Jeffery Deaver - Modlitwa o sen

Здесь есть возможность читать онлайн «Jeffery Deaver - Modlitwa o sen» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Modlitwa o sen: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Modlitwa o sen»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Z zakładu dla umysłowo chorych ucieka Michael Hrubek, pacjent ze schizofrenią paranoidalną. I ma przed sobą ściśle określony cel: odnaleźć Lis Atcheson – to jej zeznania sprawiły, że uznano go za potwora i skazano na zamknięcie.
Podczas burzy, sprzyjającej szaleńcowi, ścigają go teraz trzej ludzie: psychiatra Kohler – przekonany o niewinności swego pacjenta, zawodowy tropiciel Heck – liczący na nagrodę za schwytanie szaleńca, i Atcheson – mąż Lis, który musi dopaść Hrubeka, nim ten skrzywdzi jego żonę…

Modlitwa o sen — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Modlitwa o sen», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Tak mnie skosiła w samym kwiecie grzechu, /…/

Bez porachunku z sobą, bez spowiedzi, Która by zdjęła ze mnie ciężar win.

Zbieg okoliczności był zbyt wspaniały, nie można go było zignorować. Zbyt zaskakująca była ta kombinacja literatury, ogrodnictwa i życiowego dramatu. Więc Lis nie pozbyła się rośliny, tylko ją zasadziła i zaczęła się zastanawiać, czy roślina przetrwa. Okazało się po pewnym czasie, że jest ona jednym z jej najtrwalszych okazów.

Teraz Lis podeszła do drzewka i wzięła jeden z kwiatów w obie dłonie. Paradoksalne było to, że te dłonie były tak zgrubiałe od pracy, że nie mogła nimi wyczuć, jak delikatne są płatki. Przesunęła więc po płatkach grzbietami dłoni, a potem ruszyła w stronę drzwi. Po zrobieniu kilku kroków zauważyła na zewnątrz jakiś ruch.

Podeszła ostrożnie do okna, które było zaparowane od wewnątrz i zalane deszczową wodą od zewnątrz, wytarła je rękawem i przerażona zobaczyła sylwetkę jakiegoś wysokiego mężczyzny stojącego blisko domu. Mężczyzna trzymał ręce na biodrach i wyglądało na to, że próbuje dociec, gdzie są frontowe drzwi. Nie był to młody policjant. Może to jest drugi policjant, który z nim przyjechał, pomyślała Lis, chociaż ten za szybą nie miał chyba na sobie munduru.

Mężczyzna zauważył boczne drzwi prowadzące do składziku przy kuchni i podszedł do nich, nie zwracając uwagi na lejący deszcz. Zapukał grzecznie jak chłopak przychodzący po dziewczynę, z którą umówił się na randkę. Lis podeszła ostrożnie do drzwi i wyjrzała, odsuwając firankę. Mężczyzna, którego nie znała, miał tak miłą i niewinną twarz i był tak przemoczony, że wpuściła go do środka.

– Dobry wieczór pani. Pani pewnie jest panią Atcheson. Wytarł szczupłą rękę o spodnie i wyciągnął ją w stronę Lis.

– Przepraszam, że sprawiam pani kłopot. Nazywam się…

Nie zdążył jednak się przedstawić, bo duży posokowiec wpadł do cieplarni i zaczął się otrząsać, obsypując ich gradem kropel.

Owen Atcheson, którego połowa ciała znajdowała się w zimnym strumieniu, a połowa na brzegu, odzyskał powoli przytomność. Usiadł, modląc się

0to, żeby nie zemdleć jeszcze raz.

Kiedy cherokee zwalił się w dół, Owen nie czekał, aż Hrubek zbiegnie z góry i go dopadnie. Obejrzał sobie lewe ramię i znalazł wgłębienie w miejscu, gdzie powinien wyczuć kość. Krzywiąc się z bólu, upewnił się, że pistolet i amunicja znajdują się w jednej z jego kieszeni.

A później wstał i niezdarnie przebiegł przez strumień, oddalając się od samochodu.

Wbiegł w las otaczający śródmieście Ridgeton i jakieś dwieście jardów dalej zatrzymał się i położył na plecach na płaskim kamieniu porośniętym mchem. Włożył sobie do ust gałązkę dębu i zaczął ją gryźć, ściskając sobie lewy biceps prawą ręką. Skupił się i rozluźnił, a potem powoli, bardzo powoli, z zamkniętymi oczami, oddychając szybko i wbijając zęby w drewno, zaczął nastawiać kość. Nagle kość wskoczyła na miejsce z cichym trzaśnię-ciem. Owen wydał niegłośny okrzyk, a potem zwymiotował z bólu, zemdlał

1 zsunął się do strumienia. Teraz otworzył oczy, wyczołgał się na brzeg i położył się na boku.

Pozwolił sobie tylko na pięciominutowy odpoczynek, po czym wstał. Zdjął pasek i przypiął nim sobie lewe ramię do boku. Ten prowizoryczny temblak powodował większy ból, ale zapobiegał ponownemu omdleniu przy nagłym jego ataku. Deszcz lał teraz równo, a wiatr wiał Owenowi w twarz. Owen odrzucił głowędo tyłu i wciągnął w płuca mokre powietrze.

Po chwili zaczął z wysiłkiem iść przez las, kierując się na północ i okrążając śródmieście Ridgeton. Nie chciał oczywiście, żeby Hrubek go znalazł. Nie chciał też, żeby natknął się na niego ktoś inny, a zwłaszcza wścibski szeryf czy policjant. Pokonawszy w męce milę drogi, doszedł do skrzyżowania North Street i Cedar Swamp Road. Znalazł automat telefoniczny i podniósł słuchawkę. Nie zdziwił się, kiedy usłyszał w niej ciszę.

Do ich domu można było dotrzeć jedynie jadąc na północ wzdłuż Cedar Swamp Road. Żeby dostać się tam z przeciwnej strony, trzeba było objechać leżący na dwustu akrach park stanowy, wjechać do innego miasta i zawrócić na południe. Hrubek tak mocno uderzył w cherokee, że jego su-baru było z pewnością też nie do użytku. Ten świr też porusza się teraz pieszo – pomyślał Owen. Jeżeli zmierza do naszego domu, to będzie musiał przejść właśnie tędy.

Owen stracił trochę czasu, nastawiając sobie ramię. Jednak mimo to nie przypuszczał, że Hrubek go wyprzedził. Hrubek nie znał przecież okolicy, w związku z czym musiał postarać się o mapę i znaleźć na niej właściwe ulice, a na mapie ulice nie są dokładnie zaznaczone.

Owen podszedł do skrzyżowania – ostrożnie, jak żołnierz patrolujący okolicę, rozglądający się, czy nie ma zasadzek i starający się zorientować, gdzie są strefy rażenia. Zobaczył rów irygacyjny i rurę z blachy falistej szeroką na cztery stopy. To dobra kryjówka, pomyślał. Wyobraził sobie Hru-beka biegnącego ostrożnie środkiem drogi i siebie samego wychodzącego z kryjówki i zbliżającego się do niego z pistoletem w ręce.

Deszcz był chłodny i pachniał wszystkimi woniami późnej jesieni. Owen wciągnął mokre powietrze głęboko w płuca, a potem wszedł do lodowatej wody wypełniającej rów, uważając na bolące ramię. Nie miał już zawrotów głowy i był w stanie ignorować ból. Posuwał się naprzód zgięty wpół jak żołnierz i powtarzał sobie, w które części ciała należy uderzać, żeby zabić: pierś, głowa, brzuch, pachwina, pierś, głowa, brzuch, pachwina… Powtarzał w kółko tę ponurą mantrę, a deszcz wokół niego wzmagał się coraz bardziej.

Lis Atcheson zaprowadziła nowo przybyłego do kuchni i dała mu ręcznik. Przyszło jej do głowy, że w swojej czapeczce baseballowej i z kędzierzawymi włosami opadającymi na ramiona wygląda on jak robotnik, który w zeszłym roku kopał u nich koparką dół, przygotowując miejsce na komorę fermentacyjną. Kiedy tak stał, widać było, że jedno biodro ma sztywno uniesione do góry. Lis zastanowiła się, czy się przypadkiem nie przewrócił i nie zranił. Jego ubranie znajdowało się w takim nieładzie, że było to całkiem prawdopodobne.

– Ja jestem z Hammond Creek. To na wschód stąd.

Trenton Heck mówił tak, jakby nikt nigdy nie słyszał o Hammond Creek. Zresztą Lis rzeczywiście nie znała tego miasteczka.

Lis przedstawiła Heckowi Portię, która spojrzała na niego obojętnie. Heck czekał z uśmiechem, aż mu wyjaśnią, skąd wzięło się tak egzotyczne imię.

– Przypomina to nazwę samochodu – roześmiał się. Portia podała mu rękę, nie uśmiechając się.

Młody policjant siedział wciąż w samochodzie, próbując zdobyć świeże informacje na temat Hrubeka.

– Panie Heck… – zaczęła Lis.

– Trenton. Albo Trent – powiedział dobrodusznie, śmiejąc się. – „Panie Heck", a to dobre.

– Napije się pan czegoś?

Nie chciał piwa, ale wypił butelkę coli w czasie krótszym niż trzydzieści sekund, a potem zaczął patrzeć przez okna tak uważnie i z miną tak pewną siebie, że Lis zapytała go, czy nie jest przypadkiem policjantem w cywilu. Nie, odpowiedział, jest raczej kimś w rodzaju konsultanta. Kiedy jej opowiedział, jak Hrubek wyprowadził w pole tropiących i potem zawrócił, Lis pokręciła głową i stwierdziła:

– On wcale nie jest głupi.

– A nie jest.

– Myślałam, że on jest wariatem – odezwała się Portia, głaszcząc głowę psa z entuzjazmem, którego zwierzę nie podzielało.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Modlitwa o sen»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Modlitwa o sen» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jeffery Deaver - The Burial Hour
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Steel Kiss
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Kill Room
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Kolekcjoner Kości
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Tańczący Trumniarz
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - XO
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Carte Blanche
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Edge
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The burning wire
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - El Hombre Evanescente
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Twelfth Card
Jeffery Deaver
Отзывы о книге «Modlitwa o sen»

Обсуждение, отзывы о книге «Modlitwa o sen» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x