Niespodziewanie uratowała mnie Jessica: uniosła się lekko w fotelu i dotknęła palcem ramienia Rosalind.
Rosalind zdawała się tego nie zauważać.
– Jessico? – odezwałem się.
– Och, co się stało, kochanie? – Rosalind pochyliła się ku niej. – Jesteś gotowa, by powiedzieć panu detektywowi o tym mężczyźnie?
Jessica sztywno przytaknęła.
– Widziałam mężczyznę – oznajmiła, patrząc nie na mnie, lecz na Rosalind. – Rozmawiał z Katy.
Serce zaczęło mi bić szybciej. Gdybym był religijny, to za coś takiego zapaliłbym świeczkę dziękczynną każdemu świętemu, który figuruje w kalendarzu: jeden solidny trop.
– To świetnie, Jessico. Gdzie to było?
– Na drodze. Kiedy wracałyśmy ze sklepu.
– Tylko ty i Katy?
– Tak. Wolno nam.
– Na pewno. Co mówił?
– Powiedział – Jessica głęboko odetchnęli – powiedział: „Jesteś bardzo dobrą tancerką", a Katy odparła: „Dziękuję". Lubi, kiedy ludzie jej mówią, że jest dobrą tancerką.
Spojrzała z niepokojem na siostrę.
– Doskonale sobie radzisz, skarbie – pochwaliła Rosalind i pogłaskała ją po głowie. – Mów dalej.
Jessica kiwnęła. Rosalind dotknęła jej szklanki, a Jessica posłusznie się napiła.
– Potem on powiedział: „I jesteś bardzo ładną dziewczynką", a Katy na to: „Dziękuję". To też lubi. A później on powiedział… powiedział… Moja córeczka też lubi tańczyć, ale złamała nogę. Chciałabyś ją odwiedzić? Byłaby bardzo szczęśliwa. A Katy na to: „Nie teraz. Musimy wracać do domu". I poszłyśmy do domu.
"Jesteś ładną dziewczynką…”. W dzisiejszych czasach niewielu jest mężczyzn, którzy powiedzieliby coś takiego dwunastolatce.
– Znasz tego mężczyznę? – spytałem. – Widziałaś go już kiedyś?
Pokręciła głową.
– Jak wyglądał?
Cisza, wdech.
– Duży.
– Tak duży jak ja? Wysoki?
– Tak… tak. Ale też duży o tak. – Rozciągnęła ramiona, szklanka niebezpiecznie się zachwiała.
– Grubas?
Jessica zachichotała, był to ostry, nerwowy dźwięk.
– Tak.
– Jak był ubrany?
– W dres. Ciemnoniebieski. – Spojrzała na Rosalind, która potakiwała zachęcająco.
Cholera, pomyślałem. Serce mi galopowało.
– A jakie miał włosy?
– Nie miał włosów.
W myślach szybko przeprosiłem Damiena, najwyraźniej nie mówił nam tego, co chcieliśmy usłyszeć.
– Był stary? Młody?
– Jak pan.
– Kiedy to się działo?
Jessica otwarła usta i poruszyła nimi bezdźwięcznie.
– Co?
– Kiedy widziałyście z Katy tego człowieka? Czy to było kilka dni przed odejściem Katy? Albo kilka tygodni? Dawno temu?
Starałem się być delikatny, ale ona podskoczyła.
– Katy nie odeszła. Katy została zabita. – Jej oczy zaszły mgłą. Rosalind rzuciła mi pełne wyrzutu spojrzenie.
– Tak – przyznałem łagodnie – została zabita. Dlatego bardzo ważne jest, żebyś sobie przypomniała, kiedy widziałyście tego człowieka. Może dzięki temu uda nam się odkryć, kto ją zabił. Przypomnisz sobie?
Jessica lekko rozchyliła usta. Jej spojrzenie było nieobecne.
– Powiedziała mi – cicho odezwała się Rosalind nad jej głową – że to się zdarzyło dwa tygodnie przed… – Przełknęła ślinę. – Nie jest pewna, którego dnia dokładnie.
Kiwnąłem głową.
– Dziękuję ci, Jessico. Jesteś bardzo dzielna. Myślisz, że mogłabyś rozpoznać tego człowieka, gdybyś go zobaczyła?
Nic, nawet mrugnięcia. Torebka z cukrem zwisała z zaciśniętych palców.
– Chyba powinnyśmy już iść – powiedziała Rosalind, z niepokojem przenosząc wzrok z zegarka na Jessicę.
Obserwowałem przez okno, jak idą ulicą: Rosalind stawiała stanowcze, drobne kroki i delikatnie kołysała biodrami, ciągnąc Jessicę za rękę. Patrzyłem na tył jedwabistej, pochylonej głowy Jessiki i myślałem o wszystkich starych opowieściach, gdzie bliźniaczka zostaje zraniona, a druga wiele kilometrów dalej czuje ból. Zastanawiałem się, czy była taka chwila podczas nocnych chichotów w domu cioci Very, kiedy wydała z siebie jakiś cichy, niezauważony przez nikogo dźwięk. Czy wszystkie odpowiedzi, których szukaliśmy, znajdowały się za dziwnymi, ciemnymi bramami jej umysłu?
„Doskonale nadaje się pan do tej sprawy", powiedziała mi Rosalind i słowa te wciąż brzmiały mi w uszach, kiedy patrzyłem, jak odchodzi. Nawet teraz zastanawiam się, czy wydarzenia, które nastąpiły, udowodniły, że miała rację, czy też zupełnie się myliła, i jakich kryteriów należy użyć, by to stwierdzić.
Przez kilka następnych dni praktycznie każdą chwilę poświęciłem na poszukiwania tajemniczego człowieka w dresie. Do opisu, jaki mieliśmy, pasowało w okolicy Knocknaree siedmiu ludzi – wysoki, mocno zbudowany, po trzydziestce, łysy albo ogolony na łyso. Jeden z nich był notowany – echo szalonej młodości – za posiadanie haszu, nieprzyzwoite zachowanie; serce mi podskoczyło, kiedy to zobaczyłem, ale poważny, młody policjant doniósł, że mężczyzna ten kosił trawę przed domem. Dwóch oświadczyło, że mogli wchodzić na teren osiedla, gdy wracali z pracy, mniej więcej o tej porze, którą podał nam Damien, ale nie byli pewni.
Żaden z nich nie przyznał się do rozmowy z Katy, na noc śmierci wszyscy mieli alibi, które sprawdziliśmy, żaden nie miał córki tancerki ze złamaną nogą. Dostałem fotografie i pokazałem je Damienowi i Jessice, lecz obydwoje patrzyli na zdjęcia z tym samym oszołomionym, zaszczutym wyrazem twarzy. Damien w końcu powiedział, że żaden z mężczyzn nie jest tym, którego widział, a Jessica, kiedy ją o to proszono, za każdym razem niepewnie wskazywała inne zdjęcie, a w końcu w ogóle przestała reagować. Wysłałem kilku funkcjonariuszy, żeby obeszli osiedle i wypytali wszystkich, czy ktoś nie miał ostatnio gościa, który by odpowiadał opisowi – i nic.
Parę alibi nie zostało potwierdzonych. Jeden z wytypowanych twierdził, że siedział w Internecie do trzeciej nad ranem, na forum dla motocyklistów i omawiał konserwację klasycznych kawasaki. Drugi był w mieście na randce, spóźnił się na autobus o wpół do pierwszej i czekał w Supermacu na kolejny o drugiej. Przyczepiłem ich fotografie do tablicy i zabrałem się do rozpracowywania alibi, ale za każdym razem, gdy na nich patrzyłem, miałem to samo przeczucie, specyficzne i niepokojące, że zaczynam się utożsamiać ze sprawą: wrażenie, że wciąż moja wola natyka się na czyjąś wolę, na coś chytrego i upartego, na coś, co żyje własnym życiem.
***
Jedynie Sam miał wyniki. Często nie było go w biurze, rozmawiał z ludźmi – z członkami Urzędu Gminy, geodetami, farmerami, członkami „Przesunąć autostradę". Na naszych kolacjach był ostrożny w opowiadaniu, dokąd wszystko to go prowadziło.
– Pokażę wam za kilka dni – obiecał – jak nabierze sensu.
Raz, kiedy wyszedł do łazienki i zostawił na stole notatki, spojrzałem na nie ukradkiem: były tam wykresy i skróty, i kilka rysunków na marginesach, szczegółowych i nie do odczytania.
Nagle we wtorek – w duszny, drażniący i dżdżysty poranek, kiedy razem z Cassie w ponurym nastrojach przerabialiśmy po raz kolejny raporty policjantów z rozmów przeprowadzonych na osiedlu, na wypadek gdybyśmy coś przeoczyli – wszedł z dużym rulonem papieru technicznego, takiego, z jakiego dzieci robią kartki walentynkowe i dekoracje świąteczne w klasach.
– Oto czym się zajmowałem przez cały czas – powiedział i wyjął z kieszeni taśmę klejącą, a następnie zaczął przyklejać papier do ściany w rogu pokoju operacyjnego.
Читать дальше