– Nie, dzięki. – To zwykle nasze rutynowe działania weekendowe, kiedy u niej nocuję: duże irlandzkie śniadanie i długi spacer po plaży, ale nie potrafiłem zmierzyć się z koszmarną myślą o rozmowie na temat tego, co się wydarzyło poprzedniej nocy. Unikanie tej rozmowy z kolei też było niezręczne. Mieszkanie nagle wydało się małe i klaustrofobiczne. Miałem siniaki i zadrapania w dziwnych miejscach: na brzuchu, łokciu, brzydkie rozcięcie na udzie.
– Powinienem pojechać po samochód.
Cassie włożyła przez głowę podkoszulek.
– Podwieźć cię?
Dostrzegłem, że jest trochę zaskoczona.
– Myślę, że lepiej, jak pojadę autobusem. – Wyciągnąłem spod kanapy buty. – Spacer dobrze mi zrobi. Zadzwonię do ciebie później, dobrze?
– W porządku – powiedziała radośnie, lecz ja wiedziałem, że coś między nami zaszło, coś obcego i niebezpiecznego. W drzwiach mieszkania mocno przytuliliśmy się do siebie.
Udawałem, że czekam na autobus, ale po dziesięciu czy piętnastu minutach powiedziałem sobie, że to nie dla mnie – dwa autobusy, niedzielny rozkład jazdy, wyprawa zajmie cały dzień. Szczerze mówiąc, nie miałem ochoty jechać w pobliże Knocknaree do czasu, aż zyskam pewność, że wykopaliska są pełne głośnych, energicznych archeologów, na myśl o miejscu opuszczonym i cichym pod niskim, szarym niebem zrobiło mi się słabo. Kupiłem na stacji benzynowej niesmaczną kawę i ruszyłem do domu. Monkstown leży sześć do ośmiu kilometrów od Sandymount, ale nie spieszyło mi się: Heather będzie w domu, z dziwacznie wyglądającym zielonym mazidłem na twarzy i nastawionym na cały regulator Seksem w wielkim mieście, zechce opowiedzieć mi o swojej ekspresowej randce i dowiedzieć się, gdzie byłem, jakim cudem udało mi się tak zabłocić dżinsy i co zrobiłem z samochodem. Poczułem się tak, jakby ktoś detonował mi w głowie niekończącą się serię ładunków wybuchowych.
Wiedziałem, że właśnie popełniłem jedną z największych pomyłek w życiu. Zdarzało mi się wcześniej przespać się z niewłaściwą osobą, jednak nigdy nie zrobiłem nic tak totalnie głupiego. Standardową reakcją po czymś takim jest albo rozpoczęcie oficjalnego „związku", albo zerwanie wszelkich kontaktów – w przeszłości stosowałem obydwa sposoby, z rozmaitym skutkiem – ale nie mogłem przestać rozmawiać ze swoją partnerką, a jeśli chodzi o rozpoczęcie romantycznego związku… Nawet gdyby nie było to wbrew przepisom, to przecież zapominałem zjeść, nie mogłem spać ani nie umiałem kupić płynu do toalety, rzucałem się na podejrzanych, a podczas zeznań w sądzie miałem pustkę w głowie i na dodatek trzeba mnie było ratować z wykopalisk archeologicznych w środku nocy. Myśl o tym, by spróbować być czyimś chłopakiem, wraz ze wszystkimi towarzyszącymi temu obowiązkami i komplikacjami, sprawiła, że miałem tylko ochotę zwinąć się w kłębek i jęczeć.
Ze zmęczenia wydawało mi się, że moje stopy należą do kogoś innego. Wiatr smagał mi twarz deszczem i coraz bardziej zdawałem sobie sprawę z nadciągającego kataklizmu – pomyślałem o wszystkich rzeczach, których już nigdy nie będę mógł robić: pić z Cassie przez całą noc, opowiadać jej o dziewczynach, które poznałem, spać na jej kanapie. Nie było już możliwości, nigdy więcej, żeby znów była Cassie-po-prostu-Cassie, jedną z koleżanek, ale o wiele przyjemniejszą dla oka, nie teraz. Każdy słoneczny, znajomy kawałek naszego wspólnego pejzażu stał się ciemnym polem minowym, najeżonym zdradliwymi niuansami i konsekwencjami. Pamięć podsunęła mi scenę sprzed kilku dni, jak Cassie sięgała do kieszeni mojego płaszcza po zapalniczkę, kiedy siedzieliśmy w ogrodach zamku, nawet nie przerwała zdania, żeby to zrobić, uwielbiałem ten gest, jego nieopisaną łatwość, oczywistość.
Wiem, że zabrzmi to nieprawdopodobnie, biorąc pod uwagę, że wszyscy, począwszy od moich rodziców, a na kretynie takim jak Quigley skończywszy, spodziewali się tego, ale ja nigdy nie poczułem, że ta chwila się zbliża. Chryste, byliśmy tacy z siebie zadowoleni: absolutnie aroganccy, bezpieczni w swojej pewności, że jesteśmy wyjątkiem od najstarszej reguły znanej ludzkości. Przysięgam, że kładłem się do łóżka niewinny jak niemowlę. Cassie przechyliła głowę, by zdjąć spinki, robiła miny, kiedy się plątały, ja włożyłem skarpetki do butów, tak jak to zawsze robię, żeby się o nie rano nie potknęła. Wiem, że powiecie, że nasza naiwność była rozmyślna, lecz słowo daję, żadne z nas nie miało pojęcia, jak ta noc się zakończy.
Kiedy dotarłem do Monkstown, w dalszym ciągu nie mogłem się zmusić, by wrócić do domu. Poszedłem do Dun Laoghaire i usiadłem na murze na końcu mola, obserwowałem pary spacerujące dla zdrowia w niedzielne popołudnie, aż zrobiło się ciemno, wiatr zaczął przenikać przez płaszcz, a policjant na patrolu rzucił mi podejrzliwe spojrzenie. Z jakiegoś powodu pomyślałem, żeby zadzwonić do Charliego, ale nie miałem w komórce jego numeru i poza tym nie wiedziałem, co chcę mu powiedzieć.
***
Tej nocy spałem jak zabity. Kiedy przyszedłem do pracy następnego ranka, jeszcze mi się kręciło w głowie i miałem zapuchnięte oczy, a pokój operacyjny wyglądał obco, inaczej, na wiele drobnych, podstępnych sposobów, których nie potrafiłem określić, czułem się, jakbym prześlizgnął się przez jakąś szczelinę do alternatywnej i nieprzyjaznej rzeczywistości. Cassie zostawiła akta starej sprawy rozłożone na rogu stołu. Usiadłem i usiłowałem pracować, ale nie mogłem się skoncentrować; kiedy docierałem do końca zdania, nie pamiętałem już jego początku i musiałem zaczynać od nowa.
Cassie weszła z zaczerwienionymi od wiatru policzkami, pod małym czerwonym beretem szkockim włosy układały jej się w loki przypominające chryzantemy.
– Cześć – powiedziała. – Jak się masz?
Kiedy przechodziła obok, zmierzwiła mi włosy, a ja nie potrafiłem się powstrzymać: wzdrygnąłem się i poczułem, jak jej dłoń na chwilę zamarła.
– W porządku – powiedziałem.
Przerzuciła torbę przez oparcie krzesła. Kątem oka widziałem, że na mnie spogląda, więc cały czas patrzyłem w dół.
– Na faks Bernadette właśnie przychodzą karty medyczne Rosalind i Jessiki. Powiedziała, że mamy przyjść za kilka minut, wziąć je i nie dawać następnym razem numeru faksu do pokoju operacyjnego. I tym razem twoja kolej na kolację, ale u mnie jest tylko kurczak, więc jeśli macie z Samem ochotę na coś innego…
Jej głos brzmiał zwyczajnie, lecz słychać w nim było niewyraźne, nieśmiałe pytanie.
– W zasadzie nie zdążę dziś na kolację. Muszę gdzieś być.
– Aha, w porządku. – Zdjęła beret i przejechała palcami po włosach. – Piwo w takim razie, w zależności od tego, kiedy skończymy?
– Dzisiaj nie mogę. Przepraszam.
– Rob – powiedziała po chwili, ale ja na nią nie spojrzałem. Przez sekundę myślałem, że sobie pójdzie, lecz wtedy drzwi się otwarły i wpadł Sam, świeży i pełen życia po swoim zdrowym weekendzie, z paroma taśmami w jednej ręce i plikiem kartek z faksu w drugiej. Nigdy jeszcze tak bardzo nie cieszyłem się na jego widok.
– Dzień dobry wszystkim. To dla was, Bernadette przesyła pozdrowienia. Jak minął weekend?
– W porządku – powiedzieliśmy, a Cassie odwróciła się i zaczęła wieszać kurtkę.
Wziąłem od Sama kartki i usiłowałem je przejrzeć. Koncentracja kompletnie mi siadła, lekarz Devlinów miał charakter pisma fatalny, a Cassie – i niecodzienna u niej cierpliwość, z jaką czekała, aż skończę każdą stronę – działała mi na nerwy. Sporo wysiłku kosztowało mnie, by zrozumieć kilka istotnych faktów.
Читать дальше