Ale chłopiec zrobił szeroki zamach i drugi raz grzmotnął krzesłem w monitor, który rozbił się z głuchym hukiem, pryskając dookoła odłamkami szkła. Ze szczątków urządzenia uniósł się dym.
Administrator chwycił krzesło i wyrwał je z rąk Jamiego, a potem odciągnął chłopca na bok i pchnął go na podłogę.
– Cóż ty, u diabła, wyprawiasz, mój panie?
Jamie wygramolił się na nogi, pochlipując i znów zamierzył się na komputer. Powstrzymali go Bishop i administrator.
– Rozwalę to! Ta maszyna go zabiła! Zabiła pana Boethe’a!
– Przestań w tej chwili, młody człowieku! – wrzasnął na niego wicedyrektor. – Nie pozwolę moim uczniom na takie zachowanie!
– Ręce przy sobie, kurwa! – rzucił wściekle Jamie. – Maszyna go zabiła, a ją zabiję ją! – Trząsł się ze wzburzenia.
– Panie Turner, proszę się natychmiast uspokoić! Nie zamierzam tego powtarzać.
Po chwili do sal wbiegł Mark, brat Jamiego. Otoczył ramieniem chłopca, który padł mu ze szlochem w objęcia.
– Uczniowie muszą umieć się zachować – powiedział wstrząśnięty administrator, spoglądając na spokojne twarze członków zespołu CCU. – Takie mamy zasady.
Bishop zerknął na Lindę Sanchez, która oglądała zniszczenia.
– Procesor centralny ocalał. Zniszczył tylko monitor.
Wyatt Gillette ustawił dwa krzesła w rogu sali i gestem zaprosił Jamiego, by usiadł. Chłopiec popatrzył na brata, który przyzwalająco skinął głową, więc usiadł obok hakera.
– Chyba spieprzyła mu się gwarancja – powiedział ze śmiechem Gillette, wskazując monitor.
Przez twarz Jamiego przemknął blady uśmiech, który zniknął niemal w tym samym momencie, kiedy się pojawił. Po chwili chłopiec rzekł:
– To moja wina, że Booty zginął. – Spojrzał na Gillette’a. – Złamałem kod do bramy, ściągnąłem schemat instalacji alarmowej… szkoda, że to ja nie umarłem! – Otarł twarz rękawem.
Gillette dostrzegł, że tym razem chłopiec znów nie powiedział wszystkiego.
– Powiedz mi, śmiało – zachęcił go łagodnie. Chłopiec spuścił głowę i w końcu rzekł:
– Ten człowiek… mówił, że gdybym nie hakował, pan Boethe dalej by żył. To ja go zabiłem. I nie powinienem już nigdy dotykać komputera, bo mógłbym zabić kogoś jeszcze.
Gillette kręcił głową.
– Nie, nie, Jamie. Człowiek, który to zrobił, to kompletny świr. Wbił sobie do łba, że zabije twojego dyrektora i nic nie mogło mu w tym przeszkodzić. Gdyby nie wykorzystał ciebie, wykorzystałby kogoś innego. Mówił ci takie rzeczy, bo się ciebie boi.
– Boi się? Mnie?
– Obserwował cię, przyglądał się, jak piszesz skrypty i hakujesz. Przestraszył się tego, co mógłbyś mu kiedyś zrobić.
Jamie milczał.
Gillette wskazał dymiący monitor.
– Nie uda ci się rozwalić wszystkich maszyn na świecie. – Ale tę mogłem rozpieprzyć! – rzucił wściekle.
– To tylko narzędzie – rzekł cicho Gillette. – Niektórzy włamują się do domów innych, używając śrubokrętów. Nie można pozbyć się wszystkich śrubokrętów.
Jamie oparł się o stos książek i zaniósł płaczem. Gillette otoczył go ramieniem.
– Już nigdy nie siądę przed żadnym pieprzonym komputerem. Nienawidzę ich!
– No to będziemy mieli problem. Chłopiec znów otarł twarz.
– Problem?
– Widzisz, potrzebujemy twojej pomocy – odparł Gillette.
– Wy, mojej?
Haker wskazał maszynę ruchem głowy. – Ty napisałeś ten skrypt? „Crackera”? Chłopiec skinął głową.
– Jesteś dobry, Jamie. Naprawdę dobry. Niektórzy sysadmini nie umieliby sobie z tym poradzić. Zabierzemy ze sobą komputer do analizy. Ale resztę zamierzałem zostawić tutaj i miałem nadzieję, że do nich zajrzysz i spróbujesz znaleźć coś, co mogłoby nam pomóc złapać tego gnojka.
– Chcecie, żebym to zrobił? – Wiesz, kto to jest biały haker?
– Tak. Dobry haker, który pomaga szukać złych hakerów. – Zostaniesz naszym białym hakerem? Policja stanowa ma za mało ludzi. Może znajdziesz coś, czego my nie zauważymy.
Chłopiec wyglądał, jakby się teraz wstydził, że płakał. Ze złością otarł twarz.
– Nie wiem. Chyba nie chcę.
– Przydałaby nam się twoja pomoc.
– Dobrze, Jamie – odezwał się wicedyrektor. – Czas wracać do pokoju.
– Nie ma mowy – zaprotestował brat chłopca. – Dzisiaj tu nie zostanie. Idziemy na koncert, a potem Jamie nocuje u mnie.
Wicedyrektor odparł nieugięcie:
– Nie. Musi mieć na to pisemną zgodę rodziców, z którymi nie udało się nam skontaktować. Mamy swój regulamin i nawet po tym wszystkim – nieokreślonym gestem wskazał w stronę miejsca zbrodni – nie odstąpimy od niego.
Mark Turner nachylił się i syknął mu do ucha:
– Jezu, mógłby pan chyba trochę mu poluzować? Dzieciak przeżył najgorszy wieczór w swoim życiu, a pan…
– Pan akurat nie ma głosu w sprawie moich stosunków z uczniami – przerwał mu administrator.
– Ale ja mam – włączył się Frank Bishop. – Jamie ani nie zostanie tutaj, ani nie pójdzie na żaden koncert. Pojedzie z nami do centrali policji i złoży zeznanie. Potem odwieziemy go do rodziców.
– Nie chcę tam jechać – powiedział ze smutkiem chłopiec. – Nie do rodziców.
– Obawiam się, że nie mam wyboru, Jamie – odparł detektyw. Chłopiec westchnął i przez chwilę wyglądał, jakby znów miał się rozpłakać.
Bishop spojrzał na wicedyrektora i rzekł:
– Zajmę się tym. Pan będzie tu miał dziś sporo pracy z resztą chłopców.
Mężczyzna zmierzył detektywa pełnym niesmaku spojrzeniem, potem popatrzył na rozbite drzwi i wyszedł z sali komputerowej.
Frank Bishop uśmiechnął się i powiedział do chłopca:
– W porządku, młody człowieku, możesz iść z bratem. Pewnie spóźnicie się na pierwszą część koncertu, ale jeżeli się pospieszycie, zobaczycie główną atrakcję wieczoru.
– A rodzice? Mówił pan…
– Zapomnij o tym, co mówiłem. Zadzwonię do twoich rodziców i powiem im, że nocujesz u brata. – Spojrzał na Marka. – Proszę pamiętać, żeby zdążył na lekcje jutro rano.
Chłopiec nie był w stanie się uśmiechnąć – po tym, co się stało – ale słabym głosem bąknął: „Dziękuję”, a później podszedł do drzwi.
Mark Turner uścisnął detektywowi rękę.
– Jamie – zawołał Gillette. Chłopiec odwrócił się.
– Pomyśl o tym, o co cię prosiłem. Że mógłbyś nam pomóc. Jamie patrzył przez chwilę na dymiący monitor. Odwrócił się i wyszedł bez słowa.
– Sądzisz, że mógłby coś znaleźć? – zapytał Gillette’a Bishop.
– Nie mam pojęcia. Nie dlatego prosiłem go o pomoc. Doszedłem do wniosku, że po czymś takim trzeba go posadzić z powrotem na konia, który go zrzucił. – Wskazał notatki Jamiego. – Jest naprawdę świetny. Gdyby trwale zraził się do komputerów, byłby to niewybaczalny grzech.
Detektyw zaśmiał się krótko.
– Im lepiej cię znam, tym częściej wydaje mi się, że nie jesteś typowym hakerem.
– Kto wie? Może nie jestem.
Gillette pomógł Lindzie Sanchez odłączyć komputer – współsprawcę śmierci biednego Willema Boethe’a. Linda opakowała maszynę pokrowcem ochronnym i przypięła do wózka bardzo ostrożnie, jak gdyby bała się, że silniejszy wstrząs mógłby usunąć ulotne i kruche ślady, jakie zostawił w niej ich przeciwnik.
W siedzibie CCU śledztwo utknęło.
Ani razu nie rozległ się sygnał, którym bot zawiadomiłby, że znalazł w Sieci wzmiankę o Phacie lub Shawnie, Trzy-X też więcej nie pojawił się online.
Читать дальше