Była to ogromna, szczegółowa mapa Knocknaree: domy, wzgórza, rzeka, las, donżon, wszystko doskonale narysowane długopisem i piórem z delikatną, zamaszystą precyzją ilustratora książek dla dzieci. Musiało mu to zająć wiele godzin. Cassie gwizdnęła.
– Dziękuję, dziękuję państwu – rzekł Sam głębokim głosem, naśladując Elvisa, i uśmiechnął się. Obydwoje porzuciliśmy sterty raportów i podeszliśmy bliżej, aby się przyjrzeć. Duża część mapy została podzielona na nieregularne fragmenty, zacieniowane kolorowymi kredkami – zieloną, niebieską, czerwoną, kilka części żółtą. Każdy fragment został opisany tajemniczym skrótem: SD J. Downey-GII 11/97. Spojrzałem na Sama i pytająco uniosłem brew.
– Już wyjaśniam. – Urwał kawałek taśmy i przykleił ostami róg. Usiedliśmy z Cassie na skraju stołu, tak by z bliska widzieć wszystkie szczegóły.
– Okay. Widzicie to? – Sam wskazał dwie równoległe linie biegnące przez mapę, przecinające las i wykopaliska. – Tędy właśnie ma iść autostrada. Rząd ogłosił plany w marcu dwutysięcznego roku i przez cały następny rok skupywał grunty od miejscowych farmerów na podstawie nakazu wywłaszczenia. Nie ma w tym nic podejrzanego.
– No – odezwała się Cassie. – To zależy od punktu widzenia.
– Cii – uciszyłem ją. – Patrz sobie na ten śliczny obrazek.
– Wiecie, co mam na myśli. Nic, czego nie można by się spodziewać. Interesujące są jednak grunty wokół autostrady. To także były tereny rolnicze, aż do końca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego. Potem przez kolejne cztery lata zaczęto je skupować kawałek po kawałku i przekwalifikowywać z rolniczych na przemysłowe i budowlane.
– Jakiś jasnowidz pięć lat przed oficjalnym ogłoszeniem wiedział, że tędy właśnie będzie biegła autostrada – podsumowałem.
– Nawet to nie jest tak naprawdę podejrzane – kontynuował Sam. – O autostradzie biegnącej do Dublina z południowego zachodu mówiło się już dawno – znalazłem artykuły prasowe – poczynając od tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku, kiedy pojawił się Celtycki Tygrys [2]. Rozmawiałem z kilkoma geodetami i powiedzieli mi, że to była najbardziej oczywista trasa dla autostrady ze względu na topografię, rozmieszczenie osiedli i milion innych rzeczy. Nie wszystko zrozumiałem, ale tak mi powiedzieli. Nie ma powodu, dla którego deweloperzy nie mieliby wyczuć, którędy mniej więcej pobiegnie autostrada, i wynająć geodetów, żeby im zdradzili, gdzie ją najprawdopodobniej zbudują.
Żadne z nas się nie odezwało. Sam spoglądał na nas odrobinę zaczerwieniony.
– Nie jestem naiwny. Mogli dostać od kogoś z rządu cynk, ale też mogli sami na to wpaść. W każdym razie tego nie uda nam się dowieść i nie sądzę, żeby dla naszej sprawy miało to znaczenie. – Starałem się nie uśmiechać. Sam jest jednym z najbardziej skutecznych detektywów w wydziale, ale to, jak bardzo teraz się starał, było w pewnym sensie urocze.
– Kto kupił ziemię? – spytała Cassie.
Sam się ożywił.
– Grupa różnych przedsiębiorstw. Większość nie istnieje, nie naprawdę, to tylko holdingi, posiadające inne przedsiębiorstwa, których właścicielami są inne przedsiębiorstwa. To właśnie zajęło mi tyle czasu – próbowałem odkryć, kto tak naprawdę jest właścicielem gruntu. Udało mi się prześledzić wszystkie transakcje i dotarłem do trzech firm: Global Irish Industries, Futura Property Consultants i Dynamo Development. Fragmenty na niebiesko to Global, zielone to Futura, a czerwone to Dynamo. Cholernie dużo czasu zajęło mi sprawdzenie, kto za nimi stoi. Dwie firmy są zarejestrowane w Czechach, a Futura na Węgrzech.
– Teraz to już brzmi podejrzanie – rzekła Cassie.
– Jasne, ale chodzi głównie o unikanie podatków. Można to podrzucić skarbówce, ale nie widzę związku z naszą sprawą.
– Chyba że Devlin to odkrył i wykorzystał, żeby kogoś przycisnąć – powiedziałem.
Cassie była sceptyczna.
– Jak niby miał odkryć? Powiedziałby nam.
– Nigdy nie wiadomo. Jest dziwny.
– Tobie się wszyscy wydają dziwni. Najpierw Mark…
– Właśnie zmierzam do najciekawszego – wtrącił Sam. Pokazałem Cassie język i odwróciłem się szybko do mapy. – Tak więc do marca dwutysięcznego roku, kiedy ogłoszono plany dotyczące autostrady, te trzy przedsiębiorstwa wykupiły większość terenów na tym odcinku. Ale czterech farmerów się wstrzymało – to są te duże żółte fragmenty. Znalazłem ich, teraz mieszkają w Louth. Widzieli, co się dzieje, i zdawali sobie sprawę, że kupcy oferują dobre ceny, powyżej aktualnej ceny gruntów rolnych; właśnie dlatego wszyscy pozostali wzięli pieniądze. Omówili to między sobą – cała czwórka to kumple – i postanowili wstrzymać się ze sprzedażą ziemi i zobaczyć, czy uda im się sprawdzić, co się dzieje. Kiedy ogłoszono plany związane z autostradą, pojęli oczywiście, dlaczego ci faceci tak bardzo potrzebowali ich ziemi: żeby przeznaczyć ją na tereny przemysłowe i osiedla mieszkaniowe, skoro teraz autostrada miała otworzyć dostęp do Knocknaree. Wymyślili więc, że sami przekwalifikują ziemię, i w ciągu nocy podwoją albo nawet potroją zyski. Zwrócili się do Urzędu Hrabstwa o przekwalifikowanie – jeden z nich wysłał cztery podania. – I za każdym razem otrzymywali odpowiedź odmowną.
Stuknął w jeden z żółtych fragmentów, w połowie zapisany wykaligrafowanymi uwagami. Pochyliliśmy się z Cassie do przodu, żeby je przeczytać: M. Cleary app rz ag-ind: 5/2000 ref., 11/2000 ref., 6/2001 ref., 1/2002 ref.; SD M. Cleary-FPC 8/2002; rz ag-ind 10/2002.
Cassie przeczytała je, szybko potakując głową, i oparła się na dłoniach ze wzrokiem wbitym w mapę.
– Więc je sprzedali – powiedziała cicho.
– Tak. Za mniej więcej taką samą cenę jak pozostali – dobrą jak na grunty rolne, ale o wiele poniżej ceny za tereny przemysłowe czy działki budowlane. Maurice Cleary nie chciał się poddać, z czystej głupoty – powiedział, że żaden idiota w garniturku nie wypędzi go z ziemi – ale odwiedził go gość z jednej z firm holdingowych, który mu wyjaśnił, że na tyłach jego farmy zbudują zakład farmaceutyczny i nie mogą gwarantować, czy do wody nie dostaną się jakieś odpady chemiczne, które zatrują mu bydło. Wziął to za pogróżkę – nie wiem, czy miał rację czy nie, w każdym razie sprzedał ziemię. Gdy tylko Wielka Trójka wykupiła grunty – pod różnymi nazwiskami, ale wszystkie ślady prowadzą do nich – złożyli podanie o przekwalifikowanie i je dostali.
Cassie roześmiała się ze złością.
– Twoja Wielka Trójka miała Urząd Hrabstwa w kieszeni – powiedziałem.
– Na to wygląda.
– Rozmawiałeś z radnymi?
– Tak. Byli bardzo uprzejmi, ale tylko gadali. Mogą tak gadać godzinami i nie udzielić nawet jednej prostej odpowiedzi. – Popatrzyłem w bok i podchwyciłem ukradkowe, rozbawione spojrzenie Cassie: Sam, mieszkając z politykiem, powinien być już do tego przyzwyczajony. – Powiedzieli, że decyzja w sprawie przekształcania była… chwila… – Przerzucił kartki w notesie. – „Nasze decyzje były we wszystkich wypadkach podyktowane troską o interes całej społeczności, podjęte na podstawie informacji, które nam udostępniono w określonym czasie, i nie miały nic wspólnego z faworyzowaniem kogokolwiek". To nie był fragment listu, ten facet powiedział tak serio. – Cassie włożyła palec do ust, robiąc minę.
– Ile kosztuje kupienie Urzędu Hrabstwa? – spytałem.
Sam wzruszył ramionami.
– Przy tak wielu decyzjach, biorąc pod uwagę taki okres, musiała to być okrągła sumka. Wielka Trójka utopiła w tej ziemi niezłą kasę. Nie byliby zbyt zadowoleni z pomysłu przesunięcia autostrady.
Читать дальше