Ściskał puszkę tak mocno, że się wygięła z cichym chrzęstem. Wszyscy się wzdrygnęliśmy.
– Damien – spytałem bardzo cicho – czy to brzmi dla ciebie znajomo?
I wreszcie, po długim oczekiwaniu nadeszło: coś w nim pękło, zakołysał głową, a po chwili skinął.
– Chcesz tak żyć do końca życia?
Poruszył się chwiejnie.
Cassie po raz ostatni pogłaskała go lekko po ramieniu i zabrała rękę, nie mogło być nic, co by wyglądało na przymus.
– Nie chciałeś zabić Katy – powiedziała łagodnie. – To się po prostu stało.
– Tak – szepnął cichutko, ale ja usłyszałem. Słuchałem tak uważnie, że prawie dobiegło do moich uszu bicie jego serca. – Tak się po prostu stało.
Przez chwilę zdawało się, że pokój się zawali, jakby jakaś eksplozja tak gigantyczna, że wręcz niesłyszalna, wessała całe powietrze. Żadne z nas się nie poruszyło. Damien opuścił bezwładnie ręce i puszka upadła na stół, zachwiała się i zatrzymała. W świetle lampy jego loki miały kolor orzechowy. W końcu wszyscy głęboko odetchnęliśmy.
– Damienie Jonesie Donnelly – powiedziałem. Nie obszedłem stołu z powrotem, by stanąć naprzeciw niego, nie byłem pewien, czy zdołam. – Aresztuję cię pod zarzutem zabójstwa popełnionego siedemnastego sierpnia tego roku w Knocknaree, w hrabstwie Dublin, na osobie Katharine Bridget Devlin.
Damien nie przestawał się trząść. Zabraliśmy fotografie i przynieśliśmy mu świeżą herbatę, zaproponowaliśmy, że znajdziemy dodatkowy sweter albo podgrzejemy resztki pizzy, ale tylko kręcił głową, nie patrząc na nas. Mnie cała ta scena zdawała się absurdalnie nierzeczywista. Nie mogłem oderwać od Damiena wzroku. Łamałem sobie głowę w poszukiwaniu wspomnień, pojechałem do lasu w Knocknaree, zaryzykowałem karierę i utratę partnerki, wszystko przez tego chłopaka.
Cassie przebrnęła z nim przez formularz z prawami – powoli i delikatnie, jakby właśnie przeżył okropny wypadek – a ja wstrzymywałem oddech, ale nie chciał prawnika.
– Jaki to ma sens? Zrobiłem to, wy i tak wiedzieliście, wszyscy się dowiedzą, prawnik nic nie da… Pójdę do więzienia, prawda? Pójdę do więzienia? – Szczękał zębami, trzeba mu było czegoś mocniejszego niż herbata.
– Teraz się tym nie martw, dobrze? – łagodząco odparła Cassie. W tych okolicznościach zabrzmiało to wręcz groteskowo, ale wyglądało na to, że Damien się trochę uspokoił, nawet skinął głową. – Tylko nam pomóż, a i my spróbujemy ci pomóc.
– Ja nie… tak jak powiedzieliście, nigdy nie chciałem nikogo skrzywdzić, przysięgam. – Wpatrywał się w Cassie, jakby całe jego życie zależało od tego, czy mu uwierzy. – Możecie im powiedzieć, możecie powiedzieć sędziemu? Ja nie, ja nie jestem jakimś szaleńcem ani seryjnym zabójcą, ani… Wcale taki nie jestem. Nie chciałem jej skrzywdzić, przysięgam na, na, na…
– Cii. Wiem. – Znów położyła dłoń na jego ręce, kciukiem głaskała nadgarstek w uspokajającym rytmie. – Cii, Damien. Wszystko będzie dobrze. Najgorsze już za tobą. Teraz musisz nam tylko powiedzieć swoimi słowami, co się wydarzyło. Możesz to dla mnie zrobić?
Po kilku głębokich oddechach dzielnie przytaknął.
– Doskonale. – W ostatniej chwili powstrzymała się przed pogłaskaniem go po głowie i podaniem mu ciasteczka.
– Musimy usłyszeć całą historię, Damien – rzekłem, przysuwając sobie bliżej krzesło. – Krok po kroku. Kiedy się wszystko zaczęło?
– Yyy? – Wyglądał na zaskoczonego. – Ja… co?
– Powiedziałeś, że nigdy nie chciałeś jej skrzywdzić. Więc jak do tego doszło?
– Ja nie… to znaczy, nie jestem pewien. Nie pamiętam. Nie mogę wam po prostu opowiedzieć o ostatniej nocy?
Wymieniliśmy między sobą spojrzenia.
– Dobra – rzuciłem. – Jasne. Zacznij od tego, jak wyszedłeś z pracy w poniedziałkowy wieczór. Co zrobiłeś? – Coś było nie tak, i to wyraźnie, pamięć z pewnością nie odmówiła mu posłuszeństwa, ale jeśli teraz go przyciśniemy, może zamknąć się w sobie i zmienić zdanie na temat prawnika.
– Okay… – znów głęboko odetchnął i wyprostował się, zaciśnięte dłonie wsunął między kolana jak uczeń na egzaminie ustnym. – Pojechałem do domu autobusem. Zjadłem z mamą kolację, a potem graliśmy przez jakiś czas w scrabble, mama lubi scrabble. Jest trochę chora, ma chore serce, położyła się spać o dziesiątej, zawsze tak robi. A ja poszedłem do swojego pokoju i siedziałem, aż usnęła… chrapie, więc wiedziałem… próbowałem coś czytać, ale nie mogłem, nie potrafiłem się skoncentrować, byłem tak… – Znów zaczął szczękać zębami.
– Cii – łagodnie powiedziała Cassie. – Już po wszystkim. Dobrze ci idzie.
Szybko odetchnął i skinął głową.
– O której wyszedłeś z domu? – spytałem.
– Hm, o jedenastej. Poszedłem z powrotem na wykopaliska, bo to kilka kilometrów ode mnie z domu, tylko autobusem człowiek telepie się godzinami, bo trzeba wjechać do miasta, a potem z powrotem wyjechać. Poszedłem bocznymi drogami, tak żeby nie przechodzić przez osiedle. Zamiast tego musiałem przejść obok chaty, ale pies mnie zna, więc kiedy się podniósł, powiedziałem „dobry piesek", a on nie szczekał. Było ciemno, ale miałem latarkę. Poszedłem do szopy z narzędziami i zabrałem rękawiczki, nałożyłem je i wziąłem… – Z trudem przełknął ślinę. – Wziąłem duży kamień. Z ziemi, na skraju wykopalisk. Potem poszedłem do szopy ze znaleziskami.
– O której to było godzinie? – zapytałem.
– Koło północy.
– A kiedy przyszła Katy?
– Miała być… – Mrugnął i pochylił głowę. – Miała być o pierwszej, ale przyszła wcześniej, może za piętnaście pierwsza? Kiedy zapukała do drzwi, prawie dostałem ataku serca.
Przestraszył się jej. Miałem ochotę go walnąć.
– Więc ją wpuściłeś.
– Tak. Miała ze sobą ciastka czekoladowe. Chyba wzięła je, wychodząc z domu, dała mi jedno, ale nie mogłem… to znaczy nie mogłem jeść. Włożyłem je do kieszeni. Zjadła swoje i przez kilka minut opowiadała mi o szkole baletowej i innych rzeczach. A potem powiedziałem… powiedziałem: „Popatrz na tę półkę", a ona się odwróciła. A ja ją uderzyłem. Kamieniem, w głowę. Uderzyłem ją.
W jego głosie słychać było niedowierzanie. Źrenice miał tak rozszerzone, że jego oczy wyglądały, jakby były czarne.
– Ile razy? – spytałem.
– Nie, Boże… Muszę to robić? To znaczy, powiedziałem wam, że to zrobiłem, nie mogę po prostu… po prostu… – Ściskał brzeg stołu, wbijając w niego paznokcie.
– Damien – łagodnie, lecz stanowczo odezwała się Cassie – musimy znać wszystkie szczegóły.
– Okay. Okay. – Niezdarnie otarł dłonią usta. – Uderzyłem ją tylko raz, ale pewnie za słabo, bo jakby się potknęła i upadła, ale jeszcze była… odwróciła się i otworzyła usta, jakby chciała krzyczeć, więc ją… ją chwyciłem. To znaczy, byłem przerażony, naprawdę byłem przerażony, gdyby zaczęła krzyczeć… – bełkotał. – Zamknąłem jej dłonią usta i znów próbowałem uderzyć, lecz ona zaczęła mnie drapać i kopać. Leżeliśmy na podłodze, a ja nawet nie widziałem, co się dzieje, bo latarkę zostawiłem na stole, nie włączyłem światła. Próbowałem Katy przytrzymać, ale ona usiłowała dostać się do drzwi, cały czas się wykręcała, była silna… nie podejrzewałem jej o to, bo przecież była…
Jego głos ucichł i Damien wpatrywał się teraz w stół. Oddychał przez nos, szybko i płytko.
Читать дальше