Dał znak Sheltonowi, żeby zajął miejsce za kółkiem – jego partner prowadził wóz agresywniej; i szybciej.
– Z powrotem do CCU – powiedział.
– A więc gość jeździ jaguarem – rzekł z zadumą Shelton. – Nie jest zwykłym hakerem.
O tym już wiedzieliśmy, pomyślał Bishop.
Wreszcie na ekranie Wyatta Gillette’a pojawiła się wiadomość.
Trzy-X: Sorry, stary. Jeden koleś pytał mnie o łamanie kodu wygaszaczy ekranu. Jakiś lamer.
Przez kilka następnych minut Gillette, nadal udając wyalienowanego nastolatka z Teksasu, opowiadał Trzy-X, jak jemu udało się pokonać kody wygaszaczy ekranu Windows, a haker radził mu, jak można to zrobić lepiej. Podczas gdy Gillette cyfrowo oddawał hołd swemu guru, drzwi biura CCU otworzyły się i stanęli w nich Frank Bishop i Bob Shelton.
– Jesteśmy o krok od odnalezienia Trzy-X – poinformowała ich z przejęciem Patricia Nolan. – Siedzi w kawiarence internetowej w centrum handlowym gdzieś niedaleko. Powiedział, że zna Phate’a.
– Nie mówi jednak nic konkretnego – zawołał do Bishopa Gillette. – Coś wie, ale się boi.
– Pac Bell i Bay Area On-Line zlokalizują go za pięć minut – powiedział Tony Mott, słuchając komunikatu przez słuchawki. – Zawężają obszar wymiany i wszystko wskazuje na to, że jest w Atherton, Menlo Park albo w Redwood City.
– Dobra, ile tam może być centrów handlowych? – spytał Bishop. – Wezwij tam oddział specjalny.
Bob Shelton zadzwonił, a potem oznajmił:
– Już wyjeżdżają. Powinni być na miejscu za pięć minut.
– Odezwij się, odezwij – powiedział do monitora Mott, głaszcząc kanciastą rękojeść srebrnego pistoletu.
Czytając tekst na ekranie, Bishop rzekł:
– Naprowadź go z powrotem na Phate’a. Może uda ci się wydobyć z niego jakiś konkret.
Renegat33M: stary, może da sie cos zrobić zeby ten phate dal spokój. Chce mu zrobić kolo dupy.
Trzy-X: słuchaj, lepiej nie próbuj robie Phate’owi kolo dupy. Bo on ci zrobi.
Renegat33M: Myślisz?
Trzy-X: Phate to smierc, koleś. Tak samo jak jego przyjaciel, Shawn. Nie zbliżaj sie do nich. Jeżeli Phate wsadził ci Trapdoora, wyrzuć twardziela i zainstaluj nowego. Zmień nicka.
Renegat33M: Myślisz, ze może mnie trafie nawet w texasie? Gdzie on ma mete?
– Dobrze – mruknął Bishop.
Ale Trzy-X nie odpowiedział od razu. Dopiero po chwili na ekranie ukazała się wiadomość:
Trzy-X: Nie sadze, zeby dostał cie w Austin. Ale musze ci cos powiedzieć, koleś…
Renegat33M: Co?
Trzy-X: Na pewno nie jesteś bezpieczny w północnej Kalifornii, gdzie teraz siedzisz, pierdolony oszuście!!!!
– Cholera, wymacał nas! – krzyknął Gillette.
Renegat33M: Co ty stary jestem w Teksasie.
Trzy-X: „Co ty, stary”, nie jesteś. Sprawdź czas odpowiedzi w anonimizerze. ESAD!
Trzy-X się wylogował.
– Niech to szlag – powiedziała Patricia Nolan.
– Zniknął – poinformował Bishopa Gillette i walnął otwartą dłonią w pulpit terminalu.
Detektyw zerknął na ostatnią wiadomość na ekranie.
– Co to jest „czas odpowiedzi”?
Gillette nie wytłumaczył mu od razu. Wstukał kilka poleceń i sprawdził anonimizer autorstwa Stephena Millera.
– Do diabła – mruknął, widząc, co się stało. Potem wyjaśnił: Trzy-X namierzał komputer CCU, wysyłając pakiet elektroniczny, ping, taki sam jak Gillette wysyłał do niego, żeby go zlokalizować. Anonimizer powiedział wprawdzie hakerowi, że Renegat jest w Austin, ale po tym jak Trzy-X wpisał BRB, musiał przeprowadzić jeszcze jeden test, który wykazał, że czas, w jakim ping pokonał drogę do i z komputera Renegata, był o wiele za krótki – elektrony nie mogły tak szybko przebyć trasy do Teksasu i z powrotem.
Był to poważny błąd – bez kłopotu można było wbudować do programu małe opóźnienie, aby kilka dodatkowych milisekund przekonało hakera, że Renegat jest oddalony o tysiąc mil. Gillette nie rozumiał, dlaczego Miller o tym nie pomyślał.
– Kurwa! – powiedział krótko cyberglina i pokręcił głową, gdy zdał sobie sprawę z własnego błędu. – To moja wina. Przykro mi… po prostu nie wpadło mi to do głowy.
Rzeczywiście, pomyślał Gillette.
A tak niewiele brakowało.
Cichym i zrezygnowanym głosem Bishop rzekł do Sheltona:
– Odwołaj brygadę specjalną.
Detektyw wyciągnął komórkę i zadzwonił.
– A to ostatnie w wiadomości od Trzy-X? – zapytał Bishop. – ESAD?
– Sympatyczny akronim – odparł z goryczą Gillette. – Oznacza „Pierdol się” [9].
– Nerwus z niego – zauważył Bishop.
Nagle zadzwonił telefon – jego komórka – i detektyw odebrał.
– Tak? – Po chwili spytał szorstkim tonem: – Gdzie? – Zapisał coś i powiedział: – Skierujcie tam wszystkie wolne patrole. I skontaktujcie się z policją miejską San Jose. Szybko, nie ma czasu.
Wyłączył telefon i spojrzał na zespół.
– Coś się ruszyło. Jest zgłoszenie na nasz komunikat o poszukiwaniu wozu. Policjant z drogówki z San Jose jakieś pół godziny temu zauważył zaparkowanego nowego szarego jaguara. Samochód stał w starej części miasta, gdzie rzadko widuje się tak drogie auta. – Podszedł do mapy i zakreślił skrzyżowanie, gdzie widziano jaguara.
– Znam trochę tę okolicę – odezwał się Shelton. – Sporo domów mieszkalnych, kilka winiarni, parę sklepów monopolowych. Dość uboga dzielnica.
Bishop pokazał mały kwadracik na mapie. Podpis brzmiał „Szkoła im. św. Franciszka”.
– Pamiętasz tamtą sprawę sprzed kilku lat? – zapytał Sheltona detektyw.
– Aha.
– Jakiś psychopata wdarł się do szkoły i zabił ucznia czy nauczyciela. Dyrektor kazał zamontować Bóg wie jakie zabezpieczenia – same najnowocześniejsze urządzenia. Pisały o tym wszystkie gazety. – Wskazał ruchem głowy tablicę. – Phate lubi wyzwania, pamiętacie?
– Jezu – mruknął wściekle Shelton. – Teraz zabrał się do dzieci. Bishop chwycił telefon i przekazał centrali kod alarmowy oznaczający groźbę ataku.
Nikt nie miał odwagi powiedzieć na głos tego, o czym wszyscy myśleli: że raport o odnalezieniu samochodu pochodził sprzed pół godziny. Phate miał dużo czasu, żeby przystąpić do makabrycznej rozgrywki.
Wszystko było tak jak w życiu, pomyślał Jamie Turner.
Bez fanfar, brzęczyka, głuchych grzechotów jak w filmach, nawet bez najcichszego kliknięcia, po prostu w drzwiach zgasła lampka.
W Realu nie ma efektów dźwiękowych. Robisz to, do czego się zabrałeś, i jedyną reakcją otoczenia jest tylko bezgłośne wyłączenie maleńkiej lampki.
Wstał i zaczął nasłuchiwać. Z głębi korytarzy szkoły dobiegały odgłosy muzyki, okrzyków, śmiechu, radia – wszystko to zostawiał za sobą, wyruszając na superwieczór z bratem.
Delikatnie uchylił drzwi.
Cisza. Ani alarmu, ani krzyków Booty’ego.
Jego nozdrza wypełniło chłodne powietrze pachnące trawą. Przypomniały mu się długie samotne godziny po kolacji spędzone latem w domu rodziców w Mili Valley – Mark był wtedy w Sacramento, gdzie znalazł pracę, żeby wyrwać się z domu. Wieczory bez końca… matka częstowała Jamiego deserami i słodyczami, żeby tylko dał jej spokój, ojciec mówił mu: „Idź się pobawić na dwór”, gdy tymczasem rodzice razem ze swoimi przyjaciółmi snuli różne bezsensowne opowieści, które z każdą butelką miejscowego wina stawały się coraz mniej wyraźne.
Читать дальше