W damskiej teczce znajdowały się (oprócz nut) wykazy przepracowanych godzin, informacje o wejściach i wyjściach oraz inne dokumenty firmy Hubbard, White and Willis. Jego klient miał nadzieję, że być może ta kobieta prowadzi dziennik. Ale w dzisiejszych czasach ludzie rzadko prowadzili dzienniki, a Taylor Lockwood nie była wyjątkiem.
Czyściciel zasłon spokojnie przeszukiwał mieszkanie, obchodząc powoli kolejne pomieszczenia. Wiedział, że jego klient będzie żądał dokładnego sprawozdania, nie chciał więc niczego przeoczyć.
Taylor weszła do swojej klitki i ciężko osunęła się na krzesło.
Był sobotni poranek, szósta trzydzieści. Los sprawił, że w siedzibie firmy nie było jeszcze żadnego z prawników. Panował w niej przenikliwy chłód.
Taylor miała dreszcze nie tylko z zimna, ale i z wyczerpania. Kiedy oboje z Sebastianem wrócili ubiegłej nocy do miasta, było już bardzo późno. Thom wydawał się przygnębiony. Najwyraźniej bał się, że spyta go o Callaghana, a nie miał na podorędziu żadnej przekonującej historyjki. Ale chyba dręczyło go coś jeszcze. Jego nonszalancka pewność siebie całkowicie się ulotniła. Taylor zauważyła, że przygląda jej się z wyraźnym niepokojem.
Wyobraziła sobie siebie jako osobę skazaną na śmierć. On był w tej scenie strażnikiem więziennym, dystansującym się wyraźnie od kogoś, kto niedługo ma umrzeć.
To groteskowe – pomyślała. Ale nadal rozbrzmiewały jej w uszach jego słowa skierowane do Boska.
Nie interesuj się nią za bardzo.
Co to mogło znaczyć?
I skąd do diabła wiedział, że ona jest muzykiem?
Zauważyła migającą lampkę swej automatycznej sekretarki i podniosła słuchawkę, by odsłuchać nagrania.
Reece dzwonił, by przypomnieć jej, że ma tego wieczora przyjść do niego na kolację.
Pozostała jeszcze jedna wiadomość.
Cześć, pani mecenas, jak ci się wiedzie? Widzialem w „Law Journal” artykuł o twojej firmie. O tej fuzji. Pewnie to czytałaś, ale wysyłam ci go faksem. Trzeba zawsze znać kulisy polityczne…
Gdybyś wiedział, tato, jak dobrze je znam – pomyślała Taylor.
Planujemy już świąteczną kolację. Swoją obecność potwierdził jeden z sędziów Sądu Najwyższego – zgadnij który. Posadzę go przy stole obok ciebie. Tylko zachowaj swoje bardziej liberalne poglądy dla siebie. Mówię to poważnie. Będę w mieście w następnym tygodniu. Mama cię pozdrawia.
Sędzia Sądu Najwyższego? – myślała Taylor, wiedząc, że Samuel Lockwood nigdy nie robi nic bez powodu. – Do czego on zmierza? Czy sadzając mnie obok tego człowieka, chce mi pomóc w karierze? Czy też chce załatwić jakieś swoje sprawy?
Znalazła artykuł przysłany jej przez ojca i szybko go przejrzała. Przedstawiał on ostry konflikt między Burdickiem a Claytonem – wspólnikami firmy Hubbard, Wbite and Willis. Autor uważał, że mimo tego sporu połączone firmy będą mogły w obecnym klimacie gospodarczym funkcjonować znacznie lepiej, niż gdyby zachowały swą odrębność. Ilustrująca tekst fotografia przedstawiała Burdicka i jego żonę. Przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Napisała nad tekstem artykułu: „Thom, może Cię to zainteresuje. Taylor Lockwood”.
Potem weszła do jego pokoju, położyła artykuł na fotelu i korzystając z tego pretekstu, zaczęła przeszukiwać gabinet z gorliwością młodego policjanta oglądającego miejsce zbrodni.
W szufladach biurka znalazła prezerwatywy, kolorowy magazyn pornograficzny, zamkniętą butelkę chivas regala, zapałki z Harvard Club, Pałace Hotel i innych nocnych lokali, kilka kart dań z restauracji, dostarczających jedzenie pod zamówiony adres, listy od brata, matki i ojca (systematycznie ułożone i opatrzone adnotacjami na marginesach), zestawienia bankowe, książeczki czekowe (Jezu, skąd on wziął tyle pieniędzy!), kieszonkowe wydania powieści szpiegowskich i wojennych, poplamiony kawą egzemplarz „Kodeksu zawodowej odpowiedzialności prawnika”, fotografie z wakacji, artykuły z gazet, dotyczące nowych emisji obligacji i akcji, „Wiadomości giełdowe”, batony czekoladowe, okruchy oraz spinacze do papieru.
Nic na temat zaginionego dokumentu. Żadnych informacji dotyczących powiązań Thoma z firmą Hanover and Stiver albo związków tej firmy z Boskiem czy CaUaghanem.
Na półkach stały setki opasłych, granatowych, czerwonych i ciemnozielonych teczek z aktami. Zawierały zapewne kopie wszystkich kontraktów, nad którymi pracował Sebastian. Można w nich było z powodzeniem ukryć umowy wstępne i inne obciążające dowody. Ale ich przeszukanie zajęłoby jej wiele dni. Na każdej z teczek wydrukowane było złotymi literami nazwisko właściciela.
W tym momencie dostrzegła róg kartki papieru, wystający spod leżącej na biurku podkładki. Ponownie wyjrzała na korytarz i przekonawszy się, że nadal jest pusty, sięgnęła po kartkę.
Były na niej krótkie i zwięzłe ręczne adnotacje.
Taylor Lockwood. Piąta Aleja 24.
Jej wiek, szkoły, do których chodziła. Adres rodziców w Chevy Chase. Numery telefonów w domu i w firmie. W tym jeden zastrzeżony.
Ojciec: Samuel Lockwood. Matka: zajmuje się domem. Nie ma rodzeństwa. Złożyła podanie na wydział prawa. Zatrudniona w firmie Hubbard, White and Willis na dwa lata. Podwyżki i wysokie premie.
Muzyk. W każdy czwartek. Klub Miracles.
– Co za sukinsyn – szepnęła do siebie. Potem odłożyła kartkę na miejsce.
Wyszła z pokoju na chłodny korytarz. Zdawało jej się, że słyszy echa kroków, trzask odbezpieczanych rewolwerów i szczęk noży sprężynowych.
Słyszała też wyraźnie słowa Sebastiana:
Nie interesuj się nią za bardzo.
W bibliotece firmy połączyła się z kilkoma bazami danych, między innymi z systemem Lexis/Nexis, zawierającym kopie niemal wszystkich decyzji sądowych, ustaw i zarządzeń wydanych w Stanach Zjednoczonych oraz artykułów zamieszczonych przez setki czasopism i gazet, publikowanych na całym świecie.
Przez wiele godzin usiłowała znaleźć jakieś informacje dotyczące Callaghana, Boska i Sebastiana.
Nie zdało się to na wiele. Bradford Smith należał do grona prawników mających prawo do występowania w sądach nowojorskich i federalnych. Pracował aktualnie w jakiejś firmie, która jednakże zdawała się nie mieć żadnych powiązań ze spółką Hanover and Stiver ani z bankiem New Amsterdam.
Dennis Callaghan nie był prawnikiem, lecz biznesmenem. Działał na wielu polach. Był objęty dochodzeniem, dotyczącym oszustw giełdowych i nadużyć w dziedzinie handlu nieruchomościami, ale nigdy nie został formalnie oskarżony. Utrzymywał aktualnie związki z dwudziestoma różnymi spółkami. Niektóre z nich były zarejestrowane poza obszarem Stanów Zjednoczonych i wydały jej się efemerydami.
Ale żadna nie miała powiązań z firmą Hanover and Stiver. Informacje na temat Sebastiana, znalezione w czasopismach uniwersyteckich i magazynach prawniczych, do których pisywał, też nie budziły podejrzeń. Odkryła jednak z zainteresowaniem, że choć nieźle grał swoją rolę, wcale nie był młodym człowiekiem z dobrej rodziny. Urodził się na przedmieściach Chicago, gdzie jego ojciec prowadził sklep spożywczy – to tłumaczyło dziwne spojrzenie, jakim ją obrzucił, gdy oznajmiła w domu Ady, że jej ojciec był sklepikarzem. Ukończył Harvard, ale zajęło mu to aż sześć lat – prawdopodobnie dlatego, że musiał równocześnie zarabiać na swoje utrzymanie. Później kontynuował naukę w Yale i ukończył kursy wieczorowe w szkole prawniczej z Brooklynu, pracując w ciągu dnia jako posłaniec sądowy, doręczający wezwania ludziom zamieszkującym najbardziej niebezpieczne przedmieścia Nowego Jorku.
Читать дальше