Zaczęliśmy od prostych pytań, rzeczy, na które mógłby odpowiedzieć bez niepokoju. Pochodził z Rathfarnham, prawda? Studiował w Trinity? Właśnie skończył drugi rok? Jak poszły egzaminy? Damien odpowiadał monosylabami i okręcał brzeg swetra wokół kciuka, wyraźnie nie mógł się doczekać, aż dowie się, dlaczego go przesłuchujemy, ale bał się pytać. Cassie podprowadziła go do tematu archeologii i stopniowo się rozluźnił, wyplątał ręce ze swetra, zaczął pić herbatę i odpowiadać pełnymi zdaniami. Odbyli długą i wesołą rozmowę o różnych znaleziskach, które pojawiły się na wykopaliskach. Pozwoliłem im, by co najmniej przez dwadzieścia minut rozmawiali, zanim się wtrąciłem (z tolerancyjnym uśmiechem. „Nie chciałbym przerywać, ale chyba powinniśmy wrócić do sedna, zanim wszyscy troje wpakujemy się w kłopoty").
– Daj spokój, Ryan, dwie sekundy – błagała Cassie. – Nigdy jeszcze nie widziałam okrągłej fibuli. Jak wygląda?
– Powiedzieli, że prawdopodobnie trafi do Muzeum Narodowego – poinformował ją, zarumieniony z dumy. – Jest mniej więcej taka duża, z brązu, ma wyryty wzór… – Wykonał kilka niewyraźnych gestów, rysując palcem esy-floresy w powietrzu, prawdopodobnie chcąc zilustrować wzór.
– Możesz to dla mnie narysować? – spytała Cassie i podsunęła mu notes i długopis. Damien posłusznie zaczął rysować, marszcząc w skupieniu brwi.
– To mniej więcej coś takiego – powiedział, podając jej notes. – Nie umiem rysować.
– No! No! – skomentowała z podziwem. – I ty to znalazłeś? Gdybym to ja coś takiego znalazła, to pewnie bym wpadła w szał radości, dostała ataku serca czy coś w tym stylu.
Zajrzałem znad jej ramienia: szeroki okrąg z czymś, co wyglądało na bolec z tyłu, ozdobione płynnymi zawijasami.
– Ładne – powiedziałem. Damien rzeczywiście był leworęczny. Jego dłonie wciąż wydawały się o numer za duże w stosunku do reszty ciała, jak łapy szczeniaka.
***
– Hunt jest w porządku – rzucił w korytarzu O’Kelly. – W pierwotnym zeznaniu twierdził, że pił z żoną herbatę i oglądał przez cały poniedziałkowy wieczór telewizję, do jedenastej, kiedy to udał się do łóżka. Oglądali jakieś cholerne filmy dokumentalne, coś o surykatkach, a potem o Ryszardzie Trzecim – chcąc nie chcąc, musieliśmy wysłuchać każdego cholernego szczegółu. Żona mówi to samo, no i program telewizyjny wszystko potwierdza. A sąsiad, który ma psa, miniaturowe gówno szczekające przez całą noc, mówi, że koło pierwszej nad ranem słyszał, jak Hunt wrzeszczy na niego z okna. Czemu sam mu się nie kazał zamknąć w cholerę… Jest pewien daty, bo tego właśnie dnia dostarczyli im nowe odeskowanie – mówi, że robotnicy zdenerwowali psa. Puszczam mądralę do domu, zanim doprowadzi mnie do szału. W wyścigu zostało tylko dwóch zawodników.
– Jak Sam sobie radzi z Markiem? – spytałem.
– Nic nie ma. Hanly jest wkurzony jak cholera i trzyma się wersji imprezy z dymaniem, dziewczyna to potwierdza. Jeśli kłamią, to szybko się nie złamią. No i na pewno jest praworęczny. A co z waszym chłoptasiem?
– Leworęczny – odparła Cassie.
– Jak na razie wygrywa w naszym rankingu. Ale to nie wystarczy. Rozmawiałem z Cooperem… – Twarz O’Kelly’ego wykrzywiła się w grymasie. – Ułożenie ofiary, ustawienie napastnika, wszystko niewiele warte, choć sprowadza się do tego, że uważa, że nasz człowiek jest leworęczny, ale nie powie tego na pewno. Gada jak jakiś cholerny polityk. Jak tam Donnelly?
– Zdenerwowany – oznajmiłem.
O’Kelly uderzył w drzwi pokoju przesłuchań.
– To dobrze. I tak trzymać.
***
Wróciliśmy z powrotem do środka i zabraliśmy się do denerwowania Damiena.
– Dobra – rzuciłem, wysuwając krzesło – pora wracać do roboty. Porozmawiajmy o Katy Devlin.
Damien kiwnął głową z uwagą, ale spostrzegłem, że się przygotowuje. Łyknął herbaty, choć na pewno już zupełnie wystygła.
– Kiedy zobaczyłeś ją po raz pierwszy?
– Myślę, że jak mieliśmy za sobą trzy czwarte drogi przez wzgórze? Wyżej niż dom i baraki. Bo sposób, w jaki zbocze wzgórza…
– Nie – przerwała mu Cassie – nie w dniu, gdy znalazłeś zwłoki. Wcześniej.
– Wcześniej…? – Damien mrugał, wpatrując się w nią, wziął kolejny łyk herbaty. – Nie, ja nie… nie widziałem jej wcześniej.
– Nigdy wcześniej jej nie widziałeś? – Ton Cassie się nie zmienił, ale nagle poczułem, że robi się spokojna niczym podkradający się pies myśliwski. – Jesteś pewien? Zastanów się, Damien.
Pokręcił głową gwałtownie.
– Nie. Przysięgam. Nigdy wcześniej jej nie widziałem.
Nastąpiła chwila ciszy. Rzuciłem Damienowi spojrzenie, które miało wyrażać umiarkowane zainteresowanie, ale w głowie mi się kręciło.
Głosowałem za Markiem nie z czystej przekory, jak moglibyście sobie pomyśleć, ani wcale nie dlatego, że coś mnie w nim irytowało. Przypuszczam, że kiedy się nad tym zastanowić, to mając wybór, po prostu chciałem, żeby to był on. Nigdy nie traktowałem Damiena poważnie – ani jako mężczyzny, ani świadka, a już z pewnością nie jako sprawcy. Był beznadziejnym mięczakiem – loczki, jąkanie się i bezbronność – można by go zdmuchnąć niczym dmuchawiec, myśl, że cały ostatni miesiąc kręciliśmy się w kółko przez kogoś takiego jak on, była szokująca. Niezależnie od tego, co myślę o Marku, był on godnym przeciwnikiem.
Ale Damien bezsensownie kłamał. Dziewczęta Devlinów wystarczająco często kręciły się w pobliżu wykopalisk tego lata, trudno by ich było nie zauważyć, cała reszta archeologów je pamiętała, Mel, która trzymała się z daleka od ciała Katy, od razu ją poznała. A Damien, zajmując się oprowadzaniem po wykopaliskach, miał więcej szans niż ktokolwiek inny, by z nią porozmawiać, spędzić czas. Pochylił się nad jej ciałem, teoretycznie, żeby sprawdzić, czy oddycha (a ja pomyślałem, że aż dziw, że znalazł w sobie tyle odwagi). Nie miał najmniejszego powodu, żeby zaprzeczać, że ją wcześniej widział, chyba że niezdarnie wpadał w pułapkę, której nigdy nie zastawiliśmy. Przypuszczalnie na samą myśl, że zostanie z Katy powiązany, tak bardzo się wystraszył, że nie potrafił logicznie myśleć.
– W porządku – powiedziała Cassie – a jej ojca, Jonathana Devlina? Jesteś członkiem „Przesunąć autostradę"? – Damien upił wielki łyk zimnej herbaty i zaczął na powrót potakiwać, a my zręcznie zeszliśmy z tematu, zanim zdał sobie sprawę z tego, co powiedział.
***
Około trzeciej Cassie, Sam i ja wyszliśmy odebrać zamówioną pizzę – Mark zaczął nudzić, że jest głodny, a my nie chcieliśmy stresować ani jego, ani Damiena. Żaden z nich nie był aresztowany, w każdej chwili mogli wyjść z budynku, a my nie moglibyśmy nic zrobić, żeby ich zatrzymać. Stawialiśmy na podstawowe ludzkie pragnienie zadowolenia władzy i bycia dobrym człowiekiem. Podejrzewałem, że to właśnie zatrzyma w pokoju przesłuchań Damiena, ale co do Marka nie miałem już tej pewności.
– I jak wam idzie z Donnellym? – spytał mnie Sam w pizzerii. Cassie opierała się ladę i żartowała z facetem, który przyjmował od nas zamówienie.
Wzruszyłem ramionami.
– Trudno powiedzieć. Jak tam Mark?
– Wścieka się. Mówi, że skoro przez pół roku urabiał się po pachy dla „Przesunąć autostradę", to czemu miałby wszystko ryzykować, zabijając dzieciaka przewodniczącego? Uważa, że to sprawa polityczna… – Sam się skrzywił. – A co do Donnelly’ego – dodał, nie patrząc na mnie, lecz na plecy Cassie. – Jeśli to nasz człowiek. Jaki by mógł… mieć motyw?
Читать дальше