sprowadzili się do miasteczka. Obie przyszły za późno, żeby zająć siedzące miejsca, i musiały stać na korytarzu, podczas gdy ich pociechy mordowały wakacyjne standardy. Cora nachyliła się do niej i szepnęła: „Łatwiej zdobyłam miejsce w pierwszym rzędzie na koncercie Springsteena”. Grace się roześmiała. I tak zaczęła się ich przyjaźń.
Zapomnijmy o tym. Na chwilę zapomnijmy o przyjaźni i spójrzmy na to z dystansu. Jaki motyw mogłaby mieć Cora?
Grace nadal stawiała na Josha Kozią Bródkę. Tak, to pewne, że był zdenerwowany. Tak, zapewne wrogo nastawiony do wszelkiej władzy. Jednak Grace miała pewność, że było w tym coś więcej. Dlatego zapomnijmy o Corze. Skupmy się na Joshu. Spróbujmy dotrzeć do prawdy.
Max uwielbia boczek. W domu któregoś z kolegów skosztował nowego, specjalnie wędzonego gatunku i poprosił, żeby taki kupiła. Grace przeczytała podany na opakowaniu skład.
Jak wszyscy Amerykanie, starała się ograniczyć zawartość węglowodanów. Ten produkt ich nie zawierał. Żadnych węglowodanów. Dość soli, żeby zasolić spory staw. Jednak żadnych węglowodanów.
Sprawdzała wykaz składników – mnóstwo słów, których będzie musiała poszukać w słowniku – kiedy poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Wciąż trzymając opakowanie na wysokości oczu, powoli przesunęła wzrok. Między półkami, w pobliżu chłodziarki z salami i szynką, stał jakiś człowiek, który otwarcie się jej przyglądał. W przejściu nie było nikogo innego. Mężczyzna był średniego wzrostu, mniej więcej metr sześćdziesiąt pięć. Jego twarzy przynajmniej od dwóch dni nie dotknęła żyletka. Miał na sobie niebieskie dżinsy, kasztanową koszulkę i błyszczącą czarną kamizelkę Members Only. Na baseballowej czapeczce widniał znak Nike.
Читать дальше