Jeffery Deaver - Modlitwa o sen

Здесь есть возможность читать онлайн «Jeffery Deaver - Modlitwa o sen» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Modlitwa o sen: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Modlitwa o sen»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Z zakładu dla umysłowo chorych ucieka Michael Hrubek, pacjent ze schizofrenią paranoidalną. I ma przed sobą ściśle określony cel: odnaleźć Lis Atcheson – to jej zeznania sprawiły, że uznano go za potwora i skazano na zamknięcie.
Podczas burzy, sprzyjającej szaleńcowi, ścigają go teraz trzej ludzie: psychiatra Kohler – przekonany o niewinności swego pacjenta, zawodowy tropiciel Heck – liczący na nagrodę za schwytanie szaleńca, i Atcheson – mąż Lis, który musi dopaść Hrubeka, nim ten skrzywdzi jego żonę…

Modlitwa o sen — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Modlitwa o sen», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Lis złapała się na tym, że się zastanawia, co się dzieje z Owenem. Nie chciała dopuścić do siebie myśli o najgorszym. Nie, nie. Z Owenem jest wszystko w porządku. Leje tak strasznie, że on prawdopodobnie schronił się gdzieś, żeby przeczekać najgorszy deszcz. Lis spojrzała na czarne niebo nad głową i zmówiła cichą modlitwę. Prosiła Boga o to, żeby nadszedł już świt – odwrotnie niż zwykle, bo zwykle, leżąc w łóżku i rozpaczliwie próbując zasnąć, modliła się o coś wprost przeciwnego.

A tym razem modliła się o jasność, o poranek, o szalejące czerwone, niebieskie i białe światła na dachach zbliżających się samochodów.

Poczuła zapach róży. Jeszcze tylko dwadzieścia minut. Albo dziewiętnaście. Albo piętnaście. Za piętnaście minut Portia sprowadzi tu pomoc. Michael Hrubek na pewno zabłądził w lesie. Na pewno upadł i złamał nogę.

Lis podrapała psa za uszami.

– W porządku, piesku, twój pan wyzdrowieje – powiedziała, kiedy pies przechylił głowę.

Objęła go. Biedaczek. Był tak zdenerwowany jak ona – uszy mu drżały, mięśnie szyi napięły się. Lis odsunęła się trochę i przyjrzała mu się.

Przyjrzała się fałdom skóry i oczom, które wyrażały znudzenie. Pies trzymał nos w górze, nozdrza mu się kurczyły.

– Lubisz róże? Co, piesku?

Pies wstał. Mięśnie pod skórą napięły mu się. Z jego gardła wydobyło się złowrogie warknięcie.

– O Boże – krzyknęła Lis. – Nie!

Pies węszył, przebierając nogami, podnosząc i opuszczając głowę. Zaczął chodzić szybko w tę i z powrotem. Lis skoczyła na równe nogi i chwyciła nóż, rozglądając się naokoło, patrząc na zaparowane szyby cieplarni. Nic przez nie nie widziała. Gdzie on jest?

Gdzie?

– Przestań – krzyknęła do psa, który nadal chodził, węsząc, i stawał się coraz bardziej niespokojny.

Jej dłonie pokryły się nagle zimnym potem. Lis wytarła je i ścisnęła mocniej nóż.

– Przestań! Jego nie ma\ Nie ma go tutaj. Przestań warczeć!

Kręciła się w kółko, szukając wroga, którego obecność był w stanie wyczuć jedynie pies. Warczenie przeszło w ujadanie, a potem w okropne wycie odbijające się echem od każdego cala szyb okiennych.

– Proszę cię – błagała – przestań! Pies przestał.

Nie wydając dźwięku, okręcił się wokół własnej osi i podbiegł do drzwi prowadzących z cieplarni na zewnątrz – do tych, które Lis miała zamiar sprawdzić w chwili, gdy pojawił się Heck.

Do drzwi, o których zupełnie zapomniała.

Do drzwi, które teraz otworzyły się nagle i uderzyły psa, zwalając z nóg. Michael Hrubek wszedł do cieplarni. Stał, ociekający wodą – ogromny i zabłocony – na środku betonowej podłogi. Kręcił głową, przyglądając się gargulcom i kwiatom – wszystkim szczegółom – tak jakby był na wycieczce z klubu ogrodniczego. W dłoni trzymał zabłocony pistolet. Kiedy zobaczył Lis, wypowiedział szeptem jej imię, a potem na jego ustach pojawił się uśmiech – uśmiech, który nie był ani uśmiechem ironicznym, ani uśmiechem tryumfu, i który nie został też wywołany przez przypływ szaleńczego humoru. Był to uśmiech przypominający wyraz, jaki się widuje na twarzach zmarłych.

Stojąc tak przed nią, wydał jej się o wiele większy niż kiedyś.

W sądzie wyglądał na małego. A teraz wypełniał sobą całą cieplarnię, rozciągał się, dotykał każdej ściany, dotykał żwiru na ziemi, dotykał dachu. Otarł sobie wodę z oczu.

– Lis-bone. Pamiętasz mnie?

– Błagam – wyszeptała. Strach jak narkotyk rozszedł się po jej ciele i spowodował, że mówiła bardzo cicho.

– Przybyłem z bardzo daleka, Lis-bone. Oszukałem ich wszystkich. Wyprowadziłem ich w pole.

Lis cofnęła się o kilka stóp.

– Powiedziałaś im, że zabiłem tego człowieka. Tego o imieniu R-O-B-E-R-T. Imieniu, które ma sześć liter. Kłamałaś.

– Proszę mi nie robić krzywdy.

Pies stojący za Michaelem warknął wściekle. Warcząc, pokazywał żółte zęby. Michael spojrzał w dół i wyciągnął w jego stronę prawą rękę, jak gdyby pies był wypchaną zabawką. Pies wymknął mu się i zatopił zęby w jego spuchniętym lewym przedramieniu. Lis myślała, że potężny mężczyzna ryknie z bólu, ale on zdawał się niczego nie czuć. Podniósł w górę psa wiszącego na jego ręce i zaciągnął go do dużej komórki. Wyrwał zęby z ciała i wrzucił zwierzę do środka, a potem zatrzasnął drzwi.

Nie zwracając uwagi na to, że Lis trzyma błyszczący, ostry jak brzytwa nóż, Michael odwrócił się twarzą do niej. Dlaczego miałabym się przejmować? – pomyślała Lis. On jest taki wielki, nie czuje bólu i ma broń… A jednak trzymała nóż nieruchomo – nie pchnęła nim, chociaż nóż był skierowany prosto w jego serce.

– Lis-bone. Ty byłaś w sądzie. Brałaś udział w tej zdradzie.

– Musiałam pójść do sądu. Nie miałam wyboru. Oni zmuszają człowieka do tego, żeby był świadkiem. Rozumie pan to, prawda? Nie chciałam panu zrobić żadnej krzywdy.

– Krzywdy? – krzyknął z wściekłością. – Krzywdy? Krzywda jest wszędzie naokoło ciebie! Jak mogłaś jej nie zauważyć? Te skurwysyny są wszędzie!

Usiłując go uspokoić, Lis powiedziała tonem współczującym:

– Pan musi być zmęczony.

Aon, nie zwracając na to uwagi, mówił dalej:

– Muszę ci coś powiedzieć. Zanim się za to weźmiemy.

Lis zrobiło się zimno.

– Słuchaj uważnie. Nie mogę mówić głośno, bo w tym pomieszczeniu na pewno jest podsłuch. Znasz to pewnie pod nazwą inwigilacja. Wiesz, to jest wtedy, kiedy się podgląda zza kotar, masek czy ekranów telewizyjnych. Słuchasz mnie? Dobrze.

Rozpoczął wykład. Mówił z jakąś zapamiętałością, ale spokojnie.

– Sprawiedliwość leczy zdradę – zaczął. – Ja kogoś zabiłem. Przyznaję. Zabijając, nie postąpiłem modnie ani mądrze – wiem o tym. – Zmrużył oczy, jakby starając się przypomnieć sobie tekst. – Prawdą jest, że to nie było coś, co ty uważasz za zabójstwo. Ale to mnie nie usprawiedliwia. To nie usprawiedliwia nikogo. Nikogol

Zmarszczył brwi i spojrzał na słowa, które miał wypisane czerwonym tuszem na ręce. Te słowa były niewyraźne jak stare tatuaże.

A potem kontynuował swój monolog. Tematem tego monologu była zdrada i zemsta. Hrubek chodził w tę i z powrotem, od czasu do czasu odwracając się plecami do Lis. W pewnej chwili Lis była już gotowa skoczyć i wbić ostrze w jego plecy. Ale on, jakby coś podejrzewając, odwrócił się szybko i mówił dalej.

Pomieszczenie oświetlone słabym niebieskozielonym światłem było jakby nierzeczywiste. Lis przypomniała się pewna scena z książki, którą czytała przed laty, z książki, która była chyba pierwszą powieścią jej dzieciństwa. Dwadzieścia tysięcy mii podmorskiej żegługi. Ta scena rozgrywała się w łodzi podwodnej z czasów wiktoriańskich. Lis była tak oszołomiona i ogłupiała, że wydało jej się, że oboje z Hrubekiem stoją nie w cieplarni, ale w tej właśnie łodzi, i że ona jest niewinnym harpunnikiem patrzącym jak wścieka się oszalały kapitan, podczas gdy nad nimi i wkoło nich faluje ciemny ocean.

Michael mówił teraz coś o krowach i o członkach organizacji Nauka Chrześcijańska, a także o kobietach, które chowają się za niemodnymi kapeluszami. Lamentował nad stratą ukochanego czarnego samochodu. Kilka razy wspomniał o jakiejś doktor Annie i, robiąc ponurą minę, o jakimś doktorze Richardzie. Czy jemu chodzi o Kohlera? – zastanowiła się Lis.

A potem zwrócił się do niej:

– Napisałem do ciebie list. A ty mi nie odpisałaś.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Modlitwa o sen»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Modlitwa o sen» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jeffery Deaver - The Burial Hour
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Steel Kiss
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Kill Room
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Kolekcjoner Kości
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Tańczący Trumniarz
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - XO
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Carte Blanche
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Edge
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The burning wire
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - El Hombre Evanescente
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Twelfth Card
Jeffery Deaver
Отзывы о книге «Modlitwa o sen»

Обсуждение, отзывы о книге «Modlitwa o sen» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x