Pierwszy numer, do Magdy, wyglądał obiecująco. Łączył się z adresem Parkgatan 12, pod którym istniał sklep z materiałami i pasmanterią. Jego właścicielka, Margot Lundmark, miała wprawdzie matkę o imieniu Magda, która czasami pracowała u córki, ale ta sześćdziesięciodziewięcioletnia kobieta nie miała pojęcia, kim jest Harriet. Nie znaleziono też dowodów na to, że zaginiona kiedykolwiek odwiedziła sklep albo zrobiła w nim zakupy. Nigdy nie zajmowała się szyciem.
Kolejny numer, do Sary, prowadził do rodziny Toresson, zamieszkałej w dzielnicy Vaststan po drugiej stronie torów kolejowych. Anders i Monica mieli dwóch synów w wieku przedszkolnym, Jonasa i Petera. W rodzinie nie było żadnej Sary, nikt też nie wiedział, kim jest Harriet, poza tym, że media poinformowały o jej zaginięciu. Jedynym nikłym związkiem między dziewczyną a rodziną Toresson mógł być Anders, który jako dekarz rok wcześniej, przez kilka tygodni pracował przy wymianie dachu w budynku szkoły, do której Harriet chodziła w dziewiątej klasie. Teoretycznie mogli się spotkać, chociaż było to mało prawdopodobne.
Pozostałe trzy numery prowadziły w podobne ślepe zaułki. Za zapisem RL 32027 kryła się Rosmarie Larsson. Niestety od wielu lat nie żyła.
Komisarz Moreli przez całą zimę przełomu 1966 i 1967 roku próbował wyjaśnić, dlaczego Harriet zanotowała te imiona i telefony.
Zaczynając od logicznego przypuszczenia, że numery telefonu stanowią jakiś rodzaj kodu, próbował wczuć się w sposób rozumowania nastolatki. Ponieważ seria z liczbą 32 wskazywała najprawdopodobniej na Hedestad, komisarz eksperymentował z pozostałymi trzema cyframi. Ani 32601, ani 32160 nie prowadziły do żadnej Magdy. Bawiąc się tajemniczymi numerami, odkrył oczywiście, że zmieniając kolejność cyfr, prędzej czy później znajdzie jakiś ślad prowadzący do Harriet. Gdy na przykład w numerze 320l6 dodał do każdej z trzech cyfr jedynkę, otrzymał 32127, czyli telefon do kancelarii adwokata Dircha Frodego. Tyle tylko, że to zupełnie nic nie znaczyło. A poza tym nigdy nie udało mu się odkryć kodu, który jednocześnie wyjaśniałby wszystkie pięć numerów.
Rozszerzył zakres poszukiwań. Może cyfry oznaczały coś zupełnie innego? Tablice rejestracyjne w latach sześćdziesiątych zawierały literę województwa i pięć cyfr – kolejny ślepy zaułek…
Zrezygnowawszy z cyfr, Moreli skoncentrował się na imionach. Posunął się do tego, że odszukał mieszkanki Hedestad, które mają na imię Mari, Magda i Sara oraz wszystkich o inicjałach RL lub RJ. W stworzonym przez niego spisie znalazło się trzysta siedem osób. Dwadzieścia dziewięć spośród nich miało jakieś powiązania z Harriet, na przykład kolega z dziewiątej klasy nazywał się Roland Jacobsson. Byli to jednak przelotni znajomi i żaden z nich nie utrzymywał kontaktów z Harriet, gdy ta zaczęła liceum. Poza tym nie zgadzały się numery telefonów.
Telefoniczna zagadka pozostała nierozwiązana.
CZWARTE SPOTKANIE z adwokatem Bjurmanem nie było zaplanowane. Lisbeth po prostu musiała się z nim skontaktować.
W drugim tygodniu lutego jej laptop zginął w wypadku, w tak głupi sposób, że ciągle sfrustrowana miała ochotę mordować. Przyjechała rowerem na zebranie w Milton Security i wprowadziwszy pojazd do garażu, zaparkowała go za betonową kolumną. Położyła plecak na podłodze, żeby wyjąć zamek do roweru. Odwrócona plecami usłyszała tylko okropny trzask, gdy wyjeżdżający właśnie bordowy saab rozgniatał zawartość plecaka. Kierowca nic nie zauważył i spokojnie zniknął za podjazdem do garażu.
W plecaku znajdował się jej biały, wyprodukowany w styczniu 2002 Apple iBook 600, wyposażony w dwudziestopięciogigabajtowy twardy dysk, 420 Mb pamięci RAM i czternastocalowy ekran. Kupiła firmowy state of the art. Wszystkie jej komputery posiadały najnowsze i nierzadko najdroższe konfiguracje. Tak naprawdę sprzęt komputerowy stanowił jedyną ekstrawagancję w jej wydatkach.
Otworzywszy plecak, stwierdziła, że złamała się górna część obudowy. Podłączyła laptopa do prądu i próbowała uruchomić, ale nie wstrząsnęły nim nawet przedśmiertne drgawki. Z nadzieją, że uda się uratować przynajmniej część twardego dysku, zaniosła resztki do sklepiku Macjesus Shop przy Brannkyrkagatan. Pogrzebawszy trochę w środku, Timmy właściciel firmy, pokręcił głową.
– Sorry. Nie ma nadziei – skonstatował. – Możesz mu tylko wyprawić piękny pogrzeb.
Utrata komputera była dołująca, ale nie była katastrofą. Jako jego właścicielka Lisbeth przez cały rok świetnie się z nim dogadywała. Miała back up wszystkich plików, miała w domu stacjonarny komputer Mac G3 i pięcioletni laptop marki Toshiba. Ale – do cholery – potrzebowała szybkiej i nowoczesnej maszyny!
Nic dziwnego więc, że zdecydowała się na najlepsze w tej sytuacji wyjście: właśnie lansowany Apple Power-Book G4/1. 0 GHz w aluminiowej obudowie, wyposażony w procesor PowerPC 7451 z AltiVec Velocity Engine, z dziewięsetsześćdziesiciomegabajtową pamięcią RAM i sześdziesięciogigabajtowym twardym dyskiem. Laptop miał również bluetooth i wbudowaną wypalarkę CD/ DVD.
Przede wszystkim jednak miał, jako pierwszy w świecie przenośnych komputerów, siedemnastocalowy ekran z grafiką NVIDIA i rozdzielczością tysiąc czterysta na dziewięćset, co zszokowało zwolenników PC i zdystansowało wszystkie tego typu produkty na rynku.
Jeżeli chodzi o hardware, był to niewątpliwie Rolls Royce, ale tak naprawdę zadecydował pomysł podświetlenia klawiatury. To właśnie możliwość pisania w kompletnej ciemności wzbudziła u Lisbeth chęć posiadania tego cacka. Dziecinnie proste. Dlaczego nikt o tym wcześniej nie pomyślał?
To była miłość od pierwszego wejrzenia.
Kosztował trzydzieści osiem tysięcy koron plus VAT.
To był problem.
W każdym razie złożyła zamówienie w Macjesusie, gdzie zawsze kupowała sprzęt i gdzie zawsze dostawała dobre zniżki. Kilka dni później podliczyła wydatki. Odszkodowanie wypłacone przez firmę ubezpieczeniową miało zrekompensować w dużym stopniu koszty zakupu, ale konieczność pokrycia przez samą Lisbeth części szkód i znacznie wyższa cena nowego komputera spowodowały dziurę w budżecie. Brakowało jej osiemnastu tysięcy koron. W puszce po kawie przechowywała dziesięć tysięcy, żeby zawsze mieć dostęp do żywej gotówki, ale i to nie wystarczyło. Przesyłając Bjurmanowi mordercze myśli, czuła się zmuszona przełknąć gorzką pigułkę. Zadzwoniła więc do niego i wyjaśniła, że potrzebuje pieniędzy na niespodziewane wydatki. Okazało się, że akurat tego dnia adwokat nie ma dla niej czasu. Odpowiedziała, że wypisanie czeku nie zajmie mu więcej niż dwadzieścia sekund. Na co Bjurman odpowiedział, że nie może wypisywać czeków na niekontrolowane zachcianki. Ale później zmienił zdanie i po chwili zastanowienia umówił się z nią po godzinach pracy, o wpół do ósmej wieczorem.
PRZYZNAJĄC, że brakuje mu kompetencji do oceny jakości śledztwa, Mikael był przekonany o wyjątkowej skrupulatności prowadzącego je komisarza. Moreli podniósł o wiele więcej kamieni, niż wymagała tego służba. Jego nazwisko często pojawiało się później w notatkach Henrika. Połączyła ich prawie przyjaźń i Mikael zastanawiał się nawet, czy Moreli, podobnie jak przemysłowiec, nie jest opętany tą zagadką. Doszedł jednak do wniosku, że komisarz raczej niczego nie przeoczył. Pomimo niemal perfekcyjnego dochodzenia po prostu nie dało się udzielić prawidłowej odpowiedzi. Postawiono wszystkie możliwe pytania i sprawdzono wszystkie tropy, nawet te najbardziej niedorzeczne.
Читать дальше