– Cadillac – śpiewał gorączkowo – Cadillac, prosty szlak, sic sem-per tyran-ak… Czy nie wrócisz, doktor Ann-ak?
Po śmierci doktor Anny Muller Michael zaczął się włóczyć. Od czasu do czasu przebywał w szpitalach stanowych, ale przeważnie mieszkał na ulicy, żywiąc się kanapkami z serem, które dawali mu pracownicy opieki społecznej, i myszkując po śmietnikach koło restauracji. Dręczyły go niepokój i paranoja. Ta ostatnia miała przy tym pozytywne skutki, bo Michael, bojąc się wszelkich narkotyków, które uważał za trujące, nie nabawił się AIDS, zapalenia wątroby i innych ciężkich chorób.
Po spędzeniu kilku miesięcy na Północnym Wschodzie, udał się na południe do Waszyngtonu, nosząc się z zamiarem przeproszenia Andrew Johnsona, Ulyssesa S. Granta albo aktualnego prezydenta za popełnione przez siebie zbrodnie. Zdołał dotrzeć do bramy Białego Domu, gdzie zapukał do budki strażnika.
– Tb bardzo ważne, Johnie Strażniku – muszę pogadać z tobą o tym zabójstwie. To naprawdę bardzo ważne – oświadczył.
No i oczywiście – ciach, ciach – zgarnęły go Tajne Służby.
– Postąpiłem głupio – powiedział do siebie ponuro, siedząc już w sali przesłuchań gdzieś w Departamencie Skarbu. – Nie powinienem był tego robić.
Jednak, wbrew temu, czego się spodziewał, nie torturowano go. Zadano mu po prostu serię pytań obliczonych według niego „na skołowanie" i wypuszczono po dwóch godzinach. Będąc przekonany, że podczas tego przesłuchania agenci w jakiś tajemniczy sposób umieścili w jego ciele urządzenie do śledzenia go, rzucił się do stawu przy Pomniku Waszyngtona, żeby spowodować spięcie. Po tej kąpieli poczuł się lepiej i wprowadził się na cmentarz w Arlington, gdzie mieszkał przez miesiąc.
W końcu stolica go znudziła, więc przeniósł się na północ i zaczął szukać ojca. Po miesiącu niezbyt pilnych poszukiwań Michael nabrał przekonania, że odnalazł dom rodziców – w starej dzielnicy Filadelfii. Wszedł do niego przez nie zamknięte na klucz frontowe drzwi, chcąc sprawdzić, czy ktoś jest w środku. W środku ktoś był, ale okazało się, że to nie ojciec Michaela, tylko żona pewnego policyjnego detektywa.
I tym razem – ciach, ciach – Michaela zgarnięto.
Po wyjściu na wolność, następnego dnia, Michael pojechał autostopem do Gettysburga, gdzie położył się na środku pola bitwy i zaczął wyć. Wył ze wstydu, że odegrał taką rolę, że uśmiercił Największego Prezydenta Stanów Zjednoczonych.
No i znowu – ciach, ciach – natychmiast go aresztowano.
Phillie, Newark, Princeton, Nowy Jork, White Plains, Bridgeport, Hartford.
Takie było życie Michaela – szpitale i ulica. Sypiał w pudłach, kąpał się w rzekach, jeżeli w ogóle się kąpał, i wędrował, wędrował. Każdy dzień dostarczał mu nowych, intensywnych wrażeń. Michael doznawał olśnień, jego oczom z doskonałą jasnością objawiały się prawdy. Prawdy były wszędzie! Surowe i bolesne. W czerwonych samochodach pędzących ulicami, w ruchu holownika wpływającego do portu, we włosach kilkunastoletniego chłopca, w symetrycznie ułożonych zegarkach na wystawie jubilera. Michael zamyślał się nad każdym z tych olśnień, zastanawiając się, czy dzięki niemu zmniejszy się ciężar jego niepokoju i lęku.
Czy każde z nich coś mu mówi? Czy przynosi ulgę?
Podczas swych wędrówek Michael spotykał różnych ludzi. Wielu z nich nabierało do niego sympatii. Jeżeli był czysty, ubrany w coś, co ostatnio dostał od jakiegoś duchownego czy pracownika opieki społecznej, i siadał na ławce z książką, zdarzało mu się, że ktoś siadał obok niego. Komuś z klasyczną pozycją wydaną przez Penguin Books w ręce ludzie wybaczają nie uprasowane ubranie i dwudniowy zarost. AMichael, naśladując biznesmenów odpoczywających w pogodne niedzielne popołudnie, zakładał nogę na nogę, odsłaniając gołe kostki i stopy w brązowych mokasynach. Uśmiechał się i kiwał głową i, unikając tematów takich jak morderstwa, gwałty i Tajne Służby, mówił tylko o tym, co miał przed sobą:
0 wróblach kąpiących się w piasku, o drzewach i dzieciach grających w piłkę. Odbywał w ten sposób rozmowy z ludźmi, którzy mogli być wysokimi urzędnikami w wielkich firmach.
To koczownicze życie dobiegło niemiłego końca w styczniu tego roku, kiedy go aresztowano i oskarżono o włamanie do sklepu w małym, eleganckim miasteczku położonym o pięćdziesiąt mil od Ridgeton. Michael wybił tam szybę wystawową i rozwalił manekin przedstawiający kobietę. Został zbadany przez psychiatrę powołanego przez sąd. Psychiatra ten uznał, że czyn Michaela miał podłoże seksualne, i stwierdził, że Michael cierpi na ostrą psychozę. Michael, który powiedział, że nazywa się Michael W. Booth, został hospitalizowany wbrew woli w Stanowym Szpitalu Psychiatrycznym w Cooperstown, gdzie z punktu skierowano go na Oddział Ostrych Przypadków.
Mając wciąż na sobie kaftan bezpieczeństwa, znalazł się w zimnym, ciemnym pokoju. Przebywał tam trzy godziny, kiedy otworzyły się drzwi
1 wszedł jakiś człowiek. Człowiek ten był wyższy od niego.
– Kim jesteś? – zapytał agresywnie Michael. – Czy jesteś John Wil-kes Sanitariusz? Czy jesteś na usługach rządu? Ja byłem w Waszyngtonie – stolicy tego wielkiego kraju. Kim, do cholery…
– Stul ten swój pieprzony pysk. – John Sanitariusz trzepnął nim o ścianę, a potem pchnął go na podłogę. – Nie wrzeszcz, nie drzyj się, nie odszczekuj mi. Stul pysk i odpręż się.
Michael stulił pysk, ale się nie odprężył. Gdyż w Cooperstown nikt się nie odprężał. Cooperstown to był szpital, w którym pacjenci po prostu kapitulowali, poddając się chorobie. Michael spędzał tu dużo czasu w samotności, siedząc, wyglądając przez okno, poruszając nerwowo nogami, mrucząc w kółko tę samą piosenkę „Starzy są w domu". Psycholog szpitalny, który spędzał z nim około siedmiu minut tygodniowo, nigdy się tym jego kompulsywnym działaniem nie zajmował, ale gdyby się nim zajął, przekonałby się, że piosenka zawiera następujący wiersz: „O siostro czarna, jak pełne tęsknoty serce moje jest", który w umyśle Michaela kojarzył się nie z niewolnicą, a z ciemnością, zwłaszcza nocną. Noc bowiem przynosiła nadzieję na sen, a Michael – w tym strasznym miejscu, w którym się znajdował – jedynie podczas snu zaznawał spokoju.
Tak, tylko sen przynosił mu spokój w tym miejscu zwanym Cooper-stown – gdzie pielęgniarki pakowały kilka kobiet do jednego pokoju, dawały im jedną butelkę coli i patrzyły przez drzwi, co się będzie działo.
W Cooperstown – gdzie John Sanitariusz przyciskał go pochylonego nad blaszaną umywalnią tak, że ból przeszywał całe jego ciało od pośladków aż po szczęki, waląc go przy tym rytmicznie po udach zimnymi metalowymi kluczami.
W Cooperstown – gdzie stracił całkowicie kontakt z rzeczywistością i uwierzył, że żyje w czasach wojny secesyjnej.
Podczas miesięcznego pobytu na Oddziale Ostrych Przypadków Mi-chael miał dostęp tylko do jednej książki. Była to książka o reinkarnacji. Michael, przeczytawszy ją, zrozumiał, w jaki sposób mógł być Johnem Wil-kesem Boothem. Zrozumiał, że nosił w sobie duszę tego człowieka! Dusza ta, wyfrunąwszy ze starego, zranionego ciała, krążyła przez sto lat. A potem usiadła na głowie matki Michaela, w momencie gdy Michael wydobywał się z niej (pozostawiając na jej brzuchu czerwone znaki, co, jak mu powiedziała matka, było jego winą, a czym jednak nie powinien się był przejmować).
Tak, mieszkała w nim dusza Johna Wilkesa Bootha – przeciętnego aktora, ale doskonałego mordercy.
Читать дальше