– To tylko moja piwnica na wino – odparł ze śmiechem Reece, wyjmując butelkę białego puligny-montrachet, ulubionego burgunda jej ojca. – Lodówka jest tam.
Pokazał jej wysoką ścianę chłodniczą, a potem wyjął dwa kryształowe kieliszki, włożył wino do ceramicznego termosu i przeniósł wszystko do części mieszkalnej.
On naprawdę ma klasę – pomyślała z uznaniem.
Nalał wino i stuknęli się kieliszkami.
– Za nasze zwycięstwo.
Taylor spojrzała mu w oczy i powtórzyła jego słowa. Wino miało wyraźny bukiet. Kieliszek ciążył jej w ręku.
Usiedli, a on opowiedział jej, jak znalazł to mieszkanie. Kiedy się tu wprowadzał, było jeszcze niewykończone, sam więc zadbał o wszystkie szczegóły. Zajęło mu to rok, bo prowadził wtedy trzy poważne procesy i nie mógł się spotykać z przedsiębiorcami budowlanymi.
– Spałem często w pyle trocin, ale wygrałem wszystkie sprawy.
– Czy kiedykolwiek jakąś przegrałeś?
– Oczywiście. Każdy przegrywa procesy. Ja wygrywam może trochę częściej niż inni. Ale to nie jest żadna magia. Ani szczęście. Kluczem jest przygotowanie. I wola zwycięstwa.
– Przygotowanie i Wola. Tak mogłoby brzmieć twoje motto.
– Chyba powinienem postarać się o herb. Ciekawe, jak brzmiałoby to po łacinie.
Taylor wstała i podeszła do długiej drewnianej półki.
– Moja matka nazwałaby to półką z bibelotami. A ja, jako dziecko, zawsze myślałam, że bibelot to brzydki ceramiczny pudel.
Reece zaśmiał się głośno, a ona zauważyła na jednej z półek armię metalowych żołnierzy.
– Kolekcjonuję je – wyjaśnił Reece. – Największy zbiór na świecie miał chyba Winston Churchill, ale Malcolm Forbes też nie miał się czego wstydzić. Ja zajmuję się nimi dopiero od jakichś dwudziestu lat.
– Z czego one są? Z cyny?
– Z ołowiu.
– Kiedyś mój ojciec wpadł na pomysł, żeby dać mi na gwiazdkę nie lalkę, tylko żołnierzy – powiedziała Taylor. – Miałam wtedy chyba osiem albo dziewięć lat. Dostałam kilka paczek z plastikowymi facetami. Dał mi też B-52, więc zbombardowałam większość armii i wróciłam do Barbie i Kubusia Puchatka. Czy masz też sprzęt wojskowy? Armaty i katapulty?
– Wszystko. Żołnierzy, konie, armaty i pojazdy do ich przewożenia…
Taylor wypiła łyk wina i pogrążyła się w myślach.
W życiu bywa czasem tak, że ogarnia człowieka coś w rodzaju szaleństwa – mówiła sobie w duchu. – Spada to na ciebie tak nagle, że zdajesz się opuszczać swoje ciało i myślisz tylko: „Do diabła, to takie dziwne, oto ja, Alicja z krainy czarów, siedzę w ekskluzywnym mieszkaniu obok przystojnego mężczyzny, bawię się w detektywa, piję wino, które kosztuje ze sto dolarów i rozmawiam o ołowianych żołnierzykach”.
Doszła do wniosku, że w żadnych okolicznościach nie wolno jej wypić zbyt dużo.
Reece przesunął figurki kilku żołnierzy.
– Kiedy miałem szesnaście lat, ustawiłem samodzielnie brytyjski czworobok.
– Co to jest?
– Rodzaj szyku bojowego. Żołnierze ustawieni byli w dwóch rzędach. Jedni stali i ładowali broń, drudzy przyklękali i strzelali. Jedynymi wojownikami, którym udało się przebić przez ten szyk, byli afrykańscy Zulusi.
– Oczywiście – mruknęła poważnym tonem Taylor, kiwając potakująco głową.
– Uważasz, że jestem śmieszny, prawda?
Potrząsnęła głową, ale nie potrafiła zachować poważnego wyrazu twarzy, toteż uśmiechnęła się przyjaźnie.
– Stanowczo tak.
Reece klepnął ją żartem w ramię i przez chwilę trzymał dłoń na jej barku. Potem wstał i nastawił jakąś jazzową płytę.
– Czy masz już wiadomości na temat swoich taśm z nagraniami?
– Owszem, ale wyłącznie niepomyślne.
– Wystarczyłoby, żeby zainteresowała się nimi jedna firma płytowa.
Taylor wzruszyła ramionami, zerkając równocześnie na stary zegar. Była ósma trzydzieści. Nie czuła zapachu żadnej gotującej się potrawy.
Ma jedną wadę: nie umie gotować – pomyślała. – Może zabierze mnie na kolację do miasta. Ale…
W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.
– Przepraszam – mruknął Reece. Potem wpuścił do mieszkania jakiegoś młodego człowieka, który zaczął wyjmować z dużej torby owinięte w folię naczynia. Reece ustawił w tym czasie na stole porcelanowe talerze i lichtarz, a potem ułożył obok nich srebrne sztućce.
– Czy życzy pan sobie, żebym nalał wino, panie Reece? – spytał kelner.
– Nie, dziękuję, Robercie. – Reece podpisał rachunek i wręczył chłopcu banknot.
– W takim razie życzę miłego wieczoru.
Na kolację były bliny z rosyjskim kawiorem i śmietaną, medaliony cielęce, ozdobione świeżymi truflami w sosie marsala, sałatka z cykorii i marynowana zielona fasolka.
Ten mężczyzna nie tykał hamburgerów ani kiełków…
– A teraz powiedz mi, czego się dowiedziałaś w sprawie tego dokumentu – zażądał Reece, kiedy już usiedli przy stole i zaczęli jeść.
Taylor przez chwilę starała się uporządkować myśli.
– Po pierwsze, ktoś dostał się do komputera i wymazał z niego wszystkie dane dotyczące wydatków, kosztów i rozmów telefonicznych z soboty i niedzieli.
– Wszystkie? – powtórzył, krzywiąc się z niesmakiem.
– Tak, wszystkie dane z ubiegłego weekendu. Wszystko, co mogłoby połączyć konkretną osobę z firmą. Z wyjątkiem wykazów przepracowanych godzin i adnotacji dotyczących kart magnetycznych do otwierania drzwi.
– Okay. – Kiwnął głową, notując w myślach tę informację. – Kto mógł dostać się do systemu?
– To wcale nie jest takie trudne. Trzeba mieć kartę dostępu, ale można ją łatwo ukraść. – Reece, ku jej radości, zaczął otwierać drugą butelkę wina. – Pozwól, że przedstawię ci kolejno wszystkich podejrzanych. Po pierwsze, Thom Sebastian…
– Mów dalej – poprosił, kiwając głową.
– Zdjęłam odciski z twojego sejfu. Znalazłam ślady jego palców na ścianach i górnej płycie.
– Co takiego? – spytał ze śmiechem.
– Zdobyłam zestaw przyrządów, jakimi posługują się prywatni detektywi. Posypałam miejsce przestępstwa proszkiem i otrzymałam dwadzieścia pięć odcisków. Piętnaście okazało się nie do odczytania. Z pozostałych dziesięciu siedem pozostawiła ta sama osoba, czyli najprawdopodobniej ty. Zdjęłam odcisk z twojej filiżanki. Nawiasem mówiąc, jestem ci winna nową, bo proszek nie chciał z niej zejść i musiałam ją wyrzucić.
– Zastanawiałem się, dlaczego jej nie ma.
– Pozostały trzy odciski. Dwa są nieczytelne. Trzeci należy do Thoma.
– Thom? – Reece zmarszczył brwi. – Co za sukinsyn.
– Nie sądzę, by to on się włamał do sejfu – wyjaśniła Taylor. – Znalazłam na obudowie kilka smug, które zostawił ktoś, kto nosił rękawiczki – chyba zawodowiec. Ale Sebastian mógł go wcześniej oglądać. Może właśnie tego wieczora usiłował go otworzyć, a kiedy doszedł do wniosku, że nie da rady, wezwał eksperta. Czy istnieje jakiś powód, dla którego chciałby zajrzeć do twoich akt?
– Pracował w przeszłości dla banku New Amsterdam, ale nie miał nic wspólnego z firmą Hanover and Stiver… przynajmniej ja o tym nie słyszałem. Tak czy inaczej nie miał prawa wchodzić bez pytania do mojego gabinetu. – Roześmiał się i spojrzał na nią z podziwem. – Odciski palców… To mi nie przyszło do głowy.
Taylor przedstawiła mu dalsze wyniki swych dochodzeń. Opowiedziała, jak odkryła, że Sebastian przebywał w firmie w nocy z soboty na niedzielę, choć on kłamliwie twierdził, iż siedział niemal do rana w klubie. Opowiedziała mu też o Bosku i Callaghanie. O ich rozmowie, z której dowiedziała się, że zamierzają okraść firmę i jak chcą wydać zdobyte w ten sposób pieniądze.
Читать дальше