– Dobra – wtrąciłem się – doszliśmy do momentu, gdy wróciłeś do domu. Porozmawiajmy o następnym dniu.
– A, tak. Następny dzień. – Damien odetchnął z rezygnacją, jego ciałem wstrząsnął lekki dreszcz. – Cały dzień przypominał koszmar. Byłem tak zmęczony, że prawie nic nie widziałem i za każdym razem gdy wchodziłem do szopy na narzędzia, myślałem, że zemdleję… no i udawanie, że wszystko jest tak jak zwykle, śmianie się z dowcipów, jakby nic się nie stało, a cały czas myślałem o niej… A potem w nocy musiałem zrobić wszystko od nowa, poczekać, aż mama uśnie, wymknąć się i wrócić na wykopaliska. Gdybym w lesie znów zobaczył światło, to nie wiem, co bym zrobił.
– Więc poszedłeś z powrotem do szopy na narzędzia – powiedziałem.
– Tak. Znów nałożyłem rękawiczki i wyjąłem… wyjąłem ją. Była… myślałem, że będzie sztywna, myślałem, że ciała są sztywne, ale ona… – Ugryzł się w wargę. – Ona wcale nie była. Tylko zimna. Brzydziłem się jej dotknąć… – Wzdrygnął się.
– Ale musiałeś.
Damien przytaknął i kolejny raz wydmuchał nos.
– Wyciągnąłem ją na wykopaliska i położyłem na kamiennym ołtarzu. Żeby ją zabezpieczyć przed szczurami i tak dalej. Gdzie ktoś ją znajdzie, zanim… Chciałem, żeby wyglądała, jakby spała albo coś takiego. Nie wiem dlaczego. Wyrzuciłem kamień i wymyłem plastikową torbę, a potem położyłem ją na miejsce, ale nie mogłem znaleźć latarki, była gdzieś pod plandekami, a ja już chciałem wracać do domu…
– Dlaczego jej nie pochowałeś? – spytałem. – Na wykopaliskach lub w lesie? – To by było logiczne.
Damien spojrzał na mnie i lekko rozchylił usta.
– O tym nie pomyślałem – odparł. – Chciałem już stamtąd iść. W każdym razie… to znaczy, tak po prostu ją pochować? Jak śmieć?
Dopiero po miesiącu zrozumieliśmy, o czym mówił.
– A dzień później – powiedziałem – postarałeś się znaleźć ciało. Dlaczego?
– Tak. – Otrząsnął się. – Słyszałem… no miałem rękawiczki, żeby nie zostawić odcisków palców, ale słyszałem gdzieś, że jeśli znajdzie się przy niej mój włos albo nitki z kurtki, to da się ustalić, że są moje. Wiedziałem, że muszę ją znaleźć. Nie chciałem, Jezu, nie chciałem na nią patrzeć, ale… Przez cały dzień usiłowałem wymyślić wymówkę, żeby tam pójść, ale bałem się, że będzie to wyglądało podejrzanie. Nie mogłem myśleć. Chciałem tylko, żeby już było po wszystkim. A wtedy Mark kazał iść Mel pracować przy kamiennym ołtarzu.
Westchnął ze zmęczenia.
– A potem… tak naprawdę to było łatwiejsze, wiecie. Przynajmniej nie musiałem udawać, że wszystko jest w porządku.
Nic dziwnego, że był podminowany podczas pierwszego przesłuchania. Choć niewystarczająco, żeby nas zaalarmować. Jak na nowicjusza, nieźle sobie poradził.
– A kiedy z tobą rozmawialiśmy… – zacząłem i urwałem.
Nie patrzyliśmy z Cassie na siebie, nie drgnął mi ani jeden mięsień, lecz przepłynęła między nami fala zrozumienia, niczym iskra napięcia w elektrycznym ogrodzeniu. Jednym z powodów, dla których potraktowaliśmy tak poważnie historię Jessiki o mężczyźnie w dresie, było to, że Damien opisał takiego samego człowieka praktycznie na miejscu zbrodni.
– Kiedy z tobą rozmawialiśmy – podjąłem po chwili – wymyśliłeś człowieka w dresie, żeby nas zmylić.
– Tak. – Damien spoglądał na nas niespokojnie. – Przepraszam. Po prostu myślałem…
– Przesłuchanie zawieszone – powiedziała Cassie i wyszła. Poszedłem za nią z ciężkim sercem, odprowadzany trwożliwym:
– Co… co…? – Damiena.
***
Instynkt kazał nam iść do pokoju obok, gdzie Sam wcześniej przepytywał Marka, nie mogliśmy zostać ani na korytarzu, ani wracać do pokoju przesłuchań. Na stole walały się jeszcze resztki po pizzy, zgniecione serwetki, styropianowe kubki, dostrzegłem ciemną plamę po rozlanym napoju, widocznie ktoś walnął pięścią w stół albo odsunął ze złością krzesło.
– W porządku! – powiedziała Cassie, było to coś pomiędzy westchnieniem a śmiechem. – Udało nam się, Rob! – rzuciła notes na stół i objęła mnie. Był to szybki gest zadowolenia, wykonany bez zastanowienia, ale podziałał mi na nerwy. Pracowaliśmy razem w starym, doskonałym porozumieniu, udając, że nic się nie wydarzyło, jednak to było wyłącznie na użytek Damiena i dlatego, że wymagała tego sprawa, nie sądziłem, że muszę to Cassie wyjaśniać.
– Na to wygląda, tak.
– Kiedy to w końcu powiedział… Boże, szczęka mi opadła. Szampan wieczorem obowiązkowy, niezależnie od tego, o której skończymy, i to dużo. – Wypuściła powietrze, oparła się o stół i potargała włosy. – Będziesz musiał iść po Rosalind.
Spiąłem się.
– Dlaczego? – spytałem chłodno.
– Bo mnie nie lubi.
– Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Ale po co ktokolwiek ma po nią iść?
Cassie zatrzymała się w połowie ruchu i przyjrzała mi się.
– Rob, zarówno ona, jak i Damien podsunęli nam identyczny fałszywy trop. Musi istnieć jakiś związek.
– Właściwie to Jessica i Damien naprowadzili nas na ten sam fałszywy trop.
– A ty myślisz, że to Damien i Jessica w tym razem siedzą? Daj spokój.
– Nie sądzę, żeby ktokolwiek w tym siedział. Myślę, że Rosalind przeszła już wystarczająco dużo w swoim życiu i chyba nie ma takiej możliwości, żeby brała udział w zamordowaniu siostry, więc nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy ją tutaj ściągać i narażać ją na kolejne traumatyczne przeżycia.
Cassie usiadła na stole i spojrzała na mnie. W jej spojrzeniu było coś, czego nie rozumiałem.
– A myślisz, że ten dureń sam to wszystko wymyślił?
– Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi – powiedziałem niczym O’Kelly, ale nie potrafiłem się powstrzymać. – Może Andrews albo jeden z jego kumpli go zatrudnił. To by wyjaśniało, dlaczego kryje motyw, bo boi się, że jeśli ich wsypie, to się zemszczą.
– Tak, poza tym, że nie mamy ani grama dowodu na jakikolwiek związek między nimi, a Andrews…
– Mimo to.
– Za to mamy dowody na związek między nim a Rosalind.
– Słyszałaś, co powiedziałem. Powiedziałem „mimo to". O’Kelly pracuje nad wyciągami telefonicznymi i bankowymi. Kiedy je dostaniemy, zobaczymy, z czym mamy do czynienia i od tego zaczniemy.
– Do czasu aż dostaniemy wyciągi, Damien się uspokoi, weźmie sobie prawnika, a Rosalind dowie się o aresztowaniu z gazet i zacznie się pilnować. Wzywamy ją teraz i tak długo będziemy ich maglować, aż dowiemy się, o co chodzi.
Przypomniałem sobie głos Kiernana albo McCabe’a, to przyprawiające o zawrót głowy uczucie, gdy puszczały mi hamulce i odpływałem w łagodną, nieskończenie przyjemną nicość.
– Nie – odparłem – nie wzywamy. To delikatna dziewczyna, Maddox. Jest wrażliwa i łatwo ją zranić, właśnie straciła siostrę i nie ma pojęcia dlaczego. A ty chcesz bawić się z nią i zabójcą jej siostry? Jezu, Cassie. Mamy obowiązek opiekować się tą dziewczyną.
– Nie, wcale nie mamy, Rob. To robota dla ludzi z wydziału pomocy ofiarom. My mamy obowiązki względem Katy i musimy poznać prawdę o tym, co tu się, do cholery, zdarzyło, i to wszystko. Cała reszta to sprawa drugoplanowa.
– A jeśli Rosalind wpadnie w depresję albo przeżyje załamanie nerwowe, bo będziemy ją dręczyć? Wtedy też powiesz, że to robota dla wydziału pomocy ofiarom? Nie rozumiesz, że i jej życie możemy zniszczyć? Dopóki nie będziemy mieć czegoś lepszego niż jakiś drobny zbieg okoliczności, zostawiamy dziewczynę w spokoju.
Читать дальше