Czyli pod wesołkowatym playboyem krył się inny Thom Sebastian. Ambitny, twardy karierowicz. A Taylor, przypominając sobie podsłuchaną rozmowę, wiedziała, że jest również złodziejem. Gotowym „wydymać firmę, która wydymała jego”.
Do biblioteki zaczęli przybywać inni pracownicy, więc nie chcąc, by ktoś zauważył, czym się zajmuje, wyłączyła komputer i pojechała na piętro, które zajmowała administracja.
Weszła do archiwum, o którym wspominała jej Carrie Mason. Był to przestronny pokój, wypełniony rzędami szafek na akta. Tu właśnie wydział rozliczeń przechowywał oryginały wykazów przepracowanych godzin, wypełniane codziennie przez prawników.
Upewniwszy się, że jest sama, otworzyła szufladę oznaczoną literą „D” i odszukała ostatnie wykazy złożone przez Ralpha Dudleya. Były to niewielkie, niebieskawe świstki papieru, na których opisywał swoje dni pracy, podzielone na dziesięciominutowe przedziały czasowe. Przeczytała je i odłożyła na miejsce. Potem zajrzała do szuflad „L” i „S”, by zbadać, czym zajmowali się Lillick i Thom Sebastian.
Później ruszyła w kierunku wyjścia, ale zatrzymała się przy szafce z literą „R”. Po chwili wahania otworzyła szufladę i ujrzała ze zdumieniem setki plików papieru z nazwiskiem Reece. Boże Święty – pomyślała. – On pracuje dwa razy więcej niż większość innych prawników.
Wyciągnęła przypadkowo wybrany plik – dotyczący września – i zapoznała się z przebiegiem typowego dnia pracy Mitchella Reece’a.
Rozmowa z nowym klientem – pół godziny.
New Amsterdam Bank przeciwko Hanover and Stiver – cztery i półgodziny (wnioski sądowe).
Westron Electronic przeciwko Larson Associates – trzy i pół godziny (wniosek o unieważnienie wezwania J. Brietella).
Stan Nowy Jork przeciwko Kowalskiemu – pół godziny (konferencja w urzędzie prokuratora okręgowego).
Stan Nowy Jork przeciwko Hammondowi – pół godziny (spotkanie z oskarżonym).
W sprawie Summers Publishing – dwie i pół godziny (studiowanie akt sprawy o upadłość).
Taylor przerzuciła kilka dalszych kartek.
Lasky przeciwko Allied Products… Mutual Indemnity of New Jersey przeciwko New Amsterdam Bank… Stan Nowy Jork przeciwko Williamsowi.
Dodała liczby. Szesnaście godzin, którymi można obciążyć klienta. Szesnaście godzin efektywnej pracy – bez dojazdów, obiadów, wypraw do toalety czy bufetu.
Szesnaście godzin w ciągu jednego dnia!
Każdy dzień wyglądał niemal tak samo.
Przygotowywanie uzasadnienia wniosku… przygotowywanie uzasadnienia wniosku… na rozprawie… na rozprawie… konferencja ugodowa… przygotowywanie uzasadnienia wniosku… na rozprawie… spotkania z klientami, oskarżonymi o przestępstwa kryminalne, i prokuratorami.
Na rozprawie na rozprawie na rozprawie…
Ten człowiek pracował bez przerwy.
Przyszedł jej do głowy pewien pomysł.
Tak czy nie? – spytała z uśmiechem swoje drugie ja.
Naprzód, Alicjo.
Otworzyła teczkę, zawierającą ostatnie wykazy Mitchella Reece’a. Przerzucała kartki, dopóki nie znalazła dnia, w którym szła za nim na Grand Central Station.
Trzy godziny swej nieobecności w firmie oznaczył kodem 03.
Co znaczyło: sprawy prywatne.
Na przykład: czas spędzony u dentysty.
Albo na zebraniu Stowarzyszenia Prawników.
Albo w Westchester, z dziewczyną.
Z pewnym zażenowaniem zaczęła sprawdzać adnotacje z ostatnich miesięcy dotyczące przerw w pracy. We wrześniu Mitchell Reece robił długie przerwy na lunch, i to aż dwa lub trzy razy w tygodniu. Później, na przykład w listopadzie, robił to tylko raz w tygodniu.
Taki pracoholik jak Reece… trzy godziny w środku dnia?
Taylor rozumiała go. Sama miewała kochanków.
Odłożyła papiery i zamknęła szufladę.
Na dworze panował chłód, ale miasto było rozświetlone gwiazdkowymi dekoracjami, postanowiła więc pójść do domu pieszo. Nałożyła słuchawki walkmana, przykryła je nausznikami i szybkim krokiem ruszyła przed siebie, myśląc o czekającej ją tego wieczora kolacji z Mitchellem. Przynajmniej do chwili, w której Miles Davis zaczął grać „Seven steps to heaven”, bo w tym momencie natychmiast zapomniała o całym świecie.
Taylor była zaskoczona.
Mitchell Reece mógłby być zawodowym projektantem wnętrz.
Nie spodziewała się, że potrafi znaleźć na to czas lub że interesuje się wystrojem swego mieszkania. Kiedy więc otworzył jej drzwi i wpuścił ją do środka, wydała cichy okrzyk zdumienia.
Mieszkanie składało się z jednego przestronnego pomieszczenia. Na niewielkim podniesieniu znajdowała się otoczona mosiężną barierką sypialnia. Jej jedynym umeblowaniem była dębowa szafa, taka sama toaletka i łóżko, które natychmiast zwróciło jej uwagę. Było wykonane z ciemnego mahoniu i tak duże, że w każdej innej przestrzeni wydawałoby się olbrzymie. Na jego zagłówku rzeźbionym w gotyckim stylu znajdowały się jakieś niewyraźne figury – być może smoki lub chimery.
Przypomniała jej się mityczna postać z książki „O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra”.
Ach, Dżabbersmoka strzeż się, strzeż!
Szponów jak kły i tnących szczęk!
Pokój zdobiły liczne rośliny, rzeźby, wysokie półki na książki i tkaniny. Małe lampki rzucały snopy światła na posążki i obrazy, niekiedy tak brzydkie, że mogły być bardzo cenne. Ceglane i tynkowane ściany pomalowane było na biało, szaro i różowo. Dębową podłogę zdobiły białe plamy.
Jeśli on w dodatku potrafi gotować – pomyślała Taylor – to chyba zmienię moje plany dotyczące przygarnięcia dziecka i wyjdę za niego za mąż.
– Wiem, że zaprosiłeś mnie tylko po to, by zrobić na mnie wrażenie.
Reece roześmiał się głośno.
– Pozwól, że powieszę twój płaszcz.
Miał na sobie workowate spodnie, luźną, białą koszulę i sportowe pantofle, skarpetek nie włożył. Najwyraźniej wyszedł niedawno spod prysznica, bo jego włosy nadal były mokre.
Taylor wybrała wcielenie kobiety-wampa. Czarne pończochy, ale buty na niskim, wygodnym obcasie. Czarna suknia od Carolin Herrery, obcisła, ale zapinana pod szyją. (Jej współlokatorka powiedziała jej kiedyś, że ma wspaniałą figurę, ale zbyt drobne piersi, dlatego nie powinna nosić sukni z dużym dekoltem).
Zauważyła, że Reece ogląda ją uważnie od stóp do głów. Robił to dyskretnie, ale nie dość dyskretnie, bo dostrzegła jego odbicie w jednym z luster.
No dobrze, panienko z Westchester – powiedziała w myślach do tajemniczej przyjaciółki Reece’a. – Ciekawe, czy potrafiłabyś wcisnąć na siebie taką suknię.
Idąc za gospodarzem po orientalnym dywanie do części jadalnej, zwróciła uwagę na stół. Na jego bocznej ściance wyrzeźbione były oblicza słońca. Nie dostrzegła na nich uśmiechu.
– Twój stół wydaje się niezbyt szczęśliwy.
– Bo się nudzi. Nieczęsto zapewniam mu towarzystwo. Dziś będzie zadowolony.
Podając Reece’owi przyniesioną przez siebie butelkę wina, przyjrzała mu się uważnie i doszła do wniosku, że on też nie jest bardzo szczęśliwy. Nadal miał przekrwione oczy, a ona odniosła wrażenie, że stara się odsunąć od siebie myśli o firmie, ale nie jest do końca zrelaksowany.
Przeszedł do części kuchennej i włożył butelkę chardonnay do lodówki. Zajrzała do jej wnętrza i stwierdziła, że nie ma tam nic oprócz wina.
– Powinieneś od czasu do czasu kupować coś do jedzenia – powiedziała żartobliwym tonem. – Sałatę, pomarańcze. Podobno można dostać nawet kurczęta, które są przygotowane do pieczenia.
Читать дальше