Clayton wiedział, że zarząd spółki McMillan nie zgadza się na fuzję. Burdick zakładał więc, że jego przeciwnik nie zamierza tracić czasu na próby przeciągnięcia rady nadzorczej na swoją stronę.
– Ale członkowie rady rozmawiają między sobą o tej fuzji. Zastanawiają się, czy byłaby dla nich korzystna.
– Skąd o tym wie żona Billa?
– Sypia z Frankiem Augustine, który jest jednym z członków rady – odparła rzeczowym tonem Vera.
– Ciekaw jestem, z kim rozmawiał Clayton – mruknął Burdick.
– Moim zdaniem powinieneś pojechać na Florydę i pogadać z tymi ludźmi. Jak najprędzej. Postawić im drinka i nakłonić do głosowania przeciwko fuzji. Ostrzec ich przed Claytońem.
– Pojadę tam w czasie weekendu. To będzie dobry pretekst do nieobecności na przyjęciu Claytona, które ma się odbyć w niedzielę. Nie mam ochoty spędzać czasu w domu tego nadętego durnia.
– Ja się na nie wybiorę – oznajmiła pogodnym tonem Vera. – Jedno z nas powinno tam być. Choćby po to, żeby go zaniepokoić.
A ty jesteś kobietą, która doskonale to potrafi – pomyślał Burdick, wysiadając z windy.
Droga Pani Lockwood,
Dziękujemy za udostępnienie nam taśmy z Pani nagraniem.
Taylor szła w kierunku swego mieszkania, ściskając w ręku trzy koperty z nagłówkami firm płytowych. Zadzwoniła do Dudleya i oznajmiła mu, że chce się przebrać przed kolacją, przyjedzie więc wprost do jego klubu, położonego w centrum miasta.
Idąc korytarzem, wyobrażała sobie treść znajdujących się w kopertach listów.
Nasz ekspert był tak zafascynowany demo, że wysłał je natychmiast do działu promocji, gdzie wzbudziła ogólny zachwyt. Pani mistrzowska interpretacja starych standardów, znakomicie kontrastująca z Pani kompozycjami, wydaje nam się ogromnie interesująca. Proponujemy Pani kontrakt na nagranie trzech płyt.
Załączamy naszą umowę, podpisaną już przez wiceprezesa firmy oraz – tytułem zaliczki – czek na pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Nasza limuzyna podjedzie pod Pani dom…
Nie czekając na chwilę, w której znajdzie się za drzwiami swego mieszkania, rozerwała zębami wszystkie trzy koperty. Oddarte kawałki papieru wyglądały na wytartym chodniku jak żółte gąsienice. Taylor odczytała trzy zdawkowe formułki odmowne, odbiegające daleko od listu, który stworzyła w swej wyobraźni.
Jedna z nich, najlepiej świadcząca zdaniem Taylor o stanie przemysłu muzycznego, zaczynała się od słów: „Drogi Kandydacie”.
Cholera.
Taylor wysiadła z windy i wrzuciła wszystkie trzy listy do stojącego obok niej kosza na śmieci.
Po wejściu do mieszkania dostrzegła migającą lampkę telefonicznej sekretarki, dlatego nacisnęła guzik, a potem zdjęła płaszcz i zsunęła z nóg buty.
Na sekretarkę nagranych było wiele wiadomości.
Ralph Dudley ponownie podał jej adres swojego klubu.
Sebastian przypominał, że są nazajutrz umówieni na kolację.
Reece potwierdził, że czeka na nią w sobotę z kolacją.
Danny Stuart, współlokator Lindy Davidoff, przepraszał za to, że nie porozumiał się z nią wcześniej, i proponował jej jutro wspólny lunch w Greenvich Village.
Trzy kolacje i lunch – pomyślała. – Do diabła, jakim cudem ci szpiedzy są tacy szczupli?
Na sekretarce pozostała jeszcze jedna wiadomość. Nacisnęła guzik.
– Witam panią mecenas. Mam ważne wiadomości. Będę w Nowym Jorku za jakiś tydzień i zamierzam zaprosić moją małą gwiazdę palestry na kolację. Zadzwoń, to uzgodnimy nasze plany.
Taylor natychmiast rozejrzała się po pokoju, by sprawdzić, czy panuje w nim porządek – jakby obawiała się, że w telefonie ukryta jest kamera wideo, przekazująca obraz wprost do gabinetu jej ojca.
Potem przysiadła powoli na kanapie. Wiadomość od Samuela Lockwooda przypomniała jej pytanie, zadane poprzedniego dnia przez Mitchella Reece’a: Więc jak wylądowałaś w Nowym Jorku?
Pamiętała dokładnie dzień, kiedy przed dwoma laty siedziała naprzeciwko swojego ojca. Samuel Lockwood, niewysoki i blady, mógłby wydawać się człowiekiem słabym, ale wypełniał salon ich domu swą potężną osobowością.
Usiłowała patrzeć mu z determinacją w oczy. Ale oczywiście nie wyglądało to przekonująco.
– Proszę tylko o to, żebyś zechciała spróbować, Taylor – powiedział w końcu, zagłuszając dochodzący zza okien warkot kosiarki do trawy.
– Mam inne priorytety, tato.
– Priorytety… – mruknął z niechęcią. – To słowo dowodzi, że chciałabyś iść w kilku kierunkach naraz. W głębi swej świadomości rozważasz już możliwość zostania prawnikiem.
– Mam na myśli…
Co ja wtedy miałam na myśli? – spytała się w duchu. Była wówczas zbyt zdenerwowana, by to zapamiętać.
– …mój talent…
– Owszem, kochanie, jesteś utalentowana. Zawsze to przyznawałem. Miałaś dobre stopnie… Z politologii, filozofii, teorii rządzenia państwem. Zawsze.
A także z kompozycji, teorii muzyki, improwizacji i gry na instrumencie – pomyślała Taylor.
– I z muzyki – dodał po krótkiej przerwie, uśmierzając jej gniew. Potem roześmiał się głośno. – Ale nikt nie zarobił nigdy poważnych pieniędzy, grając w barach.
– Nie robię tego dla pieniędzy, tato. Dobrze o tym wiesz.
– Posłuchaj, przecież możesz robić różne rzeczy naraz. Tak jak ja.
Mówił prawdę. Jego zainteresowania obejmowały biznes, prawo, golfa, tenis, żeglarstwo, skoki spadochronowe, działalność pedagogiczną.
– Chodzi mi tylko o to, że moim zdaniem powinnaś zdobyć dyplom prawniczy już teraz. Z upływem lat coraz trudniej ci będzie do tego wracać.
Taylor czuła się przy nim jak małe dziecko i nie potrafiła wymyślić żadnej logicznej odpowiedzi. W wojnie na argumenty Samuel Lockwood wielokrotnie pokonywał najlepszych prawników Ameryki.
– Kiedy gram, czuję, że żyję, tato – wymamrotała w końcu słabym głosem. – Tylko tyle mam ci do powiedzenia.
– To musi być piękne uczucie – przyznał. – Ale pamiętaj, że wszyscy przechodzimy w życiu różne etapy. To, co nas zachwyca teraz, niekoniecznie musi nam wystarczyć na zawsze. Kiedy byłem w szkole, uwielbiałem baseball. Jakie to było cudowne! Ale robić to przez całe życie? Zostać zawodowym baseballistą? Nie, wolałem robić inne rzeczy. I odkryłem, że występowanie w sądzie jest równie podniecające. Może nawet bardziej, ponieważ harmonizuje z moją naturą.
– Muzyka nie jest dla mnie sportem, tato. – Czuła, że mówi płaczliwym tonem, i nienawidziła się za to.
– Oczywiście, że nie. Wiem, że jest ona ważną częścią twojego życia. Przecież byłem na wszystkich twoich recitalach… – dodał, by uwiarygodnić swe zdanie. Pauza. – Chcę tylko powiedzieć, że byłoby lepiej wybić się w jakimś konkretnym zawodzie. Rzecz jasna nie musi to być prawo… I zajmować się muzyką w wolnym czasie. Wtedy, jeśli nie zrobisz kariery muzycznej, będziesz miała na czym się oprzeć. Możesz też robić obie te rzeczy równocześnie. Postawić muzykę na pierwszym miejscu, a prawo na drugim.
Zdawał się zapominać, że przed chwilą zwolnił ją z obowiązku studiowania prawa.
– W dzisiejszych czasach można wykonywać zawód prawnika zupełnie inaczej niż dawniej. Pracować na pół etatu. Kobiety często mają inne priorytety – rodziny i tak dalej. Kancelarie prawnicze są bardziej elastyczne.
– Potrafię zarobić na życie, grając na fortepianie, tato. To się udaje tylko nielicznym muzykom. – Gra w klubach, na weselach i pokazach organizowanych przez firmy przyniosła jej w ubiegłym roku zaledwie osiemnaście tysięcy dolarów. Trudno było to nazwać zarabianiem na życie, ale nie zamierzała wtajemniczać ojca w szczegóły.
Читать дальше