Drzwi się otwarły i weszła Cassie, wciskając do kieszeni dżinsów papierosy. Przez sekundę nasz wzrok się spotkał, spojrzała na Rosalind, a potem minęła nas i ruszyła po schodach na górę.
Rosalind przygryzła wargę i spojrzała na mnie z zakłopotanym wyrazem twarzy.
– Pana partnerka jest zła, że tu jestem, prawda?
– Nic jej do tego. Przepraszam cię za to.
– Och, w porządku. – Rosalind z trudem się uśmiechnęła. – Nigdy mnie nie lubiła, prawda?
– Detektyw Maddox nie czuje do ciebie niechęci.
– Proszę się nie martwić, naprawdę. Jestem do tego przyzwyczajona. Wiele dziewcząt mnie nie lubi. Moja mama mówi – pochyliła z zażenowaniem głowę – moja mama mówi, że to dlatego, że są zazdrosne, ale nie chce mi się wierzyć.
– A mnie tak – powiedziałem, uśmiechając się do niej. – Chociaż nie sądzę, by to dręczyło detektyw Maddox. To nie ma z tobą nic wspólnego, rozumiesz?
– Pokłóciliście się? – spytała nieśmiało po chwili.
– W pewnym sensie – odparłem. – To długa historia.
Przytrzymałem przed nią drzwi i przeszliśmy przez plac wyłożony kocimi łbami do ogrodu. Rosalind w zamyśleniu marszczyła brwi.
– Szkoda, że tak bardzo mnie nie lubi. Naprawdę ją podziwiam. To niełatwe być kobietą detektywem.
– Niełatwo być detektywem, i tyle – rzuciłem. Nie miałem ochoty rozmawiać o Cassie. – Jakoś sobie radzimy.
– Tak, ale z kobietami jest inaczej – odparła, odrobinę zawstydzona.
– Jak to? – Była tak młoda i szczera, wiedziałem, że się obrazi, jeśli się roześmieję.
– No, na przykład… detektyw Maddox musi mieć przynajmniej trzydzieści lat, prawda? Na pewno chce niedługo wyjść za mąż, mieć dzieci i tak dalej. Kobiety nie mogą sobie pozwolić na czekanie tak jak mężczyźni. A kiedy ktoś jest detektywem, to pewnie ciężko jest być z kimś w związku, prawda? Musi być w dużym stresie.
Poczułem gwałtowny skręt niepokoju.
– Nie sądzę, żeby detektyw Maddox była typem, który marzy o dziecku.
Rosalind wyglądała na zakłopotaną, przygryzła dolną wargę.
– Pewnie ma pan rację – rzekła ostrożnie. – Choć z drugiej strony… czasami, kiedy jest się z kimś blisko, to pewnych rzeczy się nie widzi. Inni je widzą, za to my nie potrafimy ich dostrzec.
Jeszcze bardziej mnie skręciło. Jakaś część mnie bardzo chciała ją przycisnąć, dowiedzieć się, co takiego dostrzegła w Cassie, co przeoczyłem, lecz ostatni tydzień uzmysłowił mi, że są w życiu rzeczy, których lepiej nie wiedzieć.
– Życie osobiste detektyw Maddox to nie mój problem. Rosalind…
Ale ona szybko ruszyła do przodu jedną z dzikich dróżek, które biegną dookoła trawnika, i zawołała przez ramię:
– Proszę spojrzeć! Czyż to nie urocze?
Jej włosy tańczyły w słońcu, które prześwitywało przez liście, i mimo wszystko się uśmiechnąłem. Ruszyłem za nią ścieżką – i tak będziemy potrzebowali do tej rozmowy odosobnionego miejsca – i zrównałem się z nią przy oddalonej ławeczce, nad którą zwieszały się gałęzie, a w krzakach dokoła słychać było ćwierkanie ptaków.
– Tak, urocze. Może tu usiądziemy?
Usiadła na ławce i spojrzała do góry na drzewa, a następnie westchnęła z zadowoleniem.
– Nasz tajemniczy ogród.
Nastrój panował idylliczny, a ja nie chciałem go psuć. Przez chwilę bawiłem się myślą, że tylko porozmawiam z nią o tym, jak sobie radzi i jaki piękny dzień dzisiaj mamy, a następnie odeślę ją z powrotem do domu, chciałem przez kilka minut być po prostu facetem, który siedzi na słońcu i rozmawia z ładną dziewczyną.
– Rosalind, muszę cię o coś spytać. To będzie trudne, a ja żałuję, że nie znam żadnego sposobu, by ci to ułatwić. Nie pytałbym, gdybym miał inny wybór. Potrzebuję twojej pomocy.
Coś przemknęło przez jej twarz, przebłysk żywych uczuć, ale zaraz zniknęło. Zacisnęła dłonie na oparciu ławki i przygotowała się.
– Zrobię, co w mojej mocy.
– Twoi rodzice – powiedziałem łagodnym i spokojnym tonem. – Czy jedno z nich kiedykolwiek zraniło ciebie lub twoje siostry?
Rosalind sapnęła. Dłonią przysłoniła usta i wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi oczami zaskoczona, aż w końcu zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła, odsunęła dłoń i zacisnęła ją ponownie wokół oparcia.
– Nie – odparła pełnym napięcia głosikiem. – Oczywiście, że nie.
– Wiem, że na pewno jesteś przerażona. Ochronię cię. Obiecuję.
– Nie. – Potrząsnęła głową, przygryzła wargę i widziałem, że za chwilę się rozpłacze. – Nie.
Pochyliłem się bliżej i położyłem dłoń na jej ręku. Bił od niej jakiś kwiatowy, piżmowy zapach, jak od dorosłej kobiety.
– Rosalind, jeśli coś jest nie w porządku, musimy o tym wiedzieć. Jesteś w niebezpieczeństwie.
– Dam sobie radę.
– Jessica również jest w niebezpieczeństwie. Wiem, że możesz się nią zaopiekować, ale nie zdołasz tego robić sama do końca życia. Proszę, pozwól mi sobie pomóc.
– Nie rozumie pan – szepnęła. Czułem, jak jej dłoń drży. – Nie mogę. Po prostu nie mogę.
Serce mi pękało. Krucha, nieustraszona dziewczyna w sytuacji, która złamałaby ludzi dwukrotnie od niej starszych, trzymała się ze wszystkich sił tylko dzięki nieustępliwości, dumie i zaprzeczeniu. To było wszystko, co miała, a ja, ze wszystkich ludzi właśnie ja, usiłowałem jej to odebrać.
– Przepraszam – powiedziałem nagle okropnie zawstydzony. – Może nadejdzie chwila, kiedy będziesz gotowa o tym rozmawiać, a kiedy to się stanie, będę tutaj. Jednak do tego czasu… Nie powinienem cię naciskać. Przepraszam.
– Jest pan dla mnie taki dobry – mruknęła. – Nie mogę uwierzyć, że jest pan tak dobry.
– Chciałbym ci pomóc. Szkoda, że nie wiem jak.
– Ja… ja na ogół nie ufam ludziom. Ale jeśli komuś zaufam, to panu.
Siedzieliśmy w milczeniu. Czułem pod dłonią miękką rękę Rosalind, nie odsunęła jej.
Potem powoli odwróciła głowę i splotła swoje palce z moimi. Uśmiechała się do mnie nieśmiało.
Wstrzymałem oddech. Przez moje ciało przebiegł jakby prąd elektryczny, tak bardzo chciałem pochylić się i pocałować ją. W głowie pojawiały mi się obrazy – świeże prześcieradła w hotelu i jej rozsypujące się loki, guziki pod moimi palcami, wymizerowana twarz Cassie – i pragnąłem tej dziewczyny, jak nie pragnąłem jeszcze żadnej w życiu, pragnąłem jej nie pomimo jej humorów, tajemniczych ran i żałosnych prób, by być sprytną, ale właśnie z ich powodu. W jej oczach widziałem swoje odbicie, gdy się przybliżałem, małe i jaskrawe.
Miała osiemnaście lat i nadal istniała szansa, że zostanie moim głównym świadkiem, była teraz bardziej bezbronna niż kiedykolwiek, i na dodatek mnie idealizowała. Nie musiała wiedzieć, że niszczę wszystko, czego się tknę. Ugryzłem się mocno w wewnętrzną stronę policzka i wyjąłem dłoń z jej uścisku.
– Rosalind – powiedziałem.
Już po chwili z jej twarzy nic nie mogłem wyczytać.
– Muszę już iść – oświadczyła chłodno.
– Nie chcę cię zranić. To ostatnie, czego ci teraz trzeba.
– No cóż, już pan to zrobił. – Nie patrząc na mnie, zarzuciła torbę na ramię. Usta miała zaciśnięte w wąską linię.
– Rosalind proszę, poczekaj. – Wyciągnąłem do niej rękę, ale ona odsunęła ją od siebie.
– Myślałam, że panu na mnie zależy. Najwyraźniej się myliłam. Pozwolił mi pan tak myśleć, bo chciał się przekonać, czy wiem coś o Katy. Chciał pan to ze mnie wyciągnąć, jak wszyscy.
Читать дальше