Podczas ostatniej wizyty u weterynarza Heck sam wziął strzykawkę i wstrzyknął suce śmiertelną dawkę. Było mu bardzo trudno to zrobić, tak trudno, że aż się rozpłakał. Nie byłby jednak sobą, gdyby dopuścił do tego, żeby jakiś obcy uśpił jego psa.
Kiedy wrócił do domu, Jill zapytała -jak na jego gust zbyt nierozważnie:
– Czy nade mną też tak byś płakał?
Heck poczuł się dotknięty, ale powiedział jej prawdę, to znaczy powiedział: „Oczywiście, że tak". Ponieważ jednak zbytnio zwlekał z tą odpowiedzią, Jill obraziła się. Wyszła tego wieczora z domu, żeby spotkać się z koleżankami – lubiącymi się zabawić kelnerkami – i Heck został sam, żeby odprawić żałobę, co zresztą było zgodne z jego życzeniem. Jill wróciła o czwartej nad ranem, a on już o siódmej wstał i poszedł do hodowcy, żeby pogadać o szczeniętach posokowcach.
W celu wybrania Emila z miotu liczącego pięć cudownych szczeniaków z żałobnymi minami Heck posłużył się klasycznym chwytem trenerów psów. Hodowca ustawił kawałek dykty w pobliżu kojca, w którym bawiły się szczeniaki. W środku dykty była mała dziurka. Heck schował się za dyktą i obserwował szczeniaki, sam nie będąc przez nie widziany. Szczeniaki przewracały się, gryzły i baraszkowały. Po kilku minutach jeden z nich podniósł głowę, a w jego oczach pojawiły się iskierki ciekawości – wyraźnie widoczne, pomimo że oczy były niemal przysłonięte fałdami skóry. Szczeniak przechylił głowę w tył, rozejrzał się i ruszył w stronę dziurki, za którą kryło się prawe oko Hecka. Pies przez dwie minuty wdychał obcy zapach, a potem, znudzony, wrócił do swoich braci i sióstr o smutnych pyskach i zaczął z nimi baraszkować.
Na drugi dzień Heck powtórzył swój podstęp i znowu ten sam niezdarny szczeniak, potykając się o własne łapy i ogromne uszy, podszedł bliżej, żeby przekonać się, co to za obcy zapach – podczas gdy jego rodzeństwo spało lub bawiło się, nieświadome obecności intruza. Kiedy w następnym tygodniu tenże szczeniak podczas testu trzy razy na trzy rozpoznał zapach, Trenton Heck wstał, podniósł go jedną ręką, a drugą wypisał czek na sporą sumę i dał go hodowcy.
Kiedy Emil miał dwanaście miesięcy, zaczęło się szkolenie. Heck stosował metodę nagradzania i nigdy psa nie karał. Przez pierwsze miesiące spodnie Hecka pachniały mięsem, którym karmił psa. Potem przestał go karmić, a jako nagrody zaczął stosować pochwały. Trening był tysiąc razy trudniejszy dla Hecka niż dla Emila, gdyż ten ostatni musiał tylko nauczyć się, jakim komendom ma być posłuszny, i zrozumieć, jak mają się słowa człowieka do jego posługiwania się nosem, którym i bez tych słów chciał się posługiwać.
Heck natomiast musiał dopilnować, żeby trening był dla psa frajdą. Inteligentne psy, takie jak Emil, łatwo się nudzą i Heck był zmuszony wymyślać sposoby na to, żeby węszenie było interesujące i przypominające węszenie w warunkach rzeczywistych. Musiał wiedzieć, kiedy zakończyć trening, a także kiedy Emil jest sfrustrowany, podniecony czy w złym nastroju. Musiał dawać psu do wąchania takie przedmioty, które stwarzały pewną trudność, ale trudność nie niemożliwą do pokonania (na przykład kawałek skóry stwarzał zadanie zbyt łatwe, a znowu długopis Bic czy książka należąca do Jill – zbyt trudne).
Heck, który w tym okresie miał cały etat w policji i żonę zabierającą mu mnóstwo czasu, wstawał o czwartej nad ranem i szedł trenować swego psa. Było to trudne dla niego, ale łatwe dla Emila, który budził się natychmiast pełen radości, bo wiedział, że zaraz wyjdzie na pola. Trenton Heck pracował naprawdę ciężko. Znał stare powiedzenie tropicieli mówiące: „Jeżeli nie trenujesz psa prawidłowo, to twoja wina. Jeżeli pies nie tropi prawidłowo, to też twoja wina".
Emil tropił prawidłowo. Miał nadzwyczajny nos – zdaniem weterynarza, jeden z niewielu tych nosów, które są trzy miliony razy bardziej wrażliwe niż nos człowieka. Uczył się szybko i miał specyficzny wpływ na Hec-ka, taki mianowicie, że Heck, którego małżeństwo znajdowało się w kryzysie i który był już bliski utraty pracy, obserwując go, żałował, że sam nie ma takich umiejętności i napędu życiowego jak on.
Po sześciu miesiącach Emil potrafił w rekordowym czasie pokonać – tropiąc – odcinek półtorej mili, zawstydzając tym niemieckie owczarki będące nieoficjalnie tropicielami zatrudnionymi przez policję. W wieku dwóch lat Emil został zaklasyfikowany jako pies-tropiciel przez Amerykański Klub Tresury Psów, a w miesiąc później Heck zawiózł go do Ontario, gdzie Emil otrzymał tytuł Doskonałego Psa-Tropiciela. Otrzymał go, bo ścigał obcego na odcinku tysiąca jardów po tropie sprzed pięciu godzin, przy czym ścigając tego obcego nie zawahał się ani razu na zakrętach i skrzyżowaniach, które były po to, żeby go skołować. Po tym sukcesie Emil dołączył do oddziału Havershama, żeby służyć w nim razem z Hec-kiem, mimo że policja stanowa nie miała właściwie pieniędzy przeznaczonych na utrzymanie psów. Oddział Havershama postarał się o członkostwo w Krajowym Policyjnym Stowarzyszeniu Posokowców (zarówno dla Hecka jak i dla Emila). Stowarzyszenie to przed dwoma laty przyznało Emilowi sławną Nagrodę Kleopatry za to, że znalazł chłopca, który wpadł do rzeki Marsden i został zniesiony przez silny prąd, a potem zawędrował daleko w głąb parku stanowego. Trop prowadzący przez wodę, bagna, pola i las pochodził sprzed osiemnastu godzin. Emil poradził sobie jednak i pobił tym samym rekord stanu.
Heck zaczął czytać publikacje o posokowcach i doszedł do wniosku, że Emil jest potomkiem (duchowym, bo prawdziwy rodowód nie istniał) największego tropiciela, posokowca imieniem Nick Carter, którego właścicielem – na przełomie wieków – był kapitan Volney Mullikin z Kentucky. Pies ten schwytał sześciuset pięćdziesięciu osobników, którzy później dostali wyroki skazujące.
Emil też wsadził sporo ludzi za kratki. Zadania psa takiego jak on polegają albo na tropieniu podejrzanych, którzy uciekli z miejsca zbrodni, albo na potwierdzaniu, że broń czy łup znajdowały się w rękach oskarżonego. Ponieważ Emil posiadał papiery Amerykańskiego Klubu Tresury Psów, pozwalano mu na występowanie w charakterze świadka, chociaż na stanowisku dla świadków pojawiał się jego przedstawiciel – Trenton Heck. Przeważnie jednak jego praca polegała na szukaniu uciekinierów takich jak Michael Hrubek.
Tej nocy umysł Hecka zaprzątała myśl o nagrodzie, którą otrzyma, jeżeli Emil wytropi tego wariata. Byłoby jednak dla niego lepiej, gdyby skupił się na tym, co obaj z Emilem robią. Gdyby to zrobił, zauważyłby zapewne pułapkę sprężynową, zanim Emil na nią nastąpił. Kiedy to się stało, Heck krzyknął:
– Nie!
I cofnął się, ciągnąc za linkę.
– O nie! Co ja najlepszego zrobiłem?!
Ten krzyk nic nie pomógł, bo Emil już upadł bokiem na dużą pułapkę i zaskowyczał z bólu.
– O Jezu, Emil…
Heck opadł na kolana, pochylając się nad psem i myśląc o łubkach i weterynarzu, a także uświadamiając sobie z przerażeniem, że nie ma przy sobie bandaży ani opasek uciskowych, którymi mógłby zatamować krew płynącą z uszkodzonej żyły czy arterii. W chwilę później jednak odezwał się w nim instynkt policjanta podpowiadający mu, że pułapka mogła być zastawiona dla odwrócenia uwagi.
To podstęp! On gdzieś tu na mnie czyha!
Heck otarł sobie oczy, które zalewała woda deszczowa, podniósł wal-thera i odwrócił się gwałtownie, zastanawiając się, z której strony szaleniec go zaatakuje. Po czym zastygł w bezruchu, zastanowił się przez chwilę i odwrócił się z powrotem do Emila. Będzie musiał zaryzykować, że Hrubek go zaatakuje. Bo nie może przecież pozostawić psa bez pomocy. Schował pistolet do olstra i pochylił się nad Emilem. Ręce mu drżały, a serce zaczęło bić mocno dopiero teraz, po tym jak pierwszy strach minął. Ale pies nagle się otrząsnął i wstał. Wyglądało na to, że nic mu nie jest.
Читать дальше