– Każdy facet, którego zapuszkowałeś, będzie żądał ponownego procesu, powołując się na to, że udowodniono ci ukrywanie dowodów. Gratuluję, Ryan, właśnie spierdoliłeś wszystkie sprawy, jakich się kiedykolwiek tknąłeś.
– W takim razie nie ma mnie w sprawie – powiedziałem głupio. Miałem zdrętwiałe wargi. Przed oczyma pojawił mi się obraz dziesiątków dziennikarzy wrzeszczących pod moim blokiem, wciskających mi pod nos mikrofony, nazywających mnie Adamem i żądających wszystkich drastycznych szczegółów. Heather by się to spodobało: męczeństwa starczyłoby jej na wiele miesięcy. Jezu.
– Nie, do cholery, nie zostawisz sprawy – uciął O’Kelly. – Nie zostawisz sprawy dlatego, że ja nie chcę, żeby jakiś bystry dziennikarzyna zaczął się interesować, czemu zostałeś wykopany. Od dziś będziemy mówić tylko i wyłącznie o kontroli szkód. Nie przesłuchasz ani jednego świadka, nie dotkniesz ani jednego dowodu, będziesz siedział przy biurku i starał się nie pogarszać sytuacji. Zrobimy, co w naszej mocy, żeby to się nie wydostało na zewnątrz. A w dniu gdy proces Donnelly’ego się zakończy, jeśli w ogóle będzie proces, zostaniesz zawieszony w pracy w związku z toczącym się śledztwem.
Mogłem myśleć tylko o tym, że „kontrola szkód" to dwa słowa.
– Sir, bardzo mi przykro – powiedziałem, bo wydawało się to właściwsze. Nie miałem pojęcia, co wiązało się z zawieszeniem. Miałem niejasny obraz jakiegoś gliniarza z telewizji rzucającego na biurko swojego szefa odznakę i pistolet.
– Dorzuć dwa funty do swojego „przykro" i kupisz sobie kawę – odparł O’Kelly. – Uporządkuj wskazówki z gorącej linii i umieść w aktach. Jeśli gdziekolwiek pojawi się choćby wspomnienie starej sprawy, koniec, przestajesz czytać, przekazujesz je Maddox albo O’Neillowi. – Usiadł przy biurku, sięgnął po słuchawkę telefonu i zaczął wybierać numer. Stałem, gapiąc się na niego jeszcze przez kilka sekund, zanim zdałem sobie sprawę, że mam sobie iść.
***
Powoli wszedłem do pokoju operacyjnego – nie jestem pewien po co, nie miałem zamiaru zajmować się gorącą linią, pewnie zrobiłem to automatycznie. Cassie siedziała przed telewizorem, łokcie oparła o kolana i oglądała taśmę z mojego przesłuchania Damiena. Ramiona miała zgarbione z wyczerpania, z dłoni bezwładnie zwisał pilot.
Poczułem w środku okropne szarpnięcie. Do tamtej chwili nie przyszło mi do głowy, skąd się dowiedział O’Kelly. Dopiero wtedy, gdy stałem w drzwiach pokoju operacyjnego i na nią patrzyłem, uderzyło mnie, że tylko w jeden sposób mógł się dowiedzieć.
Doskonale zdawałem sobie sprawę, że ostatnio byłem dla niej okropny, ale miałem powody. Natomiast to, co zrobiła, nie dało się w żaden sposób usprawiedliwić. Nigdy sobie nie wyobrażałem takiej zdrady. Ogarnęła mnie wściekłość. Myślałem, że mnie rozniesie.
Być może nieświadomie wydałem jakiś dźwięk albo się poruszyłem, nie wiem, ale Cassie gwałtownie się odwróciła i na mnie spojrzała. Po chwili wcisnęła „stop" i odłożyła pilot.
– Co powiedział O’Kelly?
Wiedziała, już wiedziała, a ja nie miałem cienia wątpliwości.
– Jak tylko sprawa się skończy, zostanę zawieszony – powiedziałem beznamiętnie. Nie poznawałem własnego głosu.
Cassie szeroko otworzyła z przerażenia oczy.
– O cholera. O cholera, Rob… ale nie wylatujesz? Nie, nie wyrzucił cię ani nic takiego?
– Nie, nie wylatuję. Nie dzięki tobie. – Powoli mijał pierwszy szok i zaczynała mnie ogarniać zimna złość. Poczułem, że cały się trzęsę.
– To nie fair – rzekła Cassie i usłyszałem, że głos jej się łamie. – Próbowałam cię ostrzec. Dzwoniłam do ciebie wczoraj, sama nie wiem ile razy…
– Trochę za późno, żeby się o mnie martwić, nieprawdaż? Powinnaś była o tym wcześniej pomyśleć.
Cassie była blada jak ściana, oczy miała jak spodki. Miałem ochotę zetrzeć z jej twarzy ten zaskoczony, nic nierozumiejący wyraz.
– Wcześniej niż kiedy? – zapytała.
– Zanim poinformowałaś o moich prywatnych sprawach O’Kelly’ego. Lepiej ci teraz? Czy zniszczenie mi kariery zrekompensowało ci to, że nie traktowałem cię jak księżniczki? Czy może masz coś innego w zanadrzu?
– Więc myślisz, że to ja mu powiedziałam? – spytała cicho po chwili.
O mało się nie roześmiałem.
– Tak, faktycznie tak myślę. Wiedziało o tym tylko pięć osób, a jakoś wątpię, żeby moi rodzice albo znajomy sprzed piętnastu lat wybrał sobie ten właśnie moment, żeby zadzwonić do mojego szefa i powiedzieć: „A tak przy okazji, czy wie pan, że Ryan miał kiedyś na imię Adam?". Masz mnie za głupiego? Wiem, że to ty mu powiedziałaś.
Ani na chwilę nie przestawała na mnie patrzeć, ale coś w jej oczach się zmieniło i zdałem sobie sprawę, że jest tak samo wściekła jak ja. Szybkim ruchem sięgnęła po kasetę leżącą na stole i z całej siły nią we mnie rzuciła. Zrobiłem unik, uderzyła w ścianę na wysokości mojej głowy, zakręciła się i upadła w kącie.
– Obejrzyj sobie tę taśmę.
– Nie jestem zainteresowany.
– Albo w tej chwili obejrzysz tę taśmę, albo przysięgam, że do jutra twoja gęba będzie w każdej gazecie w tym kraju.
Podziałało na mnie nie samo ostrzeżenie, lecz fakt, że użyła go, jakby to była jej karta atutowa. Coś we mnie wyzwoliła, zachłanną ciekawość, pomieszaną – albo może myślę tak tylko z perspektywy czasu – z jakimś niejasnym przeczuciem. Podniosłem taśmę, włożyłem do magnetowidu i nacisnąłem „play". Cassie mocno zacisnęła dłonie i obserwowała mnie bez ruchu. Podsunąłem sobie krzesło i usiadłem przed ekranem, plecami do niej.
Była to niewyraźna, czarno-biała taśma z sesji, jaką wczorajszego wieczoru odbyła Cassie z Rosalind. Zegar wskazywał 20.27, w pomieszczeniu obok właśnie dojrzewałem do decyzji, by dać spokój Damienowi. Rosalind siedziała sama w pokoju przesłuchań, poprawiając szminką usta i przeglądając się w lusterku puderniczki. W tle słychać było dźwięki, które dopiero po chwili wydały mi się znajome, ochrypłe łkanie i mój przebijający się głos.
– Damien, musisz mi wyjaśnić, dlaczego to zrobiłeś.
Cassie włączyła mikrofon i ustawiła go tak, by słychać było, co dzieje się w sąsiednim pokoju. Rosalind podniosła głowę i wpatrzyła się w lustro weneckie, lecz jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Drzwi się otwarły i weszła Cassie, Rosalind zakręciła szminkę i schowała do torebki. Damien dalej płakał.
– Cholera – rzekła Cassie, spoglądając na interkom – przepraszam. – Wyłączyła urządzenie, a Rosalind rzuciła jej niezadowolony półuśmiech.
– Detektyw Maddox przesłuchuje Rosalind Frances Devlin – powiedziała Cassie do kamery. – Usiądź.
Rosalind się nie poruszyła.
– Wolałabym, żeby to nie pani ze mną rozmawiała – odparła zimnym tonem, którego nigdy wcześniej u niej nie słyszałem. – Chciałabym rozmawiać z detektywem Ryanem.
– Przykro mi, ale to niemożliwe – wesoło odpowiedziała Cassie i wysunęła sobie krzesło. – Właśnie prowadzi przesłuchanie, jak pewnie sama słyszałaś – dodała ze smutnym uśmieszkiem.
– W takim razie wrócę, jak skończy. – Wsunęła pod ramię torebkę i ruszyła w stronę drzwi.
– Jedna chwila, panno Devlin – powiedziała już innym tonem Cassie. Rosalind westchnęła i odwróciła się, ze wzgardą unosząc brwi. – Czy jest jakiś powód, dla którego nagle nie chce pani odpowiadać na pytania dotyczące śmierci siostry?
Читать дальше