Dopóki Palmgren był jej kuratorem, dopóty nie zastanawiała się nad swoją sytuacją prawną. Ale adwokat Bjurman interpretował przepisy w zupełnie inny sposób.
TAK CZY OWAK Lisbeth Salander nie zachowywała się jak normalni ludzie. Wykazywała szczątkową wiedzę w zakresie prawa – dziedziny, której nie miała jeszcze okazji zgłębić – i bliskie zeru zaufanie do policji. Postrzegała tę instytucję jako mgliście zdefiniowaną siłę bojową, której praktyczne dokonania polegają na zatrzymywaniu i poniżaniu obywateli jej pokroju. Ostatnio miała z nią do czynienia w maju ubiegłego roku, gdy w drodze do Milton Security, na Gótgatan, nagle stanęła oko w oko z zakutym w hełm policjantem, który – zupełnie nieprowokowany – zdzielił ją pałką przez ramię. W pierwszym odruchu chciała mu oddać, używając trzymanej akurat w ręku butelki z colą, ale na szczęście zanim zdążyła przejść do natarcia, policjant obrócił się na pięcie i odbiegł. Dopiero później dowiedziała się, że trochę dalej na tej samej ulicy demonstrowała organizacja Reclaim the Street.
Myśl o pójściu do kwatery głównej zamaskowanych facetów za wizjerami, żeby zgłosić przemoc seksualną, w ogóle nie postała jej w głowie. A zresztą – co miałaby zgłosić? Bjurman złapał ją za pierś. Każdy policjant, rzuciwszy na nią okiem, stwierdziłby, że z jej miniaturowymi guziczkami to zupełnie nieprawdopodobne, a nawet jeśli tak faktycznie było, to powinna być raczej dumna, że komuś w ogóle się chciało. A jeżeli chodzi o robienie laski… jej zeznania przeciwko jego zeznaniom, a z doświadczenia wiedziała, że słowa innych ważą więcej. Policja nie jest dobrym rozwiązaniem.
Opuściwszy gabinet Bjurmana, pojechała więc do domu, wzięła prysznic, zjadła dwie kanapki z serem i ogórkiem solonym i w końcu, siadając na swojej wytartej i zmechaconej kanapie, oddała się rozmyślaniom.
Przeciętny człowiek sądziłby, że taki brak reakcji powinien działać na jej niekorzyść. Fakt, że nawet gwałt nie wywołał u niej zadowalającej odpowiedzi emocjonalnej, byłby przecież kolejnym dowodem na to, że jest nienormalna.
Wprawdzie grono jej znajomych nie było duże i nie składało się z chronionej klasy średniej zamieszkującej podmiejskie dzielnice willowe, ale w wieku lat osiemnastu Lisbeth nie znała ani jednej dziewczyny, która chociaż raz nie byłaby zmuszona do seksu. Większość takich przypadków przemocy dotyczyła trochę starszych partnerów, którzy z pewną dozą stanowczości potrafili przeforsować swoją wolę. O ile wiedziała, tego typu incydenty czasami prowadziły do płaczu i wybuchów wściekłości, ale nigdy do zgłoszenia na policji.
W jej świecie to byl naturalny stan rzeczy. Jako dziewczyna była łupem, na który nie obowiązywał okres ochronny, szczególnie wtedy, gdy miała na sobie zniszczoną skórzaną kurtkę, kolczyki w brwiach, tatuaże i zerowy status społeczny.
Nie było się nad czym roztkliwiać.
Ale to wcale nie znaczyło, że adwokat Bjurman mógł ją zmuszać do obciągania zupełnie bezkarnie. Lisbeth nigdy nie zapominała doznanych krzywd, a wybaczanie nie leżało w jej naturze. Jej sytuacja prawna była jednak dość kłopotliwa. Odkąd sięgała pamięcią, traktowano ją jako dziewczynę uciążliwą i bezzasadnie agresywną. Pierwsze zapiski, z początków szkoły podstawowej, pochodziły z dokumentacji szkolnej pielęgniarki. Pewnego dnia odesłano ją do domu, ponieważ popchnęła kolegę z klasy tak mocno, że upadłszy na wieszaki, zranił się i zaczął krwawić. W dalszym ciągu czuła irytację, myśląc o ofierze bójki, grubawym Dawidzie Gustavssonie, który miał w zwyczaju drażnić ją i obrzucać różnymi rzeczami i który na pewno wyrósł na wyśmienitego dręczyciela. Wtedy nikt jeszcze nie wiedział, co oznacza słowo mobbing , ale gdy wróciła następnego dnia, chłopak zaczął grozić jej zemstą, na co odpowiedziała prawym prostym wzmocnionym piłką golfową. W rezultacie powstała nowa rana i nowa uwaga w dokumentacji pielęgniarki.
Reguły życia towarzyskiego w szkole zawsze zbijały ją z tropu. Pilnowała swoich interesów i nie wtrącała się w sprawy innych. A mimo to zawsze znajdował się ktoś, kto absolutnie nie chciał jej zostawić w spokoju.
W piątej, szóstej klasie też odesłano ją parokrotnie do domu po tym, jak pobiła się z kolegami. Znacznie silniejsi chłopcy nauczyli się dość szybko, że utarczki z tą chudziną wiążą się z nieprzyjemnościami. W odróżnieniu od pozostałych dziewcząt w klasie Lisbeth nie usuwała się i ani sekundy nie wahała przed użyciem pięści, gdy zaszła taka potrzeba. Była głęboko przekonana, że lepiej dać się zabić niż akceptować obrzucanie gównem.
A poza tym umiała się zemścić.
W szóstej klasie wdała się w bójkę ze znacznie roślejszym i silniejszym chłopakiem. Fizycznie nie była dla niego żadnym przeciwnikiem. Najpierw zabawiał się, przewracając ją parę razy szturchańcami, a gdy próbowała przejść do kontrataku, wymierzył jej kilka policzków. Na nic. Nie zważając na jego przewagę, głupia dziewczyna nie przestawała atakować i po jakimś czasie nawet jego koledzy z klasy uważali, że posuwa się za daleko. Lisbeth była tak ewidentnie bezbronna, że sytuacja stała się żenująca. W końcu chłopak trzasnął ją pięścią w twarz tak mocno, że zobaczyła gwiazdy, a z rozciętej wargi polała się krew. Zostawili ją na ziemi za salą gimnastyczną. Przez dwie doby siedziała w domu. Trzeciego dnia czekała na swojego dręczyciela z kijem bejsbolowym, którym zdzieliła go w ucho. Wezwano ją do dyrektora, który zadecydował, że zgłosi pobicie na policji, czego rezultatem było przeprowadzenie rodzinnego wywiadu środowiskowego.
Koleżanki i koledzy z klasy uważali ją za stukniętą i jako taką traktowali. Nie budziła też sympatii u nauczycieli, którym czasami jawiła się jako dopust boży. Nie była szczególnie rozmowna, ale zapamiętano ją przede wszystkim jako uczennicę, która nigdy nie podniosła ręki i często nie odpowiadała nawet wtedy, gdy zwracano się bezpośrednio do niej. Nikt nie znał przyczyny tego stanu rzeczy: czy brakowało jej wiedzy, czy chodziło o coś innego, w każdym razie odbijało się to na jej stopniach. Nie ulegało wątpliwości, że ma problemy, ale w jakiś dziwny sposób nikt nie czuł się odpowiedzialny za tę uciążliwą dziewczynkę, chociaż była przedmiotem dyskusji na niejednej radzie pedagogicznej. W końcu, nie próbując przerwać jej posępnego milczenia, przestali się nią przejmować nawet najbardziej zaangażowani nauczyciele.
Pewnego razu, zmuszona do odpowiedzi na lekcji matematyki przez nieznającego jej specyficznego zachowania zastępcę, wpadła w histerię i zaczęła bić i kopać nauczyciela. Kończąc szkołę podstawową, nie miała ani jednej szkolnej koleżanki czy kolegi, z którymi mogła się pożegnać. Była niekochaną dziewczyną o nietuzinkowym zachowaniu.
A później wydarzyło się Całe Zło, o którym nie chciała myśleć. Właśnie wtedy, gdy wkraczała w okres dojrzewania. Ostatni wybuch, który ugruntował wzór zachowania i spowodował odkurzenie dokumentacji ze szkoły podstawowej. Odtąd z prawniczego punktu widzenia traktowano ją jak… dziwoląga. A freak. Lisbeth nigdy nie potrzebowała potwierdzenia na papierze, że jest inna. Z drugiej strony nie przejmowała się tym, dopóki jej kuratorem był Holger Palmgren, którego w razie potrzeby umiała owinąć sobie wokół palca.
Wraz z pojawieniem się Bjurmana ubezwłasnowolnienie stało się w jej życiu dramatycznym obciążeniem. Niezależnie od tego, do kogo się zwróci, znów mogą się pootwierać pułapki. A co się stanie, gdy przegra walkę? Wsadzą ją do zakładu? Zamkną w wariatkowie? To naprawdę nie jest dobre rozwiązanie.
Читать дальше