Nikt inny nie został zaproszony, ale młodzi ludzie najwyraźniej nie mieli tego za złe. Ada wskazała butelki z porto, maderą oraz sherry. Goście uzbroili się w nowe dawki alkoholu i przeszli do panoramicznego salonu, by kontynuować wymianę plotek.
W tym momencie Taylor zdała sobie sprawę, że nie powiedziała Sebastianowi, iż jej pasją jest muzyka.
Niektórzy obecni, wśród nich Ada, zapalili papierosy.
Taylor, uznając kłęby dymu za dobry pretekst, dokończyła swój likier i oznajmiła, że wychodzi na dwór, by zaczerpnąć odrobinę powietrza. Nie wzbudziło to niczyich podejrzeń ani niczyjego oburzenia. Wszyscy wydawali się zadowoleni, że osoba z niższej sfery zostawia ich we własnym gronie, umożliwiając im nieskrępowaną wymianę zdań.
Wzięła z garderoby swą skórzaną kurtkę, wyszła przez frontowe drzwi i zaczęła iść wzdłuż ściany domu. W pewnym momencie dostrzegła okno od jakiejś piwniczki, zanurzone na metr w ziemi. Zsunęła się i wyjęła kawałek rozbitej szyby. Nie widziała rozmawiających mężczyzn, ale słyszała ich zniekształcone głosy.
– Musisz być ostrożniejszy – mówił Sebastian. – Jezu, kiedy cię zobaczyłem w jadalni, o mało nie zrobiłem w spodnie.
– Przecież trzeba jeszcze dopracować niektóry szczegóły – odparł Callaghan. – A ty jesteś ciągle nieuchwytny, Thom.
– Do cholery, nie możemy spotykać się w naszych biurach, prawda? Musimy postępować ostrożnie, ustalać terminy spotkań z odpowiednim wyprzedzeniem, utrzymywać wszystko w tajemnicy.
– Zajmuję się tego rodzaju sprawami o wiele dłużej niż ty, Thom – mruknął Callaghan. – Wszystko będzie dobrze. Przestań się tak strasznie denerwować.
– Denerwuję się tymi telefonami – wtrącił Bosk. – Czy naprawdę myślisz, że są na podsłuchu?
– Oczywiście, że są na podsłuchu – odparł z irytacją Sebastian. – Nie bądź taki naiwny.
– Nie mogę zbiegać do automatu za każdym razem, kiedy chcę z tobą porozmawiać – oznajmił Bosk. – Co sobie pomyślą, kiedy zauważą, że robię to kilka razy dziennie?
– Ale tak właśnie będziesz musiał postępować – odparł Sebastian. – Rozmowy prowadzone przez komórkę można jeszcze łatwiej przechwycić niż rozmowy z aparatów stacjonarnych.
– Możemy skorzystać z serwisu odbierającego telefony – powiedział Callaghan. – Robiłem to już wiele razy. Dzwonisz i zostawiasz wiadomość. Ja dzwonię z innego aparatu i odbieram ją. Zatrudnimy drugi serwis do przekazywania informacji w przeciwną stronę.
To sprytne – pomyślała Taylor. – Ale gdybyś był naprawdę sprytny, Thom, wpadłbyś na to, żeby nosić rękawiczki, kiedy oglądasz szafkę z aktami, do której zamierzasz się włamać.
Nagle poczuła dreszcz podniecenia, wywołany przez świadomość, że zbliża się do finału swego śledztwa. Pomyślała, że tak samo musiał się poprzedniego dnia czuć Reece, występując na sali sądowej. Albo jej ojciec… na polu golfowym lub ze swą ukochaną strzelbą w dłoniach.
Kiedy była młoda, ojciec zabierał ją w letnie, niedzielne poranki na polowanie. Nienawidziła tych wypraw. Wolała leżeć w łóżku i oglądać filmy rysunkowe lub grać na pianinie czy jeździć z matką na zakupy. Ale Samuel Lockwood, zapalony myśliwy, nalegał na to, by jeździła z nim. Przynosił do samochodu jeszcze ciepłe martwe ptaki i kazał jej dotykać ich wskazującym palcem, by się przekonała, że nie mogą już nikomu zrobić nic złego.
No widzisz, nic się nie stało, prawda? Kiedy są martwe, nie mogą cię ugryźć, Taylie. Pamiętaj o tym.
– Zgoda – powiedział Dennis Callaghan. – Musimy być ostrożni, ale nie możemy pozwolić, żeby to nas sparaliżowało.
– Do cholery, jesteśmy złodziejami – warknął Sebastian. – Czy tylko ja traktuję to poważnie?
– Więc czego chcesz, Thom? – spytał Bosk, śmiejąc się niepewnie. – Czy mamy używać walkie-talkie i sprzętu zagłuszającego? Przebierać się?
– Zgoda, może jestem trochę przewrażliwiony. Ale zdarzył mi się dziwny przypadek.
– Co takiego?
– Kiedy poszedłem do firmy w sobotę wieczorem, byłem pewien, że nikt nie dowie się o mojej wizycie. Już w piątek zakleiłem taśmą zamek od drzwi, żebym mógł wejść, nie zostawiając żadnych śladów w komputerze. Ale jeden ze wspólników, stary dureń, zabrał przez pomyłkę moją kartę elektroniczną i wszedł dzięki niej w niedzielę nad ranem. Tym samym moja obecność została odnotowana.
Mam cię – pomyślała Taylor. – Mój prywatny detektyw, John Silbert, byłby ze mnie dumny.
– Cholera! – zaklął Bosk. – Dlaczego on to zrobił?
– Skąd mogę wiedzieć? Chyba ma alzheimera.
– To jeszcze nie jest koniec świata – wtrącił Callaghan. – Przecież nikt nie wie, co tam robiłeś, prawda?
– Chyba nie.
– To się uspokój. Zatarłeś starannie wszystkie ślady. Odwaliłeś kawał dobrej roboty. Proszę… mam dla ciebie prezent.
– Och, nektar bogów – mruknął Sebastian.
– Jasne – potwierdził Bosk.
Nastąpiła dłuższa pauza. Magiczny proszek musiał poprawić nastrój Sebastiana, bo po chwili roześmiał się beztrosko.
– To mi się podoba! Żeby wydymać firmę, która wydymała mnie i zarobić na tym kupę szmalu.
– Czy zamierzasz kupić lamborghini? – spytał Callaghan.
– Nie lubię takiego twardego zawieszenia – odparł poważnym tonem Bosk.
– A ja mieszkam na Manhattanie – przypomniał mu Sebastian. – Co mam robić, parkować samochód za dwieście tysięcy dolarów na ulicy? I przestawiać go codziennie na drugą stronę?
– Trzymaj go w letnim domku, Thom. Wszyscy tak robimy.
– Nie mam letniego domku. I nie chcę go mieć.
Taylor zdała sobie sprawę, że chłodny wiatr smaga jej twarz i uszy. Zamknęła oczy. Jej nogi zaczynały cierpnąć z zimna. Usłyszała, jak obaj młodzi ludzie wciągają przez nos resztki kokainy.
– Jaka jest ta dziwka, z którą przyjechałeś? – spytał Bosk.
– Odpieprz się – spokojnym tonem odpowiedział Sebastian.
– Chodzi mi o to, czy dobrze się wali?
– Bosk, ty masz gruczoły płciowe zamiast mózgu – powiedział Callaghan. – Czy ty naprawdę myślisz tylko o seksie?
– I o pieniądzach. Często myślę o pieniądzach, ale przeważnie o seksie. Powiedz mi coś o tej Taylor.
– Nie chcę o niej mówić – agresywnym tonem oświadczył Sebastian.
– Czy ma duże cycki? Nie zauważyłem… Hej, uspokój się, kolego! Nie patrz na mnie tak groźnie. Ja byłem tylko ciekawy.
– Nie interesuj się nią za bardzo – powiedział po dłuższej pauzie Sebastian. – Czy mnie słyszałeś?
Taylor poczuła ukłucie lęku.
– Ja tylko…
– Słyszałeś?
– Opanuj się… Słyszałem cię,Thom, słyszałem cię…
Potem konwersacja przeszła na sport, a Taylor, sztywna z zimna, odeszła od okienka. Wróciła do domu i przyłączyła się do otaczających kominek gości. Zauważyła, że jej obecność natychmiast obniżyła temperaturę rozmów. Usiadła więc na obudowie kominka, tyłem do ognia i grzała się.
Około dziesiątej wieczorem czyściciel zasłon szedł przez dzielnicę Greemdch Village, nad którą wisiały ciemnoczerwone chmury, odbijające kolorowe światła miasta.
Obserwował uważnie budynki i znalazł w końcu właściwy adres.
Podszedł do tylnego wejścia i zaczął grzebać w zamku, aż zęby zapadki ustawiły się właściwie. Pchnął drzwi. Potem wspiął się na czwarte piętro i otworzył wytrychem zamek wybranego przez siebie mieszkania.
Gdy tylko znalazł się w środku, wsunął szpikulec za pasek w taki sposób, by w razie potrzeby mógł łatwo po niego sięgnąć, i rozpoczął poszukiwania. Znalazł torbę z przyborami do haftowania (zimowy krajobraz, który z pewnością nie zostałby ukończony przed Bożym Narodzeniem), pudełko dietetycznych herbatników, pas do podwiązek (nadal opakowany w papier z nadrukiem sklepu i najwyraźniej nigdy nieużywany) i wiele teczek z nutami. Kosztowny magnetofon szpulowy. Kilkadziesiąt kaset z tym samym tytułem: „Nocny upał. Piosenki Taylor Lockwood”.
Читать дальше