A więc to kryło się pod literami W.S., które zapisał w swym kalendarzu.
Przyszedł tu w sobotę wieczorem, a później – być może – wrócił do firmy. Mniej więcej wtedy, kiedy skradziono dokument.
Ale czy pomiędzy tymi dwoma miejscami istnieje jakiś związek? – pytała się w myślach. – Może to po prostu jego hobby? Może robi tu zdjęcia lub słucha wykładów o Anselu Adamsie i Picassie?
Zaczęła nadsłuchiwać. Zdawało jej się, że coś słyszy. Muzykę. Jakiś słodki utwór smyczkowy, w stylu orkiestry Mantovaniego. Czując ból stóp, będący skutkiem długiego spaceru na wysokich obcasach, oparła się o ścianę budynku i zaczęła obserwować gromadkę szczurów, które przeszukiwały leżącą po drugiej stronie ulicy kupę śmieci.
Skoro tu wszedł, to musi stąd wyjść – pomyślała.
Zrobił to w czterdzieści minut później.
Drzwi otworzyły się na tyle szeroko, że zauważyła różowo-zielone wnętrze. Na ulicę wylały się łagodne dźwięki muzyki. Przed domem zatrzymała się taksówka, należąca do korporacji, z której usług korzystała zawsze firma Hubbard, White and Willis. Dudley zniknął w jej wnętrzu i odjechał.
Co zrobiłby w takiej sytuacji Mitchell? – spytała się w myślach.
W gruncie rzeczy znała odpowiedź na to pytanie. Nie była jednak pewna, czy ma dość odwagi, by postąpić tak samo.
Wedlug krążących po firmie plotek naprawdę masz jaja.
No cóż…
Podeszła do bramy i nacisnęła dzwonek.
W drzwiach pojawił się przystojny, wysoki, trapezoidalnie zbudowany czarnoskóry mężczyzna.
– Jestem tutaj… – Reszta zdania uwięzła jej w gardle.
– Widzę, że pani tu jest.
– Jestem tutaj, bo polecił mi to miejsce pewien klient…
– Czy on jest członkiem klubu?
– Tak. To on mnie tu skierował.
Bramkarz upewnił się, że nikt nie stoi za nią, a potem otworzył drzwi. Taylor weszła do wnętrza.
Przypominało ono hol wytwornego hotelu. Pastelowe barwy, lśniąca miedź, skórzane meble, drewniany bar. Trzej Japończycy w ciemnych garniturach siedzieli na pluszowej kanapie, paląc papierosy. Zerknęli na nią uważnie – jakby z nadzieją – ale gdy obrzuciła ich chłodnym spojrzeniem, odwrócili wzrok.
W tym momencie podeszła do niej jakaś czterdziestokilkuletnia kobieta w konserwatywnym granatowym kostiumie i białej bluzce.
– Co mogę dla pani zrobić? – spytała z uśmiechem.
– Mam dziś wolny wieczór. Chciałam obejrzeć ten lokal.
– No cóż – zaczęła kobieta, wcielając się natychmiast w rolę przewodnika – nasz klub zrzesza miłośników sztuki i fotografii. Należy do najstarszych w mieście. Tu znajdzie pani szczegółowe informacje.
Podała jej kolorową broszurę, wydrukowaną na błyszczącym papierze. Były w niej programy koncertów, wystaw i wykładów.
Ale nie było wzmianki o tym, z kim spotykał się tu Dudley.
Taylor kiwnęła głową.
– Ralph opowiadał mi o tym klubie wiele dobrego.
– Ralph?
– Ralph Dudley. Jest moim przyjacielem. Miałam się tu z nim spotkać wcześniej, ale…
– Och – powiedziała kobieta – właśnie przed chwilą wyszedł. Trzeba było od razu powiedzieć, że pani go zna. – Wyjęła z jej rąk broszurę i wrzuciła ją do szuflady. – Przepraszam, nie wiedziałam, że to on panią tu skierował. Poproszę o jakiś dokument.
– Ja…
– Prawo jazdy albo paszport.
Co miała zrobić Alicja?
Musiała przyjąć zwariowane reguły gry.
Podała swe prawo jazdy. Kobieta porównała jej twarz z fotografią, a potem podeszła do komputera i wpisała do niego jakieś informacje. Rezultat był najwyraźniej pomyślny, bo zwróciła jej dokument.
– Chyba pani rozumie, że musimy zachować środki ostrożności. Składka członkowska wynosi tysiąc dolarów, a stawka godzinowa modelki lub modela pięćset dolarów. Jeśli chce pani mężczyznę, będzie musiał włożyć prezerwatywę. Seks oralny zależy od decyzji modela; jedni to robią, drudzy nie. Wszyscy oczekują napiwków. Opłata obejmuje standardowe rekwizyty, ale jeśli pani ma jakieś specjalne życzenia, zapewne można to załatwić. Czy płaci pani gotówką?
– Hmmm… kartą American Express.
– Na wykazie bankowym ta płatność uwidoczniona będzie jako opłata za kurs sztuki. Jedna godzina?
– Tak, oczywiście.
– Czy ma pani jakieś specjalne życzenia? – spytała kobieta, biorąc od niej kartę.
– Owszem, myślałam o czymś niezwykłym. Czy mogłabym skorzystać z usług tej modelki, którą widuje Ralph Dudley?
Kobieta, jako zawodowiec, któremu nie wolno okazywać uczuć, nie podniosła wzroku znad karty, ale wyraźnie się zawahała.
– Czy jest pani tego pewna?
– Absolutnie – odparta Taylor, zdając sobie w duchu sprawę, że nigdy w życiu nie była mniej pewna.
– W tym wypadku obowiązuje podwójna stawka.
– Nie ma problemu. – Taylor z uśmiechem przyjęła z rąk kobiety wydruk komputerowy i pióro. Starając się powstrzymać drżenie dłoni podpisała rachunek, opiewający na dwa tysiące dolarów.
Recepcjonistka zniknęła za jakimiś drzwiami. Z głośników płynęły ciche dźwięki gitarowej aranżacji „Pearly Shells”. Po krótkiej chwili kobieta wróciła z kluczem w ręku.
– Rozmawiałam z nią. Ona nieczęsto ma do czynienia z kobietami, ale mówi, że może spróbować.
– To dobrze.
– Myślę, że pani ją polubi. Po schodach na górę, ostatni pokój po prawej. Alkohole są bezpłatne. Możemy też dostarczyć kokę, ale to narazi panią na dodatkowe koszty.
– Nie, dziękuję.
Czując zawrót głowy, przeszła przez chłodny korytarz i zapukała do drzwi.
– Proszę wejść!
Wzięła głęboki oddech, weszła do pokoju i stanęła jak wryta. W jej oczach malowało się takie samo zdumienie, jak w oczach dziewczyny, która stała na środku pokoju.
Była nią nastolatka, którą poznała w gabinecie Dudleya. Jego wnuczka imieniem Junie.
– Cholera, to pani! – mruknęła, upuszczając na podłogę trzymany w ręku pas do podwiązek.
– Musi pani zamknąć drzwi – oznajmiła Junie, odzyskawszy po części panowanie nad sobą. – Takie są przepisy. Johny, ten wykidajło, chodzi po korytarzach i wścieka się, kiedy są otwarte.
Taylor weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
– Ralph nie będzie z tego zadowolony – mruknęła posępnie dziewczyna.
– Czy naprawdę jesteś jego wnuczką?
– Kurczę! A jak pani myśli? Jasne, że nie. On tylko tak opowiada.
Była tak mocno umalowana, że brunatne i niebieskie pasma tuszu do rzęs nadawały jej twarzy drapieżny, niemal żmijowaty wygląd. Podniosła pas i zaczęła go rozplątywać.
– To jeden z moich najstarszych klientów – oznajmiła ze śmiechem. – To znaczy jeden z tych frajerów, z którymi widuję się już od dawna. I jeden z najstarszych. Tak, chyba najstarszy.
– Czy mogę usiąść? – spytała Taylor, spoglądając na obity pluszem fotel.
– Zapłaciła pani za godzinę. Jeśli pani chce, proszę sobie zrobić drinka.
Taylor nalała do wysokiego, kryształowego kieliszka odrobinę musującego wina.
– A ty?
– Ja? – Junie wydawała się przerażona. – Nie wolno mi pić. Jestem niepełnoletnia.
Taylor zamrugała oczami ze zdumienia, a dziewczyna wybuchnęła głośnym śmiechem.
– Cholera, to był żart! Oczywiście, że piję. Ale nie wolno nam tego robić podczas pracy.
– Czy nie masz nic przeciw temu? – spytała Taylor, zdejmując uwierające ją buty.
– Tylko buty? Moi klienci zdejmują zwykle znacznie więcej.
Читать дальше