Tak, wiele sekretów.
Ale nie wszystkie.
Biegnąc do salonu, a potem w dół po schodach prowadzących do sutereny, zobaczyła go przez moment stojącego z pistoletem w dłoni i patrzącego na nią – na swoją ofiarę – przenikliwym, zdradzającym pewność siebie spojrzeniem.
Jego wzrok był zimny i Lis przyszło do głowy, że szaleństwo w oczach Michaela Hrubeka było czymś o wiele bardziej ludzkim niż to spojrzenie drapieżnika.
Biedna Ewa…
Ciemność. Absolutna. Drobne pęknięcia w murze są dość duże na to, żeby przedostawało się przez nie powietrze. I brązowy deszcz, który pochodzi nie z nieba, a z przesiąkniętej wilgocią ziemi i fundamentów domu. Gdyby było o dwie godziny później, być może do wnętrza przesączyłoby się też światło świtu. Ale teraz jest tu zupełnie ciemno. Za drzwiami rozlega się szuranie.
On nadchodzi. Lis opuszcza głowę na podciągnięte pod brodę kolana. Rana na policzku boli. Ta na łokciu także. Lis kuli się, a kuląc się, eksponuje rany, o których nawet nie wiedziała. Tę na udzie i tę na kostce.
Potężne kopnięcie w drzwi.
Lis zaczyna cicho szlochać, odbierając to kopnięcie jak cios we własną pierś. Cofając się gwałtownie przed jego siłą, ląduje plecami na kamiennej ścianie. W głowie jej szumi. Owen w korytarzyku za drzwiami nie mówi nic. Czy ten kopniak był wyrazem frustracji, czy też, wymierzając go, Owen chciał utorować sobie drogę do niej? Drzwi są zamknięte na klucz, to prawda, ale może on nie wie, że można je zamknąć od wewnątrz? Może uważa, że w suterenie nikogo nie ma, może odejdzie? Może ucieknie swoim czarnym dżipem, ucieknie nocą do Kanady albo do Meksyku…
Jednak nie, on nie ucieka. Ale wydaje się zadowolony z tego, że jej nie ma w tym malutkim magazynie, i idzie dalej, żeby sprawdzić inne pomieszczenia. Jego kroki cichną.
Lis siedzi skulona przez dziesięć minut, skulona i wściekła na siebie za to, że schowała się tutaj, a nie poza domem. Uciekając, w połowie drogi do drzwi – tych, które Michael otworzył kopniakiem – zatrzymała się, żeby się zastanowić. Nie, on będzie czekał na podwórzu. Może mnie dogonić. Strzeli mi w plecy… Doszedłszy do takiego wniosku, Lis zawróciła i pobiegła do tego starego pomieszczenia w głębi sutereny, zamknęła drzwi za sobą i przekręciła klucz, o którym nie wiedział nikt prócz niej samej. Klucz, którego nie dotykała od dwudziestu pięciu lat.
Dlaczego, Owen, dlaczego? Dlaczego to robisz? Lis znajduje się w dziwnym stanie – jest tak, jakby zaraziła się od Michaela wirusem szaleństwa.
Znowu jakiś trzask – to on kopie w kolejne drzwi. Lis znowu słyszy jego kroki.
Pomieszczenie ma sześć stóp długości i cztery szerokości, a jego sufit jest na wysokości jej piersi. Przypomina jej jaskinię w Indian Leap, tę ciemną, w której Michael szeptał, że czuje jej zapach. Przypominają jej się też czasy dzieciństwa, kiedy kuliła się tutaj, w tym pomieszczeniu wtedy pełnym węgla, podczas gdy Andrew LAuberget wycinał wierzbowe witki.
Wtedy, w dzieciństwie, słyszała następnie jego kroki. Lis, będąc dzieckiem, ze dwanaście razy czytała Pamiętnik Anny Frank i zrozumiała, że chowanie się jest rzeczą daremną, a jednak mimo to zawsze się chowała. Ale ojciec ją znajdował.
Ojciec ranił ją podwójnie, kiedy usiłowała przed nim uciekać. Mimo to urządzała tu swoją fortecę – gromadząc krakersy i wodę, i wrzucając do jeziora wszystkie z wyjątkiem jednego pozieleniałe mosiężne klucze do staromodnego zamka. A ten jeden zawiesiła na gwoździu ukrytym nad drzwiami.
Do jej krakersów dobrały się myszy, woda wyparowała, jakiś kuzyn znalazł klucz i zabrał go ze sobą.
Zresztą klucz byl bez znaczenia, bo zawsze kiedy ojciec kazał jej otworzyć drzwi, otwierała je.
Na beton spada z brzękiem coś metalowego. Owen stęka, podnosząc łom. Lis wydaje cichy okrzyk i opuszcza głowę. W dłoni ma wycinek z gazety – makabryczny prezent od Michaela, dla niej bardziej makabryczny niż czaszka. Kiedy zaczyna się walenie, ona zaciska mocno dłoń z wycinkiem. Słyszy, że Owen postękuje z wysiłku. Potem zapada cisza, a później następuje okropny trzask. Dębowe drzwi drżą. A jednak jej komórka jest wciąż bezpieczna. Owen atakuje sąsiednie pomieszczenie – kotłownię. Oczywiście. W tamtym pomieszczeniu jest okno. Owen, kierując się logiką, myśli, że ona uciekła właśnie tam, bo stamtąd jest wyjście. Ale ona – przebiegła Lis, Lis nauczycielka, Lis naukowiec na modłę własnego ojca – sprytnie wybrała pomieszczenie bez wyjścia.
Następne uderzenie, i następne. I tuzin kolejnych. Drewno trzeszczy, gwoździe puszczają. Straszny huk. Jego kroki oddalają się. Zajrzał do środka, przekonał się, że jej tam nie ma i że okno jest wciąż zabite zakurzoną dyktą.
Lis nic nie słyszy. Ale uświadamia sobie, że znowu widzi. Do wnętrza wsącza się nikły promień światła – przez szparę w ścianie sąsiadującej z kotłownią. Oczy Lis przyzwyczajają się do tego światła, ale ona nie dostrzega niczego. Nie słyszy już męża. Została tu sama z duchem swego ojca, z dwunastoma funtami starego antracytu i z wycinkiem z gazety, który – jak teraz rozumie – wyjaśnia jej, dlaczego musi umrzeć.
ZDRAJCĄ JEST ten, co się chowa jako rozwalacz głów. A Dziś jA Mam być poświęcony dla uratowania tej, co się zwie BIEDNA EWA
Papier jest brudny i rozpada się. Ale ona jest w stanie przeczytać prawie wszystko to, co napisał Michael.
…A Dziś jA Mam… ADAM
Te zdania, wzięte w kółko, są połączone ze zdjęciem towarzyszącym artykułowi liniami przypominającymi żyły i tętnice. Jednak osoba, którą wskazują te linie, to nie Lis. Linie ciągną się bowiem aż na lewą stronę fotografii i zbiegają się na postaci człowieka, który przytrzymuje otwarte drzwiczki samochodu.
ZDRAJCĄ JEST ten, co się chowa jako rozwalacz głów. A Dziś jAMam być poświęcony…
Narysowane przez Michaela linie otaczają Owena.
ZDRAJCĄ JEST ADAM.
Czy celem podróży Michaela było właśnie to? Czy zjawił się tutaj jako anioł ostrzegający, a nie anioł zemsty? Lis rozpościera wycinek. Jest na nim pieczątka: Biblioteka. Stanowa Placówka Zdrowia Psychicznego w Marsden.
Zaraz, zastanówmy się…
Michael przeczytał artykuł, będąc w szpitalu, być może w chwili kiedy od procesu upłynęło już dużo czasu. Być może we wrześniu – tuż przed wysłaniem do niej tamtego listu. Lis spróbowała przypomnieć sobie jego słowa… Ewa od zdrady. Może on chciał powiedzieć, że ona nie była tą, która zdradziła, tylko tą, którą zdradzono?
Może…
Tak, tak! W Indian Leap Michael był świadkiem, a nie mordercą.
– Lis – mówi spokojnie Owen – jestem pewien, że jesteś gdzieś tu na dole. Wiesz, że to na nic.
Lis składa wycinek i umieszcza go na podłodze. Może policja go znajdzie i przyda się on w śledztwie, które z pewnością nastąpi? A może za pięćdziesiąt lat zauważy ten wycinek właściciel tego domu i zacznie się zastanawiać, co on znaczy i kim są ludzie na fotografii, a potem go wyrzuci albo da swojej córce do kolekcji? Jednak bardziej prawdopodobne jest to, że Owen przeczesze dom i pozbędzie się wycinka, podobnie jak wszystkich innych dowodów.
Bo przecież Owen jest skrupulatny.
Lis nie modli się więcej o świt. Burza huczy w okolicy i niebo na zewnątrz jest tak ciemne jak dziura, w której ona się chowa. Nocnych ciemności nie rozprasza dosłownie nic. Owenowi wykonanie tego przerażającego zadania zajmie pewnie parę sekund: najpierw kula dla niej z pistoletu Michaela, a potem dla szaleńca z własnego pistoletu… Ludzie zastaną Owena szlochającego na podłodze z jej ciałem w ramionach, wściekającego się równocześnie, że policja zignorowała jego prośby o zapewnienie Lis ochrony.
Читать дальше