Jeffery Deaver - Modlitwa o sen

Здесь есть возможность читать онлайн «Jeffery Deaver - Modlitwa o sen» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Modlitwa o sen: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Modlitwa o sen»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Z zakładu dla umysłowo chorych ucieka Michael Hrubek, pacjent ze schizofrenią paranoidalną. I ma przed sobą ściśle określony cel: odnaleźć Lis Atcheson – to jej zeznania sprawiły, że uznano go za potwora i skazano na zamknięcie.
Podczas burzy, sprzyjającej szaleńcowi, ścigają go teraz trzej ludzie: psychiatra Kohler – przekonany o niewinności swego pacjenta, zawodowy tropiciel Heck – liczący na nagrodę za schwytanie szaleńca, i Atcheson – mąż Lis, który musi dopaść Hrubeka, nim ten skrzywdzi jego żonę…

Modlitwa o sen — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Modlitwa o sen», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

O tak, Michael z pewnością zmierza do Ridgeton.

A tutaj, skulony na ulewnym deszczu czeka na niego on, Richard Kohler – człowiek pragnący przekupić tropiciela polującego na nagrodę za pomocą sumy, na której wydanie właściwie go nie stać, i mający zamiar szukać swego rozdrażnionego i niebezpiecznego pacjenta na własną rękę, szukać go po to, żeby skłonić go do powrotu do szpitala – dla jego własnego dobra i dla dobra tysięcy innych pacjentów, których ma nadzieję jeszcze wyleczyć.

Lekarz spojrzał na rozległy parking i otulił się czarnym płaszczem, usiłując bezskutecznie ochronić się przed deszczem i wiatrem. Otworzył plecak i wyjął z niego potężną metalową strzykawkę, a potem napełnił ją dużą dawką środka znieczulającego. Popchnął tłok do góry, tak że ze strzykawki wytrysnęło trochę płynu. Następnie jeszcze raz spojrzał w górę, wystawiając twarz na deszcz i jeszcze raz przyjrzał się obracającemu się bezustannie szyldowi.

25

0 rany!

Michael skręcił i wybuchnął przypominającym szczekanie śmiechem. Przypomniał sobie, który pedał jest hamulcem i nacisnął go delikatnie. Samochód zwolnił do dziesięciu mil na godzinę.

– O rany, co to?

Pochylił się w przód, tak że głową prawie dotykał przedniej szyby,

1 spojrzał w niebo, na którym widać było czerwone, białe i niebieskie światła załamujące się w kroplach deszczu.

– O Jezu, co to może znaczyć?

Był tak podniecony, że dostał dreszczy, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zjechał na pobocze i zatrzymał subaru. Wysiadł i jak w transie zaczął iść przez parking. Jego ogromne buciory chrzęściły na asfalcie. Zatrzymał się u stóp „sanktuarium" z rękami złożonymi jak do modlitwy i zaczął się wpatrywać w niebo pełnym czci spojrzeniem. Potem zajrzał do plecaka i przekonał się, że zostały mu dwie czaszki. Wybrał tę, która była w gorszym stanie – trochę popękana – i położył ją pod szyldem.

– Cześć, Michael – odezwał się jakiś głos. Młody człowiek nie był tym wcale zdziwiony.

– A, doktor Richard, cześć, panie doktorze – odpowiedział. Szczupły mężczyzna siedział na masce białego samochodu – jednego

z pięćdziesięciu stojących tu w szeregu. Jaki on mały i jaki przemoczony – pomyślał Michael, przypominając sobie znowu szopa, którego niedawno zabił. I lekarz, i szop byli tacy mali.

Doktor Richard ześlizgnął się z maski taurusa. Michael spojrzał na niego, ale zaraz jego wzrok skierował się w stronę świetlistego szyldu wirującego nad ich głowami.

Michael zignorował środkową część szyldu, zauważając tylko, że znajdujące się w niej słowo MERCURY jest czerwone jak krew. Patrzył natomiast na dwa słowa w kolorze niebieskim, w kolorze mundurów żołnierzy Unii – na to na górze – FORD i na to na dole – LINCOLN.

– To tam właśnie go zabiłeś, prawda, Michael? W teatrze?

To jest z pewnością cud. Boże, Boże, w swojej nieskończonej mądrości…

– Ford… Lincoln… Teatr Forda… Tak, tak jest, zrobiłem to właśnie tam. Naprawdę. Czternastego kwietnia roku pańskiego 1865 o dziesiątej trzydzieści zakradłem się do loży prezydenckiej. Tb był Wielki Piątek. Podszedłem do niego z tyłu i wpakowałem mu w głowę kulę. Prezydent nie umarł od razu, tylko ociągał się aż do następnego dnia. Tak, ociągał się.

– Krzyknąłeś Sic semper tyrannis.

– No i od tego czasu oni mnie ścigają.

Michael spojrzał na swojego lekarza. Nie, to nie był ktoś podstawiony. To był naprawdę doktor Richard. Wygląda pan na zmęczonego, panie doktorze, pomyślał Michael. Ja czuwam, a pan śpi. Jak pan myśli, co to jest? Spojrzał znowu w górę na szyld.

– Chcę ci pomóc. Michael roześmiał się.

– Chciałbym, żebyś wrócił ze mną do szpitala.

– To idiotyzm, panie doktorze. Ja właśnie stamtąd uciekłem. Dlaczego miałbym wracać?

– Dlatego, że tam będziesz bezpieczny. Szukają cię pewni ludzie. Ludzie, którzy chcą cię skrzywdzić.

– Mówiłem to panu już dawno – warknął Michael.

– To prawda, mówiłeś. Lekarz roześmiał się.

Michael wyjął z kieszeni pistolet. Lekarzowi na chwilę załatały oczy, ale zaraz podniósł je znowu na pacjenta.

– Michael, ja tyle dla ciebie zrobiłem. Załatwiłem ci pracę na farmie. Lubisz tę pracę, prawda? Lubisz pracować przy krowach, wiem, że lubisz.

Pistolet był ciepły. Dobrze siedział mu w dłoni. Jest modny – pomyślał.

– Zastanawiałem się… Czy to by nie było dziwne… gdyby to był ten pistolet, którym posłużyłem się wtedy…

– Wtedy, kiedy strzelałeś do Lincolna?

– Tak. To by miało specjalne znaczenie. Specjalny sens. Lubi pan zapach krwi, panie doktorze? Jak pan myśli, kiedy dusza zapycha do nieba? Czy pan nie uważa, że dusze się trochę ociągają, nim pójdą do nieba?

Dlaczego on do mnie podchodzi? – zastanowił się Michael. Kiedy jest się tak blisko, łatwiej odgadnąć czyjeś myśli.

– Nie wiem.

Michael podniósł pistolet do twarzy i powąchał metal.

– A jak pan wyjaśni to, że on tam na mnie czekał? Ten pistolet. Czekał na mnie tam, w sklepie. W tym sklepie z głowami.

Michaelem Hrubekiem wstrząsnął dreszcz.

– Z jakimi głowami?

– Tymi małymi. Białymi i gładkimi. Pięknymi, małymi, białymi głowami.

– To znaczy z tymi czaszkami, tak?

Doktor Richard wskazał głową czaszkę leżącą pod szyldem. Michael skrzywił się, ale nic nie powiedział.

– Więc zastrzeliłeś Lincolna, tak, Michael?

– Oczywiście.

– Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałeś? Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym podczas którejś z naszych sesji?

Michaela ze zdenerwowania rozbolał żołądek.

– To było… – urwał.

– No dlaczego?

Michaelem ze strachu wstrząsnął dreszcz. Oddychając gwałtownie, odpowiedział:

– To było straszne. Ja zrobiłem straszną rzecz. Strasznąl To był taki wielki człowiek. A ja… To było… To boli! Niech mnie pan już o nic nie pyta, do cholery.

– Co – zapytał łagodnie doktor Richard – co było w tym takie straszne? Co było tak straszne, że nie mogłeś mi o tym powiedzieć?

– Wiele rzeczy. Zbyt wiele, żeby o nich mówić.

– Powiedz mi chociaż o jednej.

– Nie.

– Wybierz jedną rzecz i powiedz mi o niej.

– Nie.

– Proszę cię, Michael. No już.

– Nie! – Co ten skurwysyn kombinuje?

– No, Michael. Powiedz. – Przez chwilę oczy szczupłego lekarza patrzyły groźnie i rozkazująco. – No już! Mów!

– Księżyc – wykrztusił Michael. – On…

– Co z tym księżycem?

– Wzeszedł czerwony jak krew. Księżyc jest prześcieradłem z krwi. Ewa jest zawinięta w to prześcieradło…

– Kto to jest Ewa?

– No nieźle, skurwysynu. Nie myśl, że ci powiem coś jeszcze. – Mi-chael przełknął ślinę i rozejrzał się nerwowo.

– A skąd wzięła się ta krew?

– Z księżyca. Nie, żartuję.

– Skąd, Michael? Skąd wzięła się krew? Skąd?

– Z ich głowy – szepnął Michael.

– Z czyjej głowy? – spytał doktor Richard, a potem krzyknął: – Powiedz mi! Z czyjej głowy?

Michael uśmiechnął się ponuro i warknął:

– Nie próbuj mnie oszukać, ty skurwysynu. Z jego głowy. Z jego, jego, jego głowy. Z głowy Abrahama Lincolna. Szesnastego Prezydenta Stanów Zjednoczonych. To jego miałem na myśli. Jego! Tego, któremu wpakowałem kulę w łeb.

– Ale, Michael, ty mówiłeś jeszcze o kimś, kto został ranny w głowę. Kto to był? Kto oprócz Lincolna został ranny?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Modlitwa o sen»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Modlitwa o sen» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jeffery Deaver - The Burial Hour
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Steel Kiss
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Kill Room
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Kolekcjoner Kości
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Tańczący Trumniarz
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - XO
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Carte Blanche
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Edge
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The burning wire
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - El Hombre Evanescente
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Twelfth Card
Jeffery Deaver
Отзывы о книге «Modlitwa o sen»

Обсуждение, отзывы о книге «Modlitwa o sen» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x