– Drobny zbieg okoliczności? – Cassie wcisnęła ręce do kieszeni. – Rob. Gdyby chodziło o kogoś innego niż Rosalind, to co byś zrobił?
Poczułem, jak ogarnia mnie wściekłość, furia w najczystszej postaci.
– Nie, Maddox. Nie. Tak nie pogrywaj. Ty nigdy nie lubiłaś Rosalind, prawda? Od samego początku chciałaś mieć powód, żeby się do niej dobrać, teraz Damien daje ci żałosny cień powodu, a ty się go chwytasz niczym tonący brzytwy. Boże, biedna dziewczyna opowiadała mi, że kobiety są o nią zazdrosne, ale o tobie miałem lepsze zdanie. Jak widać, myliłem się.
– Zazdrosna, o Jezu, Rob, masz czelność! Miałam o tobie lepsze zdanie, bo nie myślałam, że będziesz chronił podejrzaną tylko dlatego, że jej współczujesz i ci się podoba, i jesteś na mnie wściekły z jakiegoś cholernie dziwacznego powodu, który sobie wymyśliłeś…
Szybko traciła panowanie nad sobą i patrzyłem na to z przyjemnością. Moja złość jest zimna, kontrolowana, klarowna, w każdej chwili potrafi odeprzeć gwałtowne ataki, jak ten Cassie.
– Bardzo proszę, byś nie podnosiła głosu – wycedziłem. – Przynosisz sobie wstyd.
– Ach, tak myślisz? A ty przynosisz wstyd całemu pieprzonemu wydziałowi. – Wepchnęła notes do kieszeni, zginając kartki. – Wzywam Rosalind Devlin…
– Nie wzywasz. Na litość boską, zachowuj się jak detektyw, do cholery, a nie jakaś rozhisteryzowana nastolatka prowadząca wendetę.
– Tak, Rob, taka właśnie jestem. A ty razem z Damienem możesz sobie zrobić, co ci się żywnie podoba, możecie się całować po dupach i jak dla mnie możecie nawet skisnąć…
– No cóż – powiedziałem – to z pewnością daje mi do myślenia. Bardzo profesjonalne.
– Co się z tobą, do kurwy nędzy, dzieje?! – wrzasnęła Cassie. Kopnęła drzwi i zatrzasnęła je za sobą z takim hukiem, że usłyszałem rozbrzmiewające w korytarzu echo, donośne i złowieszcze.
***
Odczekałem jakiś czas, a potem poszedłem na papierosa – Damien może się przez kilka minut sam sobą zająć, w końcu jest dużym chłopcem. Zaczynało się już ściemniać, ale dalej padał rzęsisty deszcz. Podniosłem kołnierz marynarki i przecisnąłem się przez drzwi. Już wcześniej miewaliśmy z Cassie kłótnie, to jasne, partnerzy kłócą się tak samo zajadle jak kochankowie. Kiedyś tak ją rozwścieczyłem, że walnęła pięścią w biurko i spuchł jej nadgarstek, nie rozmawialiśmy wtedy przez dwa dni. Ale nawet wówczas było inaczej, zupełnie inaczej.
Wyrzuciłem wypalonego do połowy i przemokniętego papierosa i wróciłem do środka. Jakaś cząstka mnie chciała załatwić Damiena, mieć spokój i iść do domu, pozwolić Cassie, by się zajęła robotą, ale wiedziałem, że na taki luksus nie mogę sobie pozwolić, musiałem odkryć motyw, żeby uchronić Rosalind przed bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z Cassie.
Damien zaczynał sobie powoli zdawać sprawę z tego, co się dzieje. Szalał z niepokoju, obgryzał paznokcie i podrygiwały mu nogi, ciągle powtarzał: Co się teraz stanie? Pójdę do więzienia, prawda? Na jak długo? Mama dostanie ataku serca. Czy więzienie jest naprawdę niebezpieczne, jak w pokazują w telewizji?
Miałem nadzieję, że dla swojego dobra nie oglądał Skazanego na śmierć.
Lecz kiedy tylko za bardzo zbliżałem się do tematu motywu, zamykał się w sobie, kulił jak jeż, przestawał mi patrzeć w oczy i zaczynał twierdzić, że ma luki w pamięci. Kłótnia z Cassie wyraźnie wytrąciła mnie z rytmu, wszystko wydawało się okropnie irytujące, i choć bardzo się starałem, Damien ciągle wpatrywał się w stół i potrząsał ze smutkiem głową.
– W porządku – rzekłem w końcu. – Wyjaśnijmy sobie COŚ. Twój ojciec zmarł dziewięć lat temu, zgadza się?
– Tak. – Damien spojrzał na mnie niepewnie. – Prawie dziesięć, pod koniec października będzie dziesiąta rocznica śmierci. Czy mogę… kiedy już tu skończymy, czy będę mógł dostać zwolnienie za kaucją?
– O kaucji zadecyduje sędzia. Czy twoja matka pracuje?
– Nie. Ma te, mówiłem przecież… – Ostrożnie wskazał na klatkę piersiową. – Dostaje zasiłek. A tato zostawił nam trochę… O Jezu, mama! – Raptownie wstał. – Zaraz zwariuje. Która godzina?
– Uspokój się. Rozmawialiśmy już z nią wcześniej, wie, że nam pomagasz w śledztwie. Nawet biorąc pod uwagę pieniądze, które wam zostawił ojciec, na pewno niełatwo wam związać koniec z końcem.
– Co?… Hm, dajemy sobie radę.
– Gdyby ktoś zaproponował ci sporą sumę pieniędzy, żebyś coś dla niego zrobił, tobyś się skusił, nieprawdaż? – Pieprzyć Sama i O’Kelly’ego, jeśli wujcio Redmond wynajął Damiena, to musiałem to wiedzieć teraz.
Damien zmarszczył brwi, wyglądało to na szczere zdziwienie.
– Co?
– Mógłbym ci wymienić kilka osób, które miały milion powodów, żeby zająć się rodziną Devlinów. Chodzi o to, że są to ludzie, którzy niechętnie wykonują mokrą robotę. Do tego zatrudniają innych.
Umilkłem na chwilę, dając mu okazję do wypowiedzenia się. Wyglądał na oszołomionego.
– Jeśli się kogoś obawiasz – powiedziałem tak łagodnie, jak tylko potrafiłem – to cię ochronimy. A jeśli ktoś cię wynajął, żebyś to zrobił, to nie jesteś prawdziwym zabójcą, prawda? To on nim jest.
– Co… ja nie… co? Myślicie, że ktoś mi zapłacił, żebym, żebym… Jezu! Nie!
Otwarte usta i twarz wyrażały zaskoczenie i czyste oburzenie.
– Skoro nie chodziło o pieniądze, to o co?
– Już wam powiedziałem, nie wiem! Nie pamiętam!
Przez jedną okropną chwilę zastanawiałem się, czy faktycznie mógł stracić częściowo pamięć, a jeśli tak, to dlaczego. Odrzuciłem tę myśl. Ciągle to słyszymy, a ja doskonale pamiętałem wyraz twarzy, gdy pominął sprawę rydla, to było umyślne.
– Wiesz, naprawdę staram ci się pomóc, ale nie mogę nic zrobić, jeśli nie będziesz ze mną szczery.
– Jestem szczery! Nie czuję się za dobrze…
– Nie, nie jesteś. A oto skąd o tym wiem. Pamiętasz fotografie, które ci pokazałem? Pamiętasz tę, na której skóra z twarzy Katy została zdjęta? Zostało zrobione podczas sekcji. A dzięki sekcji dowiedzieliśmy się, co dokładnie zrobiłeś dziewczynce.
– Już wam mówiłem…
Gwałtownie pochyliłem się nad stołem i spojrzałem mu z bliska w twarz.
– No i dziś rano znaleźliśmy w szopie na narzędzia rydel. Dlaczego, do cholery, myślisz, że jesteśmy aż tak głupi? Oto część, którą pominąłeś: po tym jak zabiłeś Katy, rozpiąłeś jej bojówki, ściągnąłeś majtki i wsadziłeś jej trzonek od rydla.
Damien trzymał się oburącz za głowę.
– Nie… ja nie…
– A ty usiłujesz mi wcisnąć, że to się tak po prostu stało? Zgwałcenie rydlem małej dziewczynki nie dzieje się ot tak sobie, nie bez dobrego powodu, więc przestań pierdolić głupoty i powiedz mi, jaki miałeś powód. Chyba że jesteś zboczeńcem. Czy tak właśnie jest, Damien? Jesteś?
Za bardzo go przycisnąłem. Z ponurą nieuchronnością Damien, który przecież miał za sobą ciężki dzień – znów zaczął płakać.
Spędziliśmy w tym pomieszczeniu sporo czasu. Damien, kryjąc twarz w dłoniach, łkał ochryple i spazmatycznie. Oparłem się o ścianę, zastanawiałem się, co z nim zrobić, i od czasu do czasu, gdy usiłował głębiej odetchnąć, bez przekonania podejmowałem kolejną próbę wyciągnięcia z niego, jaki miał motyw. Ani razu nie odpowiedział, nie wiem, czy mnie w ogóle słyszał. W pomieszczeniu było gorąco i wciąż jeszcze czułem zapach pizzy, drażniący i przyprawiający o mdłości. Nie mogłem się skupić. Myślałem tylko o Cassie, o Cassie i Rosalind, i o tym, czy Rosalind zgodziła się przyjść, czy się jakoś trzyma, czy za chwilę Cassie zapuka do drzwi i zechce posadzić ją twarzą w twarz z Damienem.
Читать дальше