Jego samego też czekał proces – o morderstwo na współwięźniu dokonane podczas ucieczki z Marsden. Wszelkie dowody wskazywały na to, że człowiek ten popełnił samobójstwo, a sprawa została wniesiona tylko dlatego, że Michael, uciekając ze szpitala, zrobił idiotów z jego personelu i z policjantów. Adwokat Michaela zapewnił Lis, że jego klient z całą pewnością nie tylko zostanie uznany za niewinnego, ale także wyjdzie z procesu z lepszą opinią niż prokurator, który – jak to napisał jeden z dziennikarzy – powinien martwić się o rzeczy ważniejsze niż śmierć przebywającego w szpitalu dla psychicznie chorych zabójcy Bobby'ego Raya Calla-ghana.
Michael był też oskarżony o inne rzeczy. O kradzież, o włamanie, o celowe uwięzienie w bagażniku samochodu policyjnego dwóch nad wyraz pechowych policjantów z Gunderson, z których jeden miał złamany nadgarstek. Trzeba przyznać, że Michael był sprawcą tych czynów. Ale – twierdził adwokat – najprawdopodobniej nie pójdzie on do więzienia. Musi tylko powiedzieć sędziemu prawdę – że, robiąc to wszystko, chciał po prostu uciec agentom Pinkertona, którzy ścigali go z powodu zabójstwa Abrahama Lincolna. Kiedy to powie, zostanie natychmiast wypuszczony z więzienia i wróci do swojego pokoju w szpitalu.
Michael Hrubek był dobrym przykładem na to, że człowiek może wykorzystać historię dla swojego własnego dobra.
Lis włożyła teraz płaszcz i zawołała do siostry, że czas jechać. Miały wziąć dwa samochody, bo po rozprawie Lis chciała udać się na godzinę czy dwie do Framington.
W okresie, jaki upłynął od Święta Dziękczynienia, była w szpitalu kilka razy. Ciągle jeszcze bała się trochę Michaela. Ale przekonała się, że siedząc naprzeciwko niego – czasami w towarzystwie Richarda Kohlera, a czasami sama – odczuwa jakąś nieokreśloną przyjemność. Kiedy wchodziła do pokoju, Michael ujmował jej dłoń z taką delikatnością i szacunkiem, że niekiedy wzruszało ją to do łez. Bardzo pragnęła zrozumieć jego skomplikowane uczucia. Chciała zrozumieć, dlaczego Michael udał się w tak długą podróż, mając przed sobą jeden cel: uratowanie jej, dlaczego chciał uratować właśnie ją, a nie kogo innego. Pragnęła też pojąć, dlaczego myśl o tej podróży tak bardzo ją wzrusza – tak, wzrusza ją, mimo że korzenie działań Michaela tkwiły w jego szaleństwie.
Były to jednak pytania, na które nie potrafiła odpowiedzieć. Zadowalała się więc tym, że może siedzieć z nim w świetlicy, której okna wychodzą na ośnieżone pola, pić kawę albo colę z plastikowego kubka i rozmawiać o krowach, o polityce albo o bezsenności, która dawała się we znaki i jej, i jemu.
Michael, skupiony, słuchał uważnie tego, co ona miała mu do powiedzenia, a potem pochylał się w przód i – dotykając czasami jej ramienia dla podkreślenia ważności tego, co sam mówi – wypowiadał swoje własne myśli. Niektóre z tych myśli były dla niej olśnieniem, inne znowu wydawały jej się bezsensowne, ale wszystkie wypowiadane były tak, jakby Michael głosił bożą prawdę.
I kto może zaręczyć – myślała czasami Lis – kto może z całą pewnością stwierdzić, że tak nie jest?
***
[1]W tłum. Stanisława Barańczaka.
[2]Żywot i śmierć Ryszarda III w tłum. Macieja Słomczyńskiego.